Smukła szara sylwetka amerykańskiego okrętu USS McCampbell zagłębiła się w pianie wód Cieśniny Tajwańskiej w czwartek, wbrew groźbom adresowanym z Pekinu. Amerykańska marynarka wojenna opublikowała na swoim profilu na Facebooku zdjęcia tego uzbrojonego w rakiety niszczyciela, wysyłając tym samym w stronę Chin wiadomość o nieufności i to w środku fazy eskalacji napięć między tymi mocarstwami i jednocześnie w samym sercu pandemii koronawirusa.
Ta „zwykła misja”, jak ją określa Ministerstwo Obrony Tajwanu, ma na celu zbudowanie stałego wsparcia wojskowego Waszyngtonu dla młodej demokracji Tajwanu w obecnym napiętym okresie, w przeddzień objęcia przez Tsai Ing-wen urzędu prezydenta tego kraju (na drugą kadencję), co stanie się dziś, 20 maja w Tajpej.
Kilka dni wcześniej chiński samolot zwiadowczy Y8 wszedł do tajwańskiej strefy identyfikacji powietrznej, co postawiło w stan alarmu samoloty myśliwskie Tajwanu. Tego rodzaju incydenty mnożą się od czasu triumfalnego zwycięstwa pani prezydent (11 stycznia) w wyborach na przywódcę Tajwanu, co sygnalizuje gniew Pekinu w stosunku do liderki broniącej demokratycznej tożsamości wyspy. Ponowny wybór Tsai Ing-wen na urząd prezydenta, z ponad 57 proc. głosów poparcia, jest afrontem dla prezydenta Xi Jinpinga, który w ubiegłym roku straszył Tajwan groźbą użycia siły, jeśli tylko ukończy proces „zjednoczenia” terytorium całych Chin, a którego polityka żelaznej ręki wobec Hongkongu najwyraźniej przeraziła większość tajwańskich wyborców.
Epidemia koronawirusa, która początkowo zagroziła potędze Chin, a na Tajwanie została szybko zahamowana (zaledwie 7 ofiar śmiertelnych), teraz dodatkowo zagęszcza i tak już gęstą atmosferę panującą między Pekinem a Waszyngtonem.
Pani prezydent Tsai zamierza rozpocząć przemówienie inauguracyjne mocnym nawiązaniem do sukcesu swojej administracji w walce z epidemią, wygłaszając orędzie z pałacu prezydenckiego w Tajpej, który jest położony nieopodal pomnika wzniesionego dla uczczenia generała Tissanga Kaï-cheka, który schronił się na tej wyspie, uciekając przed wojskami Mao.
Osiągnięcia wyborcze, a także sukcesy w walce z epidemią, jakie odnotowała prezydent Tsai, stanowią podwójne strategiczne wyzwanie dla Pekinu, którego dotychczasowy główny punkt wsparcia politycznego na wyspie, czyli partia Kuomingtang (KMT), wymyka się spod kontroli od czasu jej klęski przy urnach wyborczych.
Pandemia zwiększa też dodatkowo już panujące napięcie geopolityczne i zmniejsza pole manewru chińskiego prezydenta Xi, lidera bezkompromisowego, nacjonalistycznego odrodzenia, który musi prężyć muskuły w czasie, gdy Chiny, ze zranioną dumą, wytykane są palcem przez Stany Zjednoczone oraz inne kraje zachodnie za rozprzestrzenienie się koronawirusa. – Wzrost nacjonalizmu w Chinach zwiększa ryzyko napięć z Tajwanem – ocenia Kerry Brown, profesor w londyńskim King’s College.
W ostatnich tygodniach w chińskich mediach społecznościowych mnożą się wezwania do inwazji, zachęcające Ludową Armię Wyzwolenia do wykorzystania trudnej sytuacji amerykańskiej marynarki wojennej, której kilka lotniskowców z napędem atomowym zostało sparaliżowanych z uwagi na infekcje koronowirusa odnotowane wśród członków załogi. – Nadszedł czas na użycie siły – ocenia Tian Feilong, profesor Uniwersytetu Beihang, odnotowując w swoim artykule, opublikowanym na stronie Guancha.net, porażkę pokojowej strategii Pekinu.
Będąc pod presją, władze chińskie mnożą ostrzeżenia dla administracji prezydent Tsai, obawiając się, że przekroczy ona próg niepodległości. – Nigdy nie lekceważcie niezachwianej determinacji 1,4 miliarda Chińczyków do obrony ich integralności terytorialnej – zagrzmiał Ma Xiaoguang, rzecznik chińskiego Biura do spraw Tajwanu w Pekinie.
Pekin obawia się, że ten nowy klimat zimnej wojny zachęci prezydent Tsai do ucieczki daleko w przód na drodze ku niepodległości. To swoisty Rubikon, którego 63-letnia przywódczyni centrowej partii zawsze starała się nie przekraczać, ale który uwodzi nowe pokolenia mieszkańców Tajwanu, przywiązanych do ich swobód demokratycznych.
Jednak pomimo deklaracji wojennych, Pekin wydaje się na razie utrzymywać strategię „pokojową”, jednocześnie przygotowując metodycznie militarne okrążenie „niepokornej” wyspy. Qiao Liang, szanowany emerytowany generał sił powietrznych, zaangażował się nawet osobiście w to, aby sprzeciwić się wezwaniom do inwazji. Historyk Deng Tao również zalecił cierpliwość, w swoim artykule opublikowanym w czasopiśmie Centralna Szkoła Partii Komunistycznej, inspirując się działaniami dynastii Qing, której zajecie Formozy (Tajwanu) zajęło ponad 20 lat, przy czym udało się ono ostatecznie dzięki okrążeniu wyspy, godnemu gry Go.
– Sprawa Tajwanu dotyczy podstawowych interesów Chin. To nie epidemia czy tez kilka sparaliżowanych amerykańskich lotniskowców zmienią nagle politykę tego kraju, czy zainicjują działania zbrojne – ocenia Xin Qiang, ekspert Fudan University w Szanghaju.
Ta ostrożność odzwierciedla układ sił na tym terytorium, wciąż uważanym przez chińskich strategów za niewygodne do interwencji zbrojnej. Ekspertów, którzy pamiętają gorzką porażkę z 1996 roku, kiedy to amerykański lotniskowiec uciszył próby zastraszania Tajwańczyków, jakich dokonywała Ludowa Armia Wyzwolenia.
Chińscy wojskowi oraz inżynierowie pracują ciężko, aby stworzyć „drugi front”, który mógłby pozwolić na zajście Tajwanu od tyłu, poprzez utworzenie zgrupowania jednostek powietrznodesantowych. To wyzwanie technologiczne wymaga wyposażenia lotniskowca Shandong w katapulty i samoloty myśliwsko-bombowe lepsze niż maszyny J-15, które są obecnie w eksploatacji. Eksperci oceniają, że ta misja osłabienia przeciwnika może przynieść efekty w okolicy 2025 r. Taki kalendarz działań pozwala prezydentowi Xi Jinping mieć nadzieję, że dokończy on pracę Mao i zatknie czerwony gwiaździsty sztandar partii komunistycznej na wyspie o mocnych dążeniach do secesji. Ten przywódca, zapatrzony w historię swojego kraju, uczynił ze „zjednoczenia” terytorialnego priorytet swojego „chińskiego snu” o odrodzeniu się potęgi Państwa Środka.
Źródło: Sebastien Falletti/Le Figaro