fbpx
sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonUrzędnik wie lepiej, czym chcę odkurzać

Urzędnik wie lepiej, czym chcę odkurzać

Przez wiele lat miałem odkurzacz, który ciągnął idealnie i nie sprawiał żadnych problemów. Silnik posypał mu się dopiero po kilkunastu latach. Zmuszony byłem kupić nowy, „ekologiczny” sprzęt o ograniczonej już unijnymi przepisami mocy. Tani nie był, a nie pracuje nawet w połowie tak dobrze jak poprzedni – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Dużo zamieszania zrobiły informacje na temat unijnego rozporządzenia, które – zdaniem dystrybutorów elektroniki – zatrzyma rozwój telewizorów wysokiej rozdzielczości (4K i 8K) z powodu nierealistycznych limitów zużycia energii. Niektórzy studzą emocje, wskazując, że UE będzie musiała swoje rozporządzenie zrewidować i zapewne to uczyni, ponieważ było ono projektowane, zanim do produkcji weszły nowe modele o wspomnianych rozdzielczościach i nie uwzględnia ich zapotrzebowania na energię. Będziemy zatem mieli to co zwykle w takich sytuacjach: barowanie się urzędników z Komisji Europejskiej z lobby producentów, żeby ostatecznie stworzyć jakiś zgniły kompromis, który pozostawi zaostrzone normy, ale zaostrzone mniej niż to wynika z przepisów w ich obecnym kształcie.

Nie zmienia to jednak nic, jeśli chodzi o ocenę samego mechanizmu. Zawsze jest tak, że jeśli UE narzuca odgórnie jakieś wymogi producentom – oczywiście w imię albo „walki z klimatem”, albo naszego bezpieczeństwa – to ostatecznie płaci za to klient. Tak przecież stało się choćby z nowym obowiązkowym wyposażeniem samochodów sprzedawanych w UE w aktywne systemy bezpieczeństwa, wcześniej opcjonalne. Dzisiaj, kupując nowe auto w Unii, musimy już zapłacić na przykład za system zdalnego powiadamiania o wypadku albo za system automatycznego hamowania awaryjnego. Nie ma znaczenia, że być może kompletnie nam na nich nie zależy.

Przez wiele lat miałem odkurzacz, który ciągnął idealnie i nie sprawiał żadnych problemów. Silnik posypał mu się dopiero po kilkunastu latach. Zmuszony byłem kupić nowy, „ekologiczny” sprzęt o ograniczonej już unijnymi przepisami mocy (maksymalnie 900 watów). Odkurzacz tani nie był, a nie pracuje nawet w połowie tak dobrze jak poprzedni. Jego moc pozostawia wiele do życzenia. Co ciekawe, we wdrażaniu tego typu ograniczeń Unia jest bardzo efektywna, natomiast od lat nie jest w stanie wymusić na producentach standardów umożliwiających łatwiejszą naprawę urządzeń albo wprowadzić zakazu ich fabrycznego postarzania. Czyli takiego ich montowania i składania z takich materiałów, że można z dużym prawdopodobieństwem założyć, iż takie urządzenie posypie się zaraz po upływie okresu gwarancji, z dokładnością w niektórych przypadkach do kilku tygodni. Ta niemoc w kwestiach, które naprawdę mogłyby być dla konsumentów korzystne, za to łatwość we wmuszaniu norm i ograniczeń, które generują jedynie koszty, jest jednak mocno zastanawiająca. I zniechęcająca do UE w jej obecnej postaci.

Przede wszystkim jednak Unia po prostu wykoślawia i psuje naturalne mechanizmy rynkowe. Znam oczywiście argumentację osób, które twierdzą, że jeśli nad producentem sprzętu nie stoi unijny urzędas z batem, to producent sam nie popracuje na przykład nad zmniejszeniem zużycia energii przez sprzęt albo nad jego wydajnością. Gdyby tak faktycznie było, nie mielibyśmy dużej części rozwoju technologicznego. Kiedy w latach 70. wybuchł kryzys paliwowy, nie trzeba było urzędniczego bata, żeby producenci z powodów najczyściej pragmatycznych zaczęli oferować kupującym oszczędniejsze samochody. Podobnie rzecz się ma ze sprzętami gospodarstwa domowego: na zmniejszone zużycie prądu – czyli dla użytkownika niższe rachunki – producenci zaczęli się nastawiać, zanim zostało to skodyfikowane przez Unię. Jakaś część bardziej świadomych konsumentów już dzisiaj szuka produktów, które byłyby trwalsze niż powszechny standard, więc nawet tutaj – można przypuszczać – sprawy zaczęłyby się w końcu zmieniać po prostu pod wpływem rynkowych oczekiwań.

Problem z unijnymi regulacjami polega jednak na tym, że nie pozostawiają nam one wyboru. Spójrzmy choćby na rynek motoryzacyjny. To wyłącznie od klienta powinno zależeć, czy woli kupić auto z wolnossącym dwuipółlitrowym silnikiem, czy z małym turbodoładowanym silniczkiem 1,2 litra, czy samochodzik na bateryjkę, modny i „ekologiczny”. To wyłącznie klient powinien decydować, czy woli mieć odkurzacz o mocy 2 tys. watów czy „przyjazny dla klimatu” sprzęt o mocy 900 watów, który ma problem nawet z wciągnięciem z podłogi większego papierka.

Zakres, w jakim UE swoją sklerotyczną, antyrynkową polityką popsuła rynek i złamała jego naturalne mechanizmy, nie został chyba nigdzie w pełni przeanalizowany – a szkoda. Mówimy nieco z przyzwyczajenia, że funkcjonujemy w warunkach gospodarki rynkowej. A faktycznie mamy w UE układ drastycznie przeregulowany, często w oparciu o czysto ideologiczne założenia.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA

Wyzwanie

Pojęcie straty czy kosztu zostało prawie całkowicie wyeliminowane z języka debaty publicznej. Jeśli jakiś projekt jest uznawany za słuszny i realizujący pożądaną linię, to nie niesie ze sobą kosztów – może się jedynie łączyć z „wyzwaniami”. Koszty pojawiają się dopiero tam, gdzie pomysł jest niesłuszny.
4 MIN CZYTANIA