fbpx
poniedziałek, 25 września, 2023
Strona głównaFelietonTo nie paragony grozy są winne

To nie paragony grozy są winne

Polacy postępują racjonalnie: kalkulują i wybierają te miejsca, gdzie za cenę niewiele wyższą albo nawet za identyczną dostają znacznie więcej. Przygnębiające jest, że przedstawiciele turystycznego biznesu, zamiast wyciągnąć z tej sytuacji wnioski i postarać się lepiej sprofilować ofertę, winą obarczają okazjonalnie pojawiające się teksty o „paragonach grozy”. Turystyką, podobnie jak każdym innym biznesem, rządzi prawo podaży i popytu.

„Ile można narzekać na paragony grozy? Ile można zwracać uwagę na najdroższe oferty, jakie oferują hotele w regionie? Jeżeli ktoś ma ochotę na weekend w Hiltonie, to oczywiście ma do tego prawo, ale w Kołobrzegu, Świnoujściu czy w Międzyzdrojach można wypocząć za naprawdę rozsądne pieniądze. Na polską turystykę w ostatnich dwóch latach prowadzona jest niezrozumiała dla mnie nagonka. Efekt jest taki, że turystów z Polski jest w tym roku mniej nad polskim morzem. To sytuacja dla mnie zaskakująca i niezrozumiała”. Takie słowa Hanny Mojsiuk, prezesa Północnej Izby Gospodarczej, przytoczyło kilka dni temu FPG24. Dla mnie zaś zaskakująca i niezrozumiała jest ta wypowiedź.

Dalej w tekście czytamy, że prezes oddziału izby w Świnoujściu Piotr Kośmider powiedział: „Musimy więc głośno krzyczeć, że Bałtyk jest piękny, że warto tu przyjechać i korzystać z naszych atrakcji”. Bałtyk, owszem, jest piękny, ale już to, co się nad nim w Polsce znajduje – niekoniecznie.

Przede wszystkim zadziwiające jest przekonanie obojga przedstawicieli biznesu, że planując urlop, Polacy biorą pod uwagę nie twarde czynniki – cenę zakwaterowania, koszt dojazdu, sprawdzone przez siebie możliwości wyżywienia i ceny atrakcji – tylko jakieś teksty prasowe, w których pokazywane są owe „paragony grozy”. Zaplanowanie urlopu to nie jest wieczorny wypad do kina na podstawie tego, co o filmie powiedziała koleżanka – to znacznie poważniejsze finansowo przedsięwzięcie. Zaś im mniej ludzie mają pieniędzy – czy może raczej: im mniejsza jest siła nabywcza ich zasobów finansowych, bo taki jest skutek inflacji – tym dokładniej będą planowali ich wydawanie i tym bardziej będą się kierowali konkretnymi danymi, a nie clickbaitowymi tekstami na portalach.

Druga kwestia to ogólne możliwości finansowe Polaków, które w związku za galopującą inflacją mocno spadły i spowodowały, że znacznie mniej osób może sobie pozwolić na urlop w normalnym wymiarze w ogóle. A skoro tak, to można zakładać, że duża grupa woli lekko dopłacić i spędzić kilka dni w atrakcyjnym miejscu za granicą niż nad dobrze sobie znanym polskim morzem. Czy w Zakopanem.

Trzecia kwestia – czynnik istniejący od lat, ale w momentach, gdy trzeba się bardziej liczyć z pieniędzmi, mający szczególne znaczenie – to niska atrakcyjność nadmorskiego wypoczynku w Polsce, po części wynikająca z jego sezonowości. Swego czasu, co najmniej dekadę temu, zajmowałem się tym tematem wnikliwiej. Jeszcze pracując w „Fakcie”, opublikowałem kilka tekstów, wskazujących na mierną jakość tego, co oferują polskie nadmorskie kurorty, które zalewane są co sezon nieprawdopodobnie hałaśliwą, jarmarczną tandetą. Owszem, tandeta zdarza się i w Chorwacji, i w Grecji, i w Egipcie. Tyle że nie ma tam takiego natężenia jak w Polsce, nie jest tak nachalna, a przede wszystkim jest zrównoważona innymi czynnikami: albo ofertą all inclusive, której nad polskim morzem właściwie nie ma (może poza najbardziej luksusowymi, a więc najdroższymi ośrodkami), albo obecnością światowej klasy zabytków, jak w Grecji, albo pogodą, jak w Egipcie, albo wszystkim po trochu.

Jednocześnie jak za dotknięciem magicznej różdżki nadmorskie miejscowości 1 września zmieniają się w senne dziury, co zawsze było dla mnie kompletnie niepojęte, bo polskie morze ma walory, pozwalające mu funkcjonować w turystyce przez cały rok. Jeśli jednak przedsiębiorcy nie planują działania przez 12 miesięcy, ale przez dwa, to jasne jest, że przez te dwa miesiące muszą zarobić na cały rok, a więc narzucić w niektórych przypadkach absurdalnie wysokie ceny. Polecam kiedyś – jeśli mają państwo możliwość – zrobić takie doświadczenie i pozostać w jakimś popularnym miejscu nad Bałtykiem po 31 sierpnia. Zobaczą państwo, jak znikają lub zamykają się z dnia na dzień restauracje, kawiarnie, sklepy (te faktycznie potrafią zniknąć, bo są sezonowe sklepy w kontenerach), a nawet tymczasowe bankomaty.

To zaś, co w sezonie jest, opiera się w większości na zasadzie: byle taniej zrobić, byle więcej z ludzi wycisnąć. Jeśli gdzieś istnieją przedsiębiorcy najbliżsi bardzo krzywdzącemu co do zasady stereotypowi „janusza biznesu”, to są to właśnie ci, którzy w sezonie tworzą wizerunek najbardziej uczęszczanych miejscowości nad Bałtykiem. Robią to zresztą z pełną akceptacją władz nadmorskich miast i gmin, które przecież mają możliwości, żeby wymusić tworzenie oferty bardziej jakościowej, ale z tego nie korzystają.

Moje wrażenie – zaznaczam, że jest to właśnie tylko wrażenie, a nie wniosek z analizy liczb czy badań – jest takie, że turystyka nadmorska w Polsce nastawiła się tylko na dwa rodzaje klientów. Pierwszy rodzaj to ci, których niektórzy pogardliwie nazywają „beneficjentami 500 Plus”, czyli turyści najmniej zamożni, a szukający – poza tanim zakwaterowaniem – rozrywek, by tak rzec, wyłącznie ludycznych. Ich nie interesują nie tylko muzea, historia, stworzone wokół tego atrakcje, ale też nawet jakikolwiek lokalny koloryt. Mówiąc umownie – to nabywcy taniej pizzy i plastikowych mieczy dla dzieci. Ci klienci dają biznesowi dochód wyłącznie w masie, ponieważ nie wydają często i dużo. I to oni głównie wskutek inflacji zaczęli na wyjazdach oszczędzać.

Druga kategoria to klienci najbogatsi, których stać na zapłacenie 500 czy 1000 złotych za noc w apartamentach w Juracie. Z czytanych przeze mnie relacji przedsiębiorców wynika jednak, że ich trwająca niezmiennie obecność nie wynagradza generalnego spadku zainteresowania.

Brak natomiast rozsądnej oferty dla klienta ze średniej półki, który nie jest w stanie odseparować się tak jak najbogatsi od hałaśliwego tłumu, którego nie lubi. Brak także szerszej oferty dla tych, których mogłyby zainteresować lokalne obyczaje, historia, specyfika.

Oczywiście – żeby nikogo nie skrzywdzić – są takie miejsca. Wiem o tym, bo sam je zwiedzałem: podziemia dworca w Szczecinie, Fort Gerharda w Świnoujściu (za sprawą decyzji wojewody zachodniopomorskiego, ze względu na sąsiedztwo Gazoportu, odcięty od strony lądu). Ale to pojedyncze punkty i to nie w najbardziej odwiedzanej części wybrzeża.

Polacy postępują więc racjonalnie: kalkulują i wybierają te miejsca, gdzie za cenę niewiele wyższą albo nawet za identyczną dostają znacznie więcej. Przygnębiające jest, że przedstawiciele turystycznego biznesu, zamiast wyciągnąć z tej sytuacji wnioski i postarać się lepiej sprofilować ofertę, winą obarczają okazjonalnie pojawiające się teksty o „paragonach grozy”.

Turystyką, podobnie jak każdym innym biznesem, rządzi prawo podaży i popytu. I tak być powinno. Jeśli popyt spada, to znaczy, że przedsiębiorcy robią coś nie tak. Przegrywają z ofertą innych. W takiej sytuacji przedsiębiorca analizuje, co robi nie tak, co mógłby zrobić inaczej, czym konkurencja z nim wygrywa. Jeśli natomiast jedyną reakcją jest uderzenie w złe media – to raczej nie mamy o czym rozmawiać.

Łukasz Warzecha

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Co zamiast imigracji?

Czy imigracja jest Polsce niezbędna? W swoim najnowszym wideoblogu zająłem się sprawą afery wizowej i, szerzej, brakiem polskiej polityki migracyjnej, co uważam za gigantyczną lukę w naszej debacie publicznej. Wielu moich widzów stwierdziło w komentarzach, że żadna polityka migracyjna nie jest nam potrzebna, ponieważ Polska w ogóle nie potrzebuje imigracji (lub też: nie powinna potrzebować).
5 MIN CZYTANIA

Kuratela prowadząca do bankructwa

Rośnie rzesza płaczących nad stanem polskiej gospodarki, a już szczególnie nad losem małych i średnich przedsiębiorców. Niektórym publicystom, których darzę nieskrywanym szacunkiem za występowanie w obronie wolności i sprawiedliwości, zdarza się już nawet odprawiać egzekwia nad rodzimą przedsiębiorczością.
5 MIN CZYTANIA

Unik zrobił byk!

Dlaczego każdy dobry Europejczyk powinien zwalczać Unię Europejską? Dlatego, że coraz bardziej stanowi ona biurokratyczną czapę, nałożoną na pożyteczną inicjatywę jednolitego europejskiego obszaru celnego, który dał Europie potężny impuls rozwojowy, a który, pod ciężarem owej czapy, zaczyna właśnie wygasać.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Co zamiast imigracji?

Czy imigracja jest Polsce niezbędna? W swoim najnowszym wideoblogu zająłem się sprawą afery wizowej i, szerzej, brakiem polskiej polityki migracyjnej, co uważam za gigantyczną lukę w naszej debacie publicznej. Wielu moich widzów stwierdziło w komentarzach, że żadna polityka migracyjna nie jest nam potrzebna, ponieważ Polska w ogóle nie potrzebuje imigracji (lub też: nie powinna potrzebować).
5 MIN CZYTANIA

Zarzynania przedsiębiorców ciąg dalszy

Jeśli żyjemy w kraju, którego polityka społeczna jest oparta na szerokiej redystrybucji, trudno nam będzie uznać, co jest, a co nie jest łapówką wyborczą. Pojmując łapówkę szeroko, jako coś, co daje się w zamian za coś w sprzeczności albo z zapisanymi zasadami, albo z etyką, można powiedzieć, że demokratyczne państwo redystrybucyjne jest w gruncie rzeczy oparte na systemie łapówkarskim.
5 MIN CZYTANIA

Maria z Lubna i urzędasy

Być może 16-letnia Maria z Lubna w woj. zachodniopomorskim, która handlowała wiśniami z sadu swojego dziadka, póki nie przeszkodziła jej inspekcja sanitarna, ma już dość rozgłosu. Może jednak tak się zdarzy, że ten tekst jakoś do niej dotrze. Dlatego chcę go zacząć od kilku słów skierowanych wprost do tej samodzielnej dziewczyny, która po fatalnym doświadczeniu z przedstawicielami polskiego państwa potrzebuje, żeby dodać jej otuchy.
4 MIN CZYTANIA