Starania Turcji w zakresie zbrojeń oraz stania się jedną z największych światowych potęg wojskowych trwają, napędzane przez prezydenta Erdogana. W ostatnich miesiącach zauważyć można pierwsze owoce podjętych wysiłków, a niektóre z najważniejszych projektów niedawno ujrzały światło dzienne. Mowa tu na przykład o lotniskowcu Anadolu, myśliwcu piątej generacji o nazwie KAAN (oficjalnie zaprezentowany w tym miesiącu przez prezydenta Turcji), śmigłowcu T129 ATAK, czołgu Altay wyprodukowanym przez konsorcjum firm tureckich, który może wejść do eksploatacji w przyszłym roku, transporterze opancerzonym Kirpi czy pocisku przeciwpancernym UMTAS.
Teraz przyszła kolej na pocisk balistyczny krótkiego zasięgu Tayfun, który w ubiegły wtorek został pomyślnie przetestowany nad Morzem Czarnym. Jest to jak dotąd pocisk balistyczny o największym zasięgu, jaki kiedykolwiek przetestowano w Turcji, a jego producentem jest krajowa firma Roketsan. Rakiety takie jak Tayfun dają Turcji ważną zdolność odstraszania.
Ponadto w tym miesiącu Rokestan zaprezentował pocisk balistyczny średniego zasięgu, który będzie mógł dosięgnąć celów na odległość do 1000 km i będzie wyposażony w lotki do regulacji kierunku lotu. Testy mają rozpocząć się jeszcze w tym roku.
Ismail Demir, dyrektor tureckiej agencji zamówień wojskowych, na początku tego roku oszacował, że krajowy przemysł może zaspokoić 80 procent potrzeb kraju oraz zauważył, że w roku 2022 eksport broni osiągnął wartość 4 mld dolarów.
Turcja rozgrywającym na Bliskim Wschodzie?
Turcja do tej pory ograniczała się do prób powstrzymania swojego głównego wroga – Grecję, z którą toczy historyczny spór terytorialny zarówno na Cyprze, jak i na wielu wyspach Morza Jońskiego i Egejskiego, a także na wschodnim obszarze Morza Śródziemnego. Zdaniem ekspertów aspiracją prezydenta Erdogana jest militarne wzmocnienie kraju tak, aby Turcja mogła odegrać kluczową rolę w konfliktach na Bliskim Wschodzie. Mediacyjna rola w wojnie między Rosją a Ukrainą, rywalizacja z Izraelem jako regionalnym mocarstwem oraz strategiczna pozycja strażnika Morza Czarnego – obszaru o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego – doprowadziły do wielkich zbrojeń, które służą wzmocnieniu siły politycznej i siły militarnej kraju półksiężyca. Nie należy zapominać, że Turcja od pięciuset lat mocno rywalizuje z innym wielkim krajem muzułmańskim w regionie – Iranem. Istnieje wiele podobieństw między tymi dwoma mocarstwami: podobna populacja (około 80 mln mieszkańców), imperialna przeszłość i duma z tego, że udało się nie wpaść w zachodnią kolonizację, jak to się stało z wieloma innymi krajami Wschodu. Po I wojnie światowej oba kraje przeszły przez reżimy, które próbowały je zmodernizować na wzór zachodnioeuropejski, a teraz oba są pod rządami islamistów, chociaż Iran jest teokracją, a Turcja jest teokracją na papierze i zmierza ku dyktaturze pod żelaznym uściskiem Erdogana. Główna różnica polega na tym, że Iran jest wiernym sojusznikiem Rosji i Chin, podczas gdy Turcja sympatyzuje ze Stanami Zjednoczonymi i jest nawet członkiem NATO.
Czy zatem istnieje obawa przed potęgą militarną Ankary? Cóż, nie wydaje się, aby w tej chwili stanowiła zagrożenie dla Zachodu, ale nie wolno nam tracić z oczu jej rosnących zasobów militarnych czy przyjaźni z Rosją, gdyż jej aktualny „atlantyzm” może przechylić się na drugą stronę i przejść od bycia sojusznikiem do bycia wrogiem. Wojna na Ukrainie wzmocniła pozycję Turcji, która staje się coraz poważniejszym graczem na polu geostrategicznym właśnie ze względu na coraz potężniejszy arsenał wojskowy i umiejętne lawirowanie między Wschodem a Zachodem.