Już od lat struktura narodowościowa zatrudnienia w wielu sektorach uzależniona jest od ludności napływowej – głównie, choć nie tylko, od Ukraińców. Rokrocznie do Polski przybywa coraz więcej obcokrajowców, których celem jest osiedlenie się w naszym kraju. Widać to w danych opisujących aktualną sytuację na rynku pracy. Tylko w roku 2021, jak donosi Urząd do Spraw Cudzoziemców, wydano o 38 procent więcej pozwoleń na pracę niż w roku poprzedzającym. Gdy porównamy dane z roku 2021 z danymi sprzed dwóch lat, wzrost ten wyniesie już 42 procent. Jak twierdzą eksperci, liczba ludności napływowej – co naturalne – została znacznie ograniczona przez restrykcje pandemiczne. Faktem jest, że w roku 2021 aż 198 tysięcy cudzoziemców – głównie Ukraińców – otrzymało pozwolenie na pobyt czasowy w Polsce.
Dlaczego Polska?
Poza Ukraińcami, których w najbliższych tygodniach mogą przybyć w Polsce kolejne miliony, najczęściej nasz kraj wybierają Białorusini i Gruzini. To jednak nie koniec. W ubiegłym roku zezwolenia na pobyt czasowy otrzymało ponad 5 tys. obywateli Indii, prawie 4 tys. Rosjan, około 3 tys. Wietnamczyków, niemal 3 tys. Mołdawian, 2 tys. Chińczyków, 1,8 tys. Turków i 1,4 tys. Koreańczyków z południa. Dodajmy do tego niemal 150 tys. obywateli Ukrainy z roku 2021 i 1,7 mln(!) tylko z ostatnich trzech tygodni.
Polska wybierana jest z kilku powodów. W kwestiach uchodźczych – to jasne – decyduje bliskość i tranzytowy charakter naszego kraju. Dodatkowym atutem, który znajduje uzasadnienie w kontekście obywateli krajów Europy, jest zbieżność kulturowa i związana z nią łatwość asymilowania się ludności. Ważne są także przetarte już szlaki, co istotne, gdy mówimy o obywatelach państwa azjatyckich.
Ukraińcy na ratunek rolnikom
Rokrocznie – a problem nasilił się w czasie pandemii – polscy rolnicy podnoszą problem braku rąk do pracy. Kłopot dotyczy już nie tylko szczytu sezonu – braki widoczne są przez cały rok. O ile jeszcze kilka lat temu Ukraińcy chętnie wybierali wieś jako miejsce do pracy, o tyle w ostatnim czasie sytuacja ta uległa diametralnej zmianie ze względu na rosnące wymagania płacowe obywateli ze wschodu i ograniczone możliwości finansowe samych rolników. Tak było do wybuchu wojny.
Faktem jest, że ludność Ukrainy – choć w części – będzie szukać zatrudnienia w Polsce. W kontekście stosunkowo niskich, na tle obywateli Polski, ich kwalifikacji to właśnie fizyczna praca w rolnictwie może okazać się strzałem w dziesiątkę dla tych, którzy nie będą chcieli liczyć tylko na zapomogi socjalne. Rozpoczyna się okres rozkwitu rynku HoReCa, rusza ogrodnictwo i szereg prac polowych, w których pracowników nigdy za wiele.
Aby wzrost zatrudnienia Ukraińców w polskim sektorze rolnym nie był tylko chwilowym impulsem, należałoby – w dłuższej perspektywie – podnieść płace i, co ważne, podnieść poziom bezpieczeństwa w gospodarstwach, ponieważ wypadki skutecznie odstraszają potencjalnych pracowników. Z danych GUS wynika, że biorąc pod uwagę ogół obcokrajowców zatrudnionych legalnie i na stałe w rolnictwie w Polsce, Ukraińcy stanowią aż 85 procent.
Niskie płace nie oznaczają jednak – biorąc pod uwagę przedwojenne realia Ukrainy – stawek głodowych. Jak wyliczyli eksperci fundacji Kupuj Odpowiedzialnie średnie miesięczne wynagrodzenie netto w sektorze rolnym dla obywateli Ukrainy to około 2000 zł. Pracownicy wiedzą jednak, że znacznie więcej zarobić można na nadgodzinach, dzięki którym są oni w stanie odłożyć w ciągu miesiąca nawet około 2500 zł, czyli około 17 tys. hrywien. Czy to dużo? Średnie wynagrodzenie na Ukrainie w 2021 roku – jak podaje tamtejszy urząd statystyczny – wynosiło około 13 tys. hrywien.
Faktem jest, że i w tym roku w okresie żniw, zbioru owoców, ale także podczas codziennej pracy w gospodarstwach drobiarskich, utrzymujących trzodę chlewną, bydło mięsne, mleczne i w innych częściej niż w latach ubiegłych słychać będzie język ukraiński.
Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje jednak na razie kwestia przepływu pracowników z Ukrainy z Polski do Niemiec. Faktem jest, że za naszą zachodnią granicą Ukraińcy zarobić mogą znacznie więcej. Przy samych tylko zbiorach szparagów, zaraz za linią Odry, stawki są kilkukrotnie wyższe niż w przeciętnym polskim gospodarstwie. Przypomnieć należy, że już dwa lata temu Niemcy zdecydowali się na szersze otwarcie granic dla obywateli państw szeroko pojętego Wschodu celem ratowania rynku pracy.