Popatrzmy na pierwsze pytanie referendalne, to dotyczące gospodarki, a które brzmi: „Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki”. Odrzucając już dyskusję, odbywającą się we wszystkich możliwych mediach w przedmiocie poprawności normatywnej sformułowanego pytania, czy oczywistego przekazu emocjonalnego, które jednych kłuje w oczy, a innych rozgrzewa niczym zaprawiona spirytusem zimowa herbatka, warto sobie zadać pytanie, jak wielka liczba wyborców w ogóle doczyta do końca to pytanie? Jaki odsetek tych, którzy dobrnęli z czytaniem do szczęśliwego końca, świadomie spróbuje się nad treścią merytorycznie zastanowić?
Z doświadczenia (na wielu płaszczyznach) wiem, że im dłuższe i bardziej złożone zdanie, tym społeczeństwo ma większy problem z jego zrozumieniem. Może to truizm, jednak niezwykle bolesny, szczególnie w czasach, gdy – jak dowodzi lewica – większość społeczeństwa powinna być zdecydowanie bardziej światła w porównaniu z poziomem swoich dziadków i babć. A tu proszę, w tym jednym, jak się na końcu okaże lekko trącącym absurdem pytaniu referendalnym, jest tyle elementów, nad którymi konieczne jest głębsze zastanowienie, że trudno podejrzewać dzisiejsze społeczeństwo o chęć lub nawet możliwość dokonania normatywnie poprawnej wykładni. Bo w końcu trzeba odpowiedzieć, czy się popiera lub nie „wyprzedaż”, które to słowo, poza oczywiście pejoratywnym brzmieniem, nie wiadomo do końca co oznacza. Przecież na rynku codziennie dokonywane jest mnóstwo transakcji związanych z papierami właścicielskimi różnych podmiotów i nie jest to nic złego, a kupczenie akcjami jest podstawową formą pozyskiwania środków inwestycyjnych. Idźmy jednak dalej i zastanówmy się, ile trudu może sprawić zrozumienie zwrotu „majątek państwowy”? Szczerze mówiąc, to sam nie wiem, co to jest, biorąc pod uwagę ogrom zarówno podmiotowy, jak i przedmiotowy kryteriów powiązania praw majątkowych z państwem i jego organami. A definicja podmiotu zagranicznego? Człowiek, osoba prawna, państwo? Podmiot o zagranicznej strukturze właścicielskiej, obsadzony zagranicznymi menedżerami, a może rodziną polityka obcego kraju, wreszcie tak uzależniony umowami, że może działać tylko w interesie zagranicznych podmiotów? Dalej jest jeszcze lepiej. Czym jest kontrola i na czym ona ma polegać? A kim są Polacy i Polki mający sprawować domniemaną kontrolę – może chodzi o ten wyrażony w preambule do Konstytucyjni Naród, którego kontrola polega na łasce uczestnictwa raz na cztery lata w wyborach i pójściu do sądu, będącego jedną z władz państwowych, w sporze przeciwko innej władzy państwowej, mogącej swobodnie inicjować uchwalanie przepisów, na podstawie której ów sąd orzeka. Perłą w koronie są strategiczne sektory gospodarki, tak cenne, że muszą być stale pod czyjąś kontrolą, i tak masowe, zdaniem polityków i komentatorów, że trudno doszukać się sektora obecnie niestrategicznego.
I pomimo tego, co sygnalizowałem wyżej, że rozłożenie na czynniki pierwsze tego pytania powoduje, iż może ono lekko trącić absurdem, nie jest ani moim celem jakakolwiek ocena zarówno zasadności przeprowadzenia samego referendum, jak i doboru tematyki pytań w ramach tego święta demokracji bezpośredniej. Chodzi o refleksję, czy referendum, przy obecnej formule zadawania pytań, jest w ogóle zjadliwe dla społeczeństwa.
Śp. prof. Bogusław Wolniewicz w kilku swoich publikacjach przestawił, moim zdaniem całkiem słuszne, prawo (na styku socjologii i filozofii), że „masa ciśnie w dół”. Zauważył, że od dłuższego czasu ma miejsce trend obniżania standardów nie tylko nauczania akademickiego (co było najbardziej widoczne po tzw. „reformie szkolnictwa wyższego”, wprowadzającej masowość dostępu do uczelni wyższych, czego konsekwencją było wymuszenie na uczelniach obniżenie standardów nauczania przez napływające masy studentów), ale także powszechne obniżanie standardów w każdej dziedzinie życia. Jako przykład podawał choćby współczesne media, które określał jako infantylne i obniżające standardy prowadzenia merytorycznych programów, reportaży czy dyskusji na ich łamach. I choć powszechność dostępu do określonych dóbr, w tym intelektualnych, nie jest w żaden sposób zła, wszechobecna i wymuszona masowość w każdej dziedzinie życia powoduje drastyczny upadek standardów, szczególnie tych moralnych, intelektualnych i estetycznych.
Dosyć oczywistym jest wnioskowanie, że w opisanych kategoriach antonimem masowości pozostaje elitaryzm, którego nam tak drastycznie brakuje. Aby doszło do „uśredniania” poziomu intelektualnego i moralnego społeczeństwa, musi istnieć elitarny standard zachowań, reprezentowany przez całkiem sporą grupę społeczną. I choć odeszliśmy już dawno (może i szkoda!) od rozumienia elit jako osób posiadających ten status (za klasyfikacją Janusza Sztumskiego) ex signi (z urodzenia), to nic nie stoi na przeszkodzie, by w normalnym społeczeństwie istniała elita ex auctoritate, czyli grupa osób o dużym zakresie władzy lub szczególnych kompetencjach merytorycznych, bądź ex virtute, czyli grupa wyłaniana poprzez powszechne uznanie rzeczywistych cnót posiadanych przez dane osoby. Masa ma wtedy szanse cisnąć w górę.
Jak więc będzie odpowiadać znaczna cześć biorących udział w referendum? Zapewne tak, jak było to przestawione w dialogu z nieśmiertelnej chyba dla każdego Polaka mojego pokolenia komedii w reż. Sylwestra Chęcińskiego „Sami Swoi”:
– Toś ty taki? Przeciwko ziemiom odzyskanym jesteś i za Senatem? Czyś ty się chłopie szaleju najadł?!
– Ja tam za Senatem nie jestem, ale przeciwko Kargulowi!
A warto przypomnieć, że dziwnym zbiegiem okoliczności podczas sławetnego referendum w 1946 r. jedno z pytań też dotyczyło gospodarki i brzmiało: Czy chcesz utrwalenia w przyszłej Konstytucji ustroju gospodarczego, zaprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki krajowej, z zachowaniem ustawowych uprawnień inicjatywy prywatnej?
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie