Zdaniem prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta Pfeifer & Langen mogła wykorzystywać w nieuczciwy sposób swoją przewagę kontraktową wobec rolników. Chodzi przede wszystkim o kwestię zakupu nasion, które plantatorzy buraków cukrowych mogli kupować wyłącznie z zasobów spółki. Gdyby rolnicy nie podporządkowali się postanowieniom umowy, nie mieliby zapewnionego skupu swoich zbiorów, a to mogłoby ich postawić w trudnej sytuacji.
Ideą profesjonalnego funkcjonowania systemu upraw jest dobór nasion, które w najwyższym stopniu odpowiadać będą warunkom glebowym, stosunkowi wodnemu i innym uwarunkowaniom konkretnego areału. W związku z umowami zawartymi z Pfeifer & Langen plantatorzy nie mogli wybrać najlepszych dla siebie nasion, jeżeli takowe nie znajdowały się w ofercie spółki.
Zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi UOKiK zyskał potężne narzędzie w postaci możliwości nałożenia na nieuczciwy podmiot kary finansowej będącej równowartością maksymalnie trzech procent obrotu. Taka właśnie kara grozić może spółce Pfeifer & Langen. Przekłada się to na zawrotne kwoty, choć nie karanie jest głównym celem UOKiK.
Działania UOKiK rozleją się teraz na całą branżę cukrową. Już w roku 2019 Urząd rozpoczął postępowanie wobec innego niemieckiego giganta – firmy Sudzucker. Również w tym przypadku nakazano spółce zmianę niekorzystnych praktyk. Urzędnicy wydają się skuteczni w swoich działaniach. Od czasu wejścia w życie ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi UOKiK skontrolował sto największych spółek działających na polskim rynku rolnym. Wiele interwencji zakończyło się zmianą niekorzystnych praktyk i wypłatą zaległych środków rolnikom.
Niemcy na polskim rynku cukru
Demontaż polskiej potęgi cukrowniczej zaczął się w roku 1989. To wówczas w ręce SugarPol trafiły cukrownie w Ostrowitem i Unisławiu. Nazwa spółki zmylić mogła najtęższe umysły, ponieważ człon „Pol” nie sugerował przecież, że głównym udziałowcem jest tu firma British Sugar. Mimo prób stabilizacji sektora, w roku 1999 decyzją Sejmu RP zdecydowano o wstrzymaniu prowadzonych przez dekadę działań restrukturyzacyjnych i skupiono się na utworzeniu narodowego holdingu, któremu nadano nazwę Krajowej Spółki Cukrowej. Grupa powstała faktycznie w roku 2002 i kontrolowała 27 cukrowni, co przekładało się na 40 procent udziału w krajowej produkcji i eksporcie.
Już wówczas podnosiły się głosy o niepokojącym trendzie, który w przyszłości spowodować miał utratę kontroli nad rynkiem cukru w Polsce. Cukrownie, które nie weszły w skład Krajowej Spółki Cukrowej, trafiły w ręce francuskiego koncernu Saint Louis Sucre, który już po kilku miesiącach, w roku 2001, odsprzedał pakiet większościowy niemieckiemu gigantowi – spółce Südzucker. Sami tylko Niemcy kontrolowali wówczas 16 cukrowni tworzących przed procesem prywatyzacji Śląską Spółkę Cukrową. Pozostałe firmy przeszły natomiast w ręce czterech koncernów: British Sugar, Overseas, Pfeifer & Langen oraz Nordzucker. Część z tych firm rozdaje karty na polskim rynku do dziś.
Demontaż polskich cukrowni
Na efekty nie trzeba było długo czekać. O ile w 2000 roku w Polsce funkcjonowało 78 cukrowni, o tyle w 2006 było ich już zaledwie 40. Zagraniczni inwestorzy bez skrupułów zamykali nierentowne (ale też i rentowne) zakłady i dążyli do maksymalnej koncentracji obszarowej sektora. Naturalną konsekwencją był nagły spadek liczby plantatorów buraków cukrowych, zmniejszenie powierzchni upraw, ale jednocześnie także wzrost wydajności z hektara produkcji rolnej – kosztem, rzecz jasna, jakości. Tereny uzależnione wcześniej od obecności zakładów cukrowych znalazły się w trudnej sytuacji wynikającej z lawinowego wzrostu bezrobocia.
W 2004 roku sektor cukrowniczy w Polsce liczył już tylko na cud. Taki nadejść miał z najbardziej nieoczekiwanego kierunku jakim było przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. W związku z akcesją nowych państw członkowskich Unia Europejska stwierdziła, że należy zrobić porządek ze wspólnotową nadprodukcją cukru. Właściwe decyzje podjęte zostały w roku 2006 i opierały się na wprowadzeniu wielomilionowych rekompensat za zamykanie cukrowni i ich demontaż. Nietrudno się domyślić, że największym przegranym tej polityczno-gospodarczej układanki okazała się Polska. Aż do roku 2013 w Unii Europejskiej obowiązywały restrykcyjnie respektowane kwoty produkcyjne. Spowodowało to spadek liczby cukrowni w Polsce do zaledwie 13 (z 78 w roku 2000!). Co ciekawe, kiedy polski rynek został osłabiony Unia, w swojej wspaniałomyślności, zdecydowała się na… reformę Wspólnej Polityki Rolnej i zniesienie limitów produkcyjnych. Wtedy jednak było już za późno, bo lwia część rodzimego rynku od lat należała do spółek o przeważającym kapitale… niemieckim.
Warto wspomnieć, że w okresie tak zwanego demontażu polskich cukrowni na części pierwsze należało rozebrać nawet maszyny, które – jak łatwo było to wyśledzić – trafiały do zakładów za naszą zachodnią granicą. Treść unijnego przepisu brzmiała wówczas następująco: „W przypadku całkowitego demontażu urządzeń produkcyjnych za każdą wycofaną tonę kwoty wypłacono rekompensatę z funduszu restrukturyzacyjnego w wysokości 730 EUR/t”. Stawka pomocy restrukturyzacyjnej była identyczna w roku 2007/2008, ale w późniejszym okresie uległa obniżeniu do 625 EUR/t w roku 2008/2009 oraz do 520 EUR/t w czwartym i ostatnim roku programu – 2009/2010. Ów „demontaż” – jak słusznie zauważali publicyści – mógł przecież zyskać miano „likwidacji”, „wygaszania” czy jakiegokolwiek innego sformułowania niedającego niemieckim koncernom szansy na dosłowne(!) rozmontowanie polskich zakładów produkcyjnych. Najszerszym echem odbiła się likwidacja cukrowni w Górze Śląskiej.
Co się działo w Pfeifer & Langen?
Decyzję o rozmontowaniu maszyn w Górze Śląskiej niemiecka spółka Pfeifer & Langen podjęła już w trzy miesiące po ogłoszeniu unijnej deklaracji. Jeden kwartał to stosunkowo niewiele czasu na podjęcie kroków, których skutki liczone są w dziesiątkach milionów euro. Czy niemieccy inwestorzy mogli wiedzieć wcześniej, jakie rewelacje przygotują unijni dygnitarze? Tego nie dowiemy się nigdy. Faktem jednak jest, że cukrownia przestała istnieć w rzeczone trzy miesiące. Byłby to zrozumiały ruch, gdyby okazało się, że zakład nie przynosi zysku, że jego obroty spadają, że infrastruktura jest niewydolna, a plantacje znacznie oddalone od cukrowni.
Wtedy rozpoczęła się prasowa karuzela. W lokalnych i ogólnopolskich mediach pojawiały się informacje jakoby – co jest wierutnym kłamstwem – cukrownia od dwóch lat nie produkowała niczego oraz że odległość od plantacji buraków generuje zbyt wysokie koszty transportu. Fakty były zupełnie odmienne. Nie dość, że zakład po modernizacji zużywał znacznie mniej energii niż inne mu podobne to dodatkowo plasował się w ścisłej czołówce, biorąc pod uwagę skalę i wydajność produkcji.
Skąd zatem wzięła się decyzja o likwidacji – przepraszam… demontażu – tego akurat konkretnego zakładu? Przecież w portfelu Pfeifer & Langen już wówczas znajdowały się inne, mniej rentowne cukrownie. Odpowiedź jest prosta. Unijna rekompensata za zaprzestanie produkcji w tym konkretnym zakładzie wynosiła wówczas około 50 mln EUR. To o sześć mln EUR więcej niż można było zyskać na likwidacji kolejnej pod względem rentowności cukrowni należącej do niemieckiej spółki. Do tego dochodziła oczywiście możliwość sprzedaży lub relokacji zdemontowanego sprzętu, który do najtańszych nie należał.
Sprawą zainteresował się starosta. Jego uwagę zwrócił zwłaszcza argument dotyczący „braku możliwości rozbudowy kompleksu produkcyjnego”. Starosta miał rację, ponieważ w cukrowni był i na własne oczy zobaczył, że teren zakładu okalają hektary nieużytków rolnych. Z dokumentów wynika, że w tym samym czasie rzekomo łatwiej rozbudować było zakład znajdujący się w samym centrum Gostynia. Saga z firmą Pfeifer & Langen ciągnie się w nieskończoność.
Także dziś polski rynek cukru polski jest tylko z nazwy. Spółka Nordzucker Polska S.A. posiada nad Wisłą dwie cukrownie, Pfeifer & Langen Polska SA – cztery, a Südzucker Polska Sp. z o.o. – pięć cukrowni. W rękach kapitału krajowego wciąż pozostaje jednak Krajowa Spółka Cukrowa, która kontroluje siedem zakładów produkcyjnych.
Jacek Podgórski
dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej