Dotychczasowa transformacja energetyczna Unii Europejskiej, w tym Polski, to dopiero preludium do tego, co ma się stać. A czeka nas prawdziwy kataklizm, który wywołają polscy rządzący, realizując potulnie coraz bardziej szalone pomysły Unii Europejskiej. Nie ma przed tym ucieczki. Jeden z oficjeli powiedział nawet, że jeśli Polska nie wdrożyłaby tych szkodliwych tzw. kamieni milowych po to, by uzyskać pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy, to i tak musiałaby je później wprowadzić, bo tego wymaga unijne prawo. Czyli polityk wyraża zgodę na regulacje, mimo że wie, iż są szkodliwe. A jeśli Bruksela nakaże mu zabić własne dziecko, bo wydziela za dużo CO2, to też będzie wolał pozostać w Unii, żeby tylko uzyskać kredyty na KPO?
Co więc szykują nam euroelity, których coraz bardziej oszołomskie pomysły posłusznie wdraża rząd PiS? W toku jest całkowita likwidacja energetyki konwencjonalnej, co odbija się na cenach energii elektrycznej, a wkrótce doprowadzi do pierwszych blackoutów. Od kwietnia br. każdy właściciel każdego domu i mieszkania będzie musiał posiadać świadectwo energetyczne swojej nieruchomości. Jak informuje serwis money.pl, „bez świadectwa energetycznego nie będzie można dać nawet ogłoszenia o sprzedaży domu czy mieszkania”. To wydatek kilkuset złotych. Trudno. Ale to nie wszystko. Dojdzie konieczność termomodernizacji milionów budynków w całej Polsce, aby spełnić unijne normy. Do 2030 r. wszystkie nowe budynki mają być bezemisyjne, a te istniejące mają zostać przekształcone w bezemisyjne do 2050 r. To już nie jest kilkaset złotych, tylko kilkadziesiąt tysięcy i więcej na każdy budynek. Kto za to zapłaci? Czy nas na to stać?
No ale ile w ten sposób Unia Europejska stworzyła miejsc pracy! Całkiem nowy, a kompletnie nikomu niepotrzebny zawód audytora i certyfikatora energetycznego. A skąd wiadomo, że niepotrzebny? Bo jak zauważa Szymon Liszka, prezes Fundacji na rzecz Efektywnego Wykorzystania Energii, mimo że proces przekonywania do świadectw energetycznych trwał latami, to dokumentem nie są zainteresowani kupujący domy. Jest to nic więcej jak tylko urzędnicza zabawa. Podobnie jak w przypadku tworzenia przez Brukselę innych całych machin biurokratycznych: od urzędników w urzędach marszałkowskich zajmujących się BDO i specjalistów od RODO, poprzez gminnych urzędników zarządzających gospodarką śmieciową, po biurokratów zajmujących się rozdawaniem (ale i pozyskiwaniem) unijnych dotacji. Takiego marnotrawstwa pracy ludzkiej nie było w całej historii!
Kolejna niedogodność dla właścicieli domów to unijna regulacja, która w przypadku nowych budynków już od 2027 r. zakaże instalacji kotłów węglowych, olejowych i gazowych. Natomiast odnośnie przebudowywanych domów zakaz montowania takich pieców ma wejść w życie od 2030 r. Chodzi o te same kotły gazowe, których instalacja była (i nadal jest) promowana i dotowana przez państwo w ramach walki ze smogiem. Czym więc będą Polacy ogrzewali swoje domy? Piece miałyby zostać zastąpione przez pompy ciepła współpracujące z OZE. Tak zdecydowali wszystkowiedzący eurokraci. Czy dojdzie do tego, że Polacy będą zamarzali we własnych domach, czy też niektórzy po kryjomu będą rozpalać ogniska w kuchni?
Do tego dochodzi coraz ostrzejsze uprzykrzanie życia użytkownikom samochodów spalinowych poprzez nowe podatki i opłaty oraz zakazy wjazdu do centrów miast. Celem ma być przestawienie ludzi na niepraktyczne z powodu długiego czasu ładowania i ograniczonego zasięgu oraz znacznie droższe, a niekoniecznie bardziej przyjazne środowisku, pojazdy elektryczne. Pojawiają się także pomysły (i są one niestety wdrażane!), by doprowadzić do ograniczania lotów samolotami oraz być może do wyeliminowania mięsa z pożywienia (pod pretekstem tego, że zwierzęta hodowlane emitują złowrogi metan) na rzecz jedzenia owadów, co Bruksela już zatwierdziła.
Większość przytoczonych wyżej przykładów to są właśnie te kamienie milowe, czyli utrudnienia życia Polakom, które rząd PiS ochoczo chce spełniać, żeby UE wypłaciła mu dotacje i kredyty (dodatkowe zadłużenie przyszłych pokoleń). Nawet częściowo nie pokryją one kosztu, jaki Polacy będą musieli ponieść na te wszystkie eurobolszewickie wybryki. Nie licząc kosztów pozafinansowych, np. w postaci niemożności przemieszczania się (dla zdecydowanej większości elektromobilność nie będzie oznaczała nowego rodzaju mobilności, tylko brak mobilności w ogóle) czy braku ciepła, które dla wielu będą znacznie istotniejsze. Tak wygląda ten gorąco promowany przez rząd KPO (niektórzy komentatorzy nazywają go funduszem wyborczym przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi) jako lekarstwo na wszystko, a którego efektem będą inwestycje w wiatraki i cyfrową inwigilację oraz głęboka destrukcja życia społeczno-gospodarczego w Polsce.
O każdym aspekcie życia ludzi w Unii Europejskiej ma decydować eurokrata, a kraje członkowskie mają wdrażać do swoich systemów prawnych największe absurdy i głupoty. W rzeczywistości powody tych zmian są dwie. Po pierwsze, chodzi o realizację szalonej eurobolszewickiej agendy totalnego zniewolenia. Komuniści pod pretekstem równości zlikwidowali wolność osobistą i własność prywatną w gospodarce, a współcześni eurobolszewicy też likwidują wolność osobistą i tak wtrącają się do życia i gospodarki, aby wszystko było coraz droższe i ostatecznie zakazane. Po drugie – i ważniejsze! – chodzi o to, by ktoś na tym zarobił. Konkretnie ci, co dali łapówki. Jak to funkcjonuje, pokazują dwie ostatnie gigantyczne afery korupcyjne w Komisji Europejskiej, Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Parlamencie Europejskim, które próbuje się zamieść pod dywan.
To wszystko oczywiście pod bardzo nośnym pretekstem tzw. zmian klimatycznych i ratowania planety, w co naiwniacy wierzą. Ale Unii i eurokratom z pewnością nie chodzi o klimat, środowisko, czystą energię i redukcję emisji dwutlenku węgla. Pokazuje to chociażby fakt dotowania przez Brukselę grubymi milionami pociągów… spalinowych (np. na Pomorzu czy w Wielkopolsce). W ten sposób nie zmniejszy się emisji do atmosfery dwutlenku węgla. Podobnie wymuszenie przez Brukselę dolewania biopaliw do paliw doprowadziło do gigantycznych strat środowiskowych na całym świecie, gdyż na masową skalę wycinano dżungle pod plantacje palmy olejowej. Tak samo jak uznanie przez Unię Europejską biomasy za odnawialne źródło energii spowodowało, że w krajach członkowskich na siłę karczuje się lasy w celu spalania drewna, aby dobrze wypaść w unijnych statystykach.
Coraz intensywniejsza inżynieria sterowania zachowaniem ludzkim ma fatalne skutki. Bo – wbrew temu, co sam twierdzi – urzędnik nigdy nie wie lepiej, co jest dla mnie dobre. Zamiast wstrzymać to szaleństwo, Bruksela brnie coraz dalej i głębiej. Bo to wyjątkowo wygodne dla polityków i urzędników, którzy dzięki temu mają od kogo brać łapówki. Czy znajdzie się jeden sprawiedliwy, który powie, że król jest nagi i doprowadzi w końcu do wstrzymania tego kosztującego nas coraz więcej wariactwa? Czy raczej musimy czekać, aż ten eurobolszewicki system sam zawali się pod własnym ciężarem?
Tomasz Cukiernik