Po przeczytaniu artykułu, który ukazał się 25 kwietnia na łamach www.businesinsider.com, pt. „Masło w Lidlu skurczyło się do 170 g”, pozwoliłem sobie na pewne refleksje natury ewangelicznej. Cóż bowiem może bardziej uwiarygadniać katolicką postawę indywidualnej dobroczynności występującą w nauce Jezusa Chrystusa w opozycji do socjalistycznego rozdawnictwa cudzej własności pod przymusem, jeśli nie proceder, który dotknął jedną z największych sieci dyskontowych w Polsce?
A jaką przypowieść funduje wspomniany Business Insider? Chodzi o ujawniony przez znaną dziennikarkę Katarzynę Bosacką fakt „odchudzenia” kostki masła sprzedawanej w sieci sklepów Lidl. Jak się okazuje, niedawno oferowany jeszcze produkt o tej samej nazwie ważył 200g, a obecnie tylko 170g. Jak wskazuje treść artykułu, nie jest to jedyne działanie o takim charakterze, jakich dopuszczają się duże dyskonty. Wspomniana już pani Bosacka informowała wcześniej o pomniejszonym ptasim mleczku, a sam artykuł wspomina jeszcze o odchudzonych czekoladach ze 100g do 90g oraz paczkach chusteczek zawierających nie 10 a 9 sztuk.
Współczesne strategie handlowe taki proceder definiują jako tzw. downsizing. Jest to nic innego jak celowe działanie, w ramach którego wzrost cen osiągany jest w nietypowy sposób, poprzez zmniejszanie wielkości produktu lub pogarszanie jego jakości przy tylko pozornym utrzymaniu cennika. Taka strategia jest często stosowana, gdy istnieje obawa reakcji klientów na podwyżki.
Przedstawione przykłady, o których zresztą coraz częściej mówi się już w mediach o dużym zasięgu, to taki downsizing w ujęciu – nazwijmy to prawniczo – formalnym. Innymi słowy niczego przed klientem nie ukrywamy, ale liczymy, że w szale zakupowym i na dodatek skuszony smakowitą promocją w stylu „taniej przy zakupie trzech” biedny i nierozgarnięty konsument nie zauważy „niewinnego” procederu. O przykładach downsizingu w ujęciu materialnym niewiele się mówi. Ja je nazywam wręcz iluzją.
Sam omijam szerokim łukiem duże sieciówki, preferując zdrowe i lepsze produkty lokalniaków, co sprawia, że moje nawiedzenie dyskontu można nazwać świętem. Podczas takiego święta większą rozrywką od kupowania jest dla mnie wyszukiwanie paradoksów lub jak pisałem wyżej – iluzji. I nie wymieniając z nazwy żadnej sieci, by (nie daj Boże!) nie stanąć przed obliczem niezawisłego sądu w roli pozwanego, podczas jednego wypadu dobrych kilka lat wstecz zdziwiło mnie, że parówki w liczbie pięciu sztuk w opakowaniu w sieciówce są o kilkanaście groszy tańsze niż oznaczone tym samym logiem producenta parówki w liczbie czterech w opakowaniu oferowane w zwykłym, osiedlowym sklepie. Jedyna różnica to dopisek na opakowaniu: „wyprodukowano dla (…)”.
Z góry odrzucając hipotezę „cudu”, zadałem sobie proste pytanie, czy to aby nie są jakieś jaja? Przecież nikt rozsądny nie dokłada do interesu – jak to miałoby miejsce w przypadku rzeczonych parówek! Jedyna możliwość racjonalnego zachowania producenta parówek to zmniejszenie jakości kosztem ilości!
Ale to nie jedyne rzeczy, które nie śniły się filozofom. Raz zdarzyło mi się odwrócić do góry dnem pokaźny (chyba litrowy) słoik miodu i ze zdziwieniem zauważyłem, że jest on wypełniony jedynie w 2/3 objętości, mimo że w pozycji zasadniczej wydawał się być (wizualnie) wypełniony po brzegi. Podobną przypadłość zauważyłem z opakowaniem popularnych draży też oczywiście oznaczonych dopiskiem „wyprodukowano dla (…)”. Dla odrzucenia możliwości, iż sam padłem ofiarą mojej nieudolności empirycznego poznania, pokazałem te towary moim znajomym, którzy, na szczęście dla jakości mojej percepcji, mieli podobne spostrzeżenia.
I chyba wtedy przyszło na mnie oświecenie. Musi to być jakiś rodzaj, wyrażając się nad wyraz parlamentarnie, „downsizingu” – wszelkie inne określenia są nieeleganckie.
Ale co to ma wspólnego z Ewangelią? Stanowi dowód na to, że dobroczynność to piękny akt indywidualnej woli człowieka, niemający nic wspólnego z jakimkolwiek przymusem lub działaniem o charakterze strategii kierowanej do kolektywu. A przecież istnieje ogromna rzesza ludzi, tych codziennie setkami odwiedzających wskazane miejsca handlu, głęboko wierzących, że ktoś w swojej niespotykanej szczodrobliwości, z pokrzywdzeniem swojego majątku, oddaje im wszystkim swoje pieniądze w postaci zaniżonych cen oferowanych towarów.
Zastanawiając się nad przyczyną stosowania strategii downsizingowych, przyszedł mi na myśl cytat z książki wybitnego ekonomisty nagrodzonego zresztą „Noblem” Friedricha Augusta von Hayeka pt. „Konstytucja Wolności”: „Przymus jest złem właśnie dlatego, że w konsekwencji wyklucza jednostkę jako myślącą i oceniającą osobę, a robi z niej jedynie narzędzie osiągania celów innego”.
I chyba nie trzeba więcej dla zrozumienia mechanizmu zmuszającego menadżerów do stosowania tego typu praktyk. Znowu, niczym perpetuum mobile, powraca odwieczny dylemat generowania kosztów przez aparat przymusu państwowego w socjalistycznym państwie. Jest to główna determinanta przedsiębiorców, by tak prowadzić sprzedaż, aby niezależny od nich wzrost cen spowodowany kosztami pozostał niezauważony dla konsumenta. W interesie zaś wszystkich, zarówno państwa jak i dużych korporacji, jest owo „wykluczenie jako myślącego i oceniającego” konsumenta.
Dlaczego dużych korporacji? Bo w małym, osiedlowym sklepie prowadzonym w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej można było kupić jedynie parówki w liczbie czterech sztuk w opakowaniu.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy