Bliskie mi skądinąd środowisko przedsiębiorców zwraca uwagę na problem niedoborów na polskim rynku pracy. Utrzymująca się od lat niska dzietność powoduje, że liczba ludności Polski spada, w roku 2022 ubyło w naszym kraju 141 tys. osób. Rośnie też liczba emerytów. W samym tylko styczniu i lutym 2023 r. złożono aż 87 tys. wniosków o wypłatę świadczenia emerytalnego. Ogół emerytów w Polsce przekracza już 6 mln osób. Dodatkowo wciąż mamy prawie 4 mln ludzi nieaktywnych zawodowo w wieku produkcyjnym. Wszystko to powoduje, że firmy masowo szukają rąk do pracy, a agencje pracy dla cudzoziemców przeżywają prawdziwy boom. Do tego dochodzi też jeszcze jeden dodatkowy element. Polacy coraz mniej chętnie zatrudniają się do niektórych prac. Widać to zwłaszcza w trwającym okresie wakacyjnym. Za zbiory na polskiej wsi odpowiadają coraz częściej Nepalczycy, Indonezyjczycy czy nawet pracownicy z Afryki. Kto w ciągu roku ma stałą pracę, urlop chce spędzić na wakacjach, a nie na przysłowiowych szparagach.
Jeszcze niedawno niedobory na rynku pracy uzupełniali nam migranci z krajów sąsiednich takich jak Ukraina i Białoruś. Są to jednak, podobnie jak Polska, kraje starzejące się, a poza tym na pracowników tych jest coraz większe zapotrzebowanie także na zachodzie Europy. Płacę np. w Niemczech są nadal wyższe niż w Polsce, a na dodatek lepiej rozwinięta jest polityka socjalna. Osoba poszukująca pracy mogą korzystać ze szkoleń i kursów zawodowych, otrzymują także 449 euro miesięcznie plus dodatek na dziecko, które podstawa wynosi 219 euro. Dlatego nasze firmy potrzebują sprowadzać tutaj przybyszy z krajów o odmiennym kodzie kulturowym. I złudne jest myślenie, które przedstawiano chociażby przy budowie terminala Olefiny III pod Płockiem, gdzie pracuje 6 tys. obcokrajowców m.in. z krajów muzułmańskich. Tłumaczono, że są to jedynie pracownicy tymczasowi, którzy wyjadą po skończeniu budowy. Może i część wyjedzie, ale właściwie czemu mieliby to robić, skoro gdy skończy się jedna budowa, to rozpocznie się kilka kolejnych – robionych zarówno przez firmy państwowe, jak i korporacje oraz sektor MŚP. Niedobory pracownicze to stan stały a nie tymczasowy.
Z drugiej strony nie trudno odmówić wielu racji sceptykom masowej imigracji zarobkowej. Michał Ciesielski z Centrum Myśli Gospodarczej podczas debaty o tym zagadnieniu w Centrum „Kuźnia” słusznie zauważył, że imigranci w pierwszym pokoleniu zwykle są zadowoleni ze swoich prac, gdyż mimo iż te sytuują ich w niższej warstwie społecznej niż większość miejscowych, to w dalszym ciągu poprawia się ich poziom życia względem tego, który mieli w kraju pochodzenia. Ich dzieci jednak nie mają jednak tego punktu odniesienia, a ich aspiracje zrównają się z aspiracjami miejscowych rówieśników. I choć oczywiście awans społeczny dzieci imigrantów jest możliwy, to statystycznie rzecz biorąc większość z nich, podobnie jak ich rodzice, będą żyli ubożej niż większość społeczeństwa. Może to powodować zwiększenie zażyłości między społecznością imigrancką, gdyż łączyć ich będzie zbliżony status społeczno-materialny, wyznane wartości, czy co najgroźniejsze objawy frustracji do bogatszej, etnicznej ludności. A wtedy obrazki z Francji mogą pojawić się w Polsce. Dlatego rację mają ci, którzy twierdzą, że na problem migracji nie można patrzeć jedynie przez pryzmat bieżących potrzeb gospodarczych.
Niestety jednak sceptycy również widzą ten temat bardzo wybiórczo. Przecież problem niedoboru pracowników nie zniknie. Polki nie zaczną masowo rodzić młodych Polaków, którzy za dwie dekady zaleją rynek pracy. Dlatego jeśli ktoś przekonuje społeczeństwo do popierania bardziej restrykcyjnej polityki migracyjnej, musi uczciwie przedstawić ludziom konsekwencje takiej polityki. A tą konsekwencją jest konieczność podwyższania wieku emerytalnego, który będzie musiał zapełnić lukę na rynku spowodowaną niską dzietnością oraz wzrost cen wielu towarów i usług. Skoro bowiem dziś Polacy nie chcą wykonywać niektórych prac, to trzeba będzie przełamać ten opór, zwiększając ich wynagrodzenia. A to w konsekwencji doprowadzi do przerzucenia tych kosztów na konsumentów. Wiele branż zresztą może w ogóle się załamać i konieczne będzie np. importowanie części towarów z zagranicy, gdyż w Polsce nie będzie miał ich kto produkować. Dlatego prawdziwa alternatywa to nie autochtoniczne, bezpieczna Polska vs multi-kulti i no-go-zones, ale Polska może i bezpieczniejsza, ale starzejąca się, gdzie ludzie często nie dożywają do emerytury, a ceny usługi takich jak przejazd taksówką czy sprzątanie jest nieosiągalna dla przeciętnego gospodarstwa domowego. I jeśli jakieś referendum miałoby w Polsce mieć sens, to właśnie z tak zadanym pytaniem. Czy wtedy Polacy wybraliby poczucie bezpieczeństwa dla swoich dzieci kosztem poziomu życia? Śmiem wątpić.
Dlatego polityka migracyjna państwa musi przede wszystkim powstać (gdyż dziś wszystko jest puszczone na żywioł) i wyważać racje zapotrzebowania na rynku pracy, przy równoczesnym zadbaniu o porządek publiczny w przyszłości. Przede wszystkim musi powstać sprawny system deportacji osób nielegalnie przekraczających granice, łamiących polskie prawo oraz niepodejmujących pracy. By to było możliwe należy prowadzić bardzo konserwatywną politykę przyznawania polskiego obywatelstwa. Dziś stosunkowo szybko można ubiegać się o obywatelstwo. Wystarczą trzy lata legalnego pobytu lub dwa w przypadku posiadania polskiego małżonka. Największą barierą stanowi dość trudny egzamin z języka polskiego, ale wraz ze wzrostem liczby migrantów, barierę te pokonywać będzie coraz więcej osób. Dlatego może, w momencie gdy w dalszym ciągu nie mamy emigrantów aż tak dużo, należałoby się zastanowić nad zwiększeniem okresu po którym można starać się o polski paszport. Od kolejnych prezydentów należałoby także wymagać, by ze swojej prerogatywy nabywania obywatelstwa bez żadnego specjalnego trybu korzystali możliwie rzadko.
Unikniemy wtedy błędów krajów zachodniej Europy np. Francuzów, którzy emigrantom obywatelstwa rozdawali na potęgę. Każdy mieszkaniec, który przebywa we Francji od 11 roku życia dostaje obywatelstwo na 18 urodziny. Następnie rodzice takiego młodzieńca nabywają obywatelstwo poprzez związki rodzinne…z obywatelem francuskim, czyli ich dzieckiem. To bez wątpienia błędna polityka, której należy zapobiec. Dodatkowo służby państwowe usprawnić kontrolę zezwoleń na pracę i monitorowanie liczby obcokrajowców przebywających na terenie RP. Masowej redukcji imigracji jednak nie będzie, gdyż nie pozwala na to rachunek ekonomiczny. Im prędzej więc przestaniemy się łudzić, że może być inaczej, tym szybciej zajmiemy się tworzeniem kompleksowej polityki w tym zakresie, służącej polskiej gospodarce i wewnętrznemu bezpieczeństwu.
Kamil Rybikowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy