Pojęcie teorii spiskowych zaczęło być kojarzone głównie z prawicą. Może i jest to w pewnym stopniu uzasadnione. Aktualnie najczęściej używa się go w odniesieniu do wątpliwych tez wygłaszanych przez byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, który w oparciu o liche podstawy twierdził, że „skradziono mu wybory”.
Nie jest jednak prawdą, że lewica nie ma swoich teorii spiskowych. Część z nich związana jest na przykład z energetyką i antynaukowym stanowiskiem sceptycznym wobec energii atomowej. Inne mogą dotyczyć genetycznie modyfikowanej żywności albo szczepień, bo wbrew pozorom znam co najmniej kilka osób o orientacji lewicowej, które nie zaszczepiły się przeciw COVID-19.
Ostatnio jednak głównie prawica była krytykowana za „rozsiewanie” teorii spiskowych dotyczących wzrostu represyjności państwa i wprowadzenia systemów śledzenia ludzi w związku z epidemią. Chodziło o specjalne aplikacje lub urządzenia, które służyły do nadzoru statusu medycznego (vaccine pass) lub lokalizacji i kontaktów obywatela (tracing apps), a także w ogóle zarzut radykalnej ingerencji w autonomię i życie prywatne obywateli.
Część komentatorów określała takie wątpliwości jako „myślenie spiskowe”. Jest to oczywiście bzdura, ponieważ objęcie całej populacji inwigilacją cyfrową budzi uzasadnione wątpliwość z zakresu prawa do prywatności, wolności osobistej i bioetyki. Cała sprawa skończyła się zresztą dwuznacznymi zachowaniami władz (np. wykorzystaniem danych, które obiecano, że będą używane tylko w sprawach epidemiologicznych, do prowadzenia zwykłych postępowań karnych). Jest to więc być może teoria spiskowa, ale taka, która stała się prawdą.
Co zabawne, po tym, jak w Polsce Trybunał Konstytucyjny usunął z porządku prawnego jedną z przesłanek usuwania ciąży, a w USA Sąd Najwyższy uchylił precedens w sprawie Roe vs. Wade, lewica zaczęła podnosić identyczne zastrzeżenia. Powołano się na „naruszenie autonomii cielesnej” kobiet, ich wolności wyboru i prywatności w zakresie medycyny. Co więcej, zaczęto głosić tezy, jakoby teraz konserwatywne władze miały zacząć inwigilować kobiety. W mojej ocenie brzmi to nieco paranoicznie i spiskowo. W Polsce wyrażono wątpliwości co do tzw. rejestru ciąż, a w Stanach Zjednoczonych zaczęto obawiać się używania aplikacji śledzących kobiecy cykl. Miałoby to ułatwiać policji lub władzom wykrycie „sprawczyń” poronień lub nielegalnych aborcji.
Jak to jest, że w jednej sprawie rozsądny sceptycyzm wobec intencji i wszechwładzy państwa w zakresie biomedycyny są określane jako „teoria spiskowa”, a w drugiej głoszenie właściwie identycznych wartości i wątpliwości to już przejaw wielkiej troski i rozsądku? Co to za depresyjno-maniakalna hierarchia wartości, zgodnie z którą to samo państwo ma być godne zaufania w sprawie paszportów szczepień i aplikacji śledzących, ale rodzi paranoiczne reakcje, gdy chodzi o rejestry ciąż i aplikacje menstruacyjne? Odpowiem Państwu. To zwykła hipokryzja i sprzedawanie własnych skrzywień ideologicznych pod płaszczykiem naukowego lub dziennikarskiego obiektywizmu, a także robienie wariatów tylko z niektórych dysydentów.
Michał Góra