Iga Świątek – jako liderka rankingu WTA (Women’s Tennis Association) i oczywiście turniejowa jedynka – zdominowała turniej w Dubaju. I mimo że Idze szło wręcz znakomicie, bo w drodze do finału przegrała tylko 9 gemów, to w decydującej rundzie uległa Czeszce Barborze Krejcikovej (4:6, 2:6). Barbora, startując w Dubaju, zajmowała dopiero 30. miejsce w rankingu WTA, a jednak wydaje się, że jako jedyna wśród tenisistek posiada strategię i pomysł na grę z liderką rankingu. Iga bowiem przed porażką z Czeszką była niepokonana, wygrywając poprzedni turniej w Katarze o randze 1000 bez straty seta. Co ciekawe, Polka poprzednie spotkanie z Barborą również przegrała i to także w meczu finałowym – podczas turnieju w Ostrawie w październiku ubiegłego roku. Po porażce w Dubaju mówiono o jej braku formy związanym z problemami zdrowotnymi (chodziło o przeziębienie). Rzeczywiście, Świątek nie biegała do piłek, jak to ma w zwyczaju, i nie odpowiadała na uderzenia przeciwniczki równie agresywnie i zdecydowanie jak zwykle. Być może Czeszka to zmora naszej gwiazdy, na którą Iga jeszcze nie znalazła recepty. W każdym razie, choć po przegranych finałach bywa z tym różnie, Świątek dumnie przyjęła trofeum za drugie miejsce, kierując ciepłe słowa do swojej pogromczyni: – Chcę pogratulować Barborze Krejcikovej. To był niesamowity tydzień w jej wykonaniu. Gratulacje też dla jej trenera. Jestem pewna, że zagramy jeszcze w wielu finałach. Mam nadzieję, że kolejny będzie dla mnie lepszy.
Świątek ma jednak mało czasu na jakiekolwiek przemyślenia po przegranym turnieju, bo już 6 marca zaczyna się tzw. sunshine double, czyli dwa turnieje o randze 1000 rozgrywane w ciepłych zakątkach Stanów Zjednoczonych – w kalifornijskim Indian Wells i Miami, na przeciwległym brzegu. Oba te turnieje musi wygrać, aby obronić punkty z ubiegłego roku.
Z kolei nasz najlepszy polski tenisista, Hubert Hurkacz, pokazał niezwykłą formę w Marsylii, wygrywając swój szósty tytuł w karierze. Turniejowa drabinka nie była dla Huberta zbyt łaskawa, gdyż rozstawiony z dwójką był młody Włoch Jannik Sinner, a dodatkowo w rozgrywkach wystąpiło kilka tenisowych legend – choćby Stanislas Wawrinka czy Grigor Dimitrov, po których należało się spodziewać gry na najwyższym poziomie. Hurkacz na szczęście wytrzymał presję związaną z najwyższym rozstawieniem, dotarł do finału, w którym dopingowanego przez kibiców Francuza Benjamina Bonziego pokonał 6:3, 7:6 (7-4). Po pierwszym w tym roku wygranym turnieju Polak nie krył ogromnej radości. – To przyjemność grać tutaj, we Francji. Macie wspaniałą kulturę tenisową, wspaniałe turnieje i zawodników. Mam nadzieję, że może kiedyś uda mi się wygrać French Open – przyznał.
Cóż, nawet jeśli życzenie związane z wygraną turnieju wielkoszlemowego we Francji na razie nie wydaje się możliwe do spełnienia, to i tak cieszy wiara Huberta w swoje możliwości. Na wygranej w Marsylii Polak nie poprzestaje i próbuje swoich sił w turnieju w Dubaju. Pomimo teoretycznie łatwych pierwszych dwóch rund, już w ćwierćfinale najprawdopodobniej będzie miał okazję spotkać się z liderem rankingu ATP – Novakiem Djokovicem.
Kolejną nadzieją polskich kibiców jest Magda Linette, która w tegorocznym wielkoszlemowym Australian Open dotarła do półfinału. Był to największy sukces w jej karierze, po którym „wskoczyła” na 21. lokatę w rankingu WTA. Dlatego w poprzednim tygodniu zawody WTA 250 w meksykańskiej Meridzie rozpoczęła z turniejową jedynką. Niestety, akurat poznaniance wylosowanie dobrej drabinki nie pomogło, gdyż odpadła po grze ze Szwedką Rebeccą Peterson w rundzie ćwierćfinałowej. Za wygrane dwa mecze zdobyła jednak 60 punktów, utrzymując się na najwyższej w swojej karierze pozycji w rankingu. W tym tygodniu Polka spróbuje swoich sił w podobnej imprezie w amerykańskim Austin. Również będzie rywalizować z najwyższą pozycją rankingową. Oby tym razem zaszła wyżej w turnieju.