Szef Szwedzkich Demokratów Jimmie Akesson, drugiej siły w szwedzkim parlamencie, twierdzi, że
Unia idzie w złym kierunku, przesunięcie ośrodka władzy do Brukseli trwa
Polityk porównuje członkostwo w UE do nałożonego kaftana bezpieczeństwa, co skutkuje oddaniem Brukseli możliwości samostanowienia o niektórych istotnych dla Szwecji kwestiach. Zauważa też, że obecnie to politycy z Niemiec, Polski czy Francji decydują o codziennych sprawach Szwedów, jak te dotyczące kupna samochodu, paliwa czy możliwości wycinki drzew na swoim prywatnym terenie.
Akesson twierdzi, że już 60 procent decyzji podejmowanych w szwedzkich samorządach jest konsekwencją unijnych wytycznych i regulacji. Jego zdaniem niedopuszczalna jest sytuacja, w której na prawo obowiązujące w jego państwie mają większy wpływ przedstawiciele innych krajów niż politycy wybrani przez obywateli.
Musimy ocenić konsekwencje naszego członkostwa w UE oraz zastanowić się, w jaki sposób możemy ograniczyć wprowadzanie kolejnych unijnych praw
– podsumowuje lider Szwedzkich Demokratów.
Wzywa też do wynagrodzenia za setki miliardów euro przelanych Brukseli przez Sztokholm. Jego zdaniem nadszedł czas zapłaty i po latach dotowania unijnych projektów teraz UE powinna zapytać, co może zrobić dla Szwecji.
Powyższe deklaracje spotkały się z krytyką opozycyjnej lewicy. Jej przedstawiciele twierdzą, że podobne wypowiedzi mogą zmierzać do Swexitu.
Podczas ostatnich wyborów prawicowi Szwedzcy Demokracji osiągnęli drugi wynik ze wszystkich ugrupowań i zdobyli 20,5 procent głosów. Poparli gabinet rządzącego krajem premiera Ulfa Kristerssona, ale ich przedstawiciele nie znajdują się w rządzie.