fbpx
niedziela, 28 maja, 2023
Strona głównaFelietonWidmo „konsumenckiej” upadłości raju na ziemi

Widmo „konsumenckiej” upadłości raju na ziemi

Niespłacalność amerykańskich rządowych obligacji zapewne spowodowałaby lawinę braku zaufania do tego typu papierów dłużnych na całym świecie, a co za tym idzie, biorąc pod uwagę poziom zadłużenia niemal każdego kraju, groziłoby to apokaliptycznym kryzysem, większym niż ten w 2008 r.

Miało być o tragedii ośmioletniego Kamila, którą żyje cała Polska, ale uznałem, że tematowi śmierci niewinnego dziecka przyda się pewnego rodzaju vacatio. Ta sprawa, jeżeli przyjrzymy się jej później, z pewnego oddalenia, pozwoli rzucić więcej światła na mechanizm powstawania takich na wskroś patologicznych problemów. Pozwoli też dostrzec, że model systemowy zapobiegania podobnym tragediom jest niewydolny i działać w sposób poprawny nigdy nie będzie – z przyczyn, które możemy nazwać cywilizacyjnymi i… ustrojowymi.

Dziś więc o wiadomości ze Stanów Zjednoczonych, która mnie zelektryzowała. Jak informują serwisy branżowe – zresztą już od dłuższego czasu – szykuje się w USA kolejny kryzys w działaniu administracji federalnej, czyli tzw. shutdown. Już kilka lat temu, a konkretnie w 2018 r., obiegła nas informacja o tym, że z dnia na dzień wyłączone zostało działanie wszystkich federalnych urzędów i służb z uwagi na brak zatwierdzenia przez Izbę Reprezentantów prowizorium budżetowego. Wtedy chodziło o brak zagwarantowania środków na pomysł ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa wybudowania muru na granicy USA z Meksykiem.

Materia sprawy skądinąd niewyobrażalna dla nas – Europejczyków, żyjących w niemal permanentnym etatyzmie, gdzie uzależnienie podstawowych czynności społecznych od woli i regulacji państwa powoduje, że pewnie niektóre grupy społeczne nie dałyby rady w ogóle funkcjonować.

W USA jest trochę inaczej. I tej wolności jest (przynajmniej na razie) więcej. I własność, której wyznacznikiem jest pieniądz i regulowanie zobowiązań, jest traktowana priorytetowo przez obywateli. Stąd też, skądinąd bardzo jasno ujęte w konstytucji, restrykcyjne traktowanie pieniędzy publicznych i ich wydatkowanie. Innymi słowy, jeżeli tych pieniędzy nie ma, to rząd nie działa. A związane jest to z prerogatywą parlamentu, nazwijmy ją „dyscyplinującą”, jaką ten posiada wobec bardzo niezależnego ustrojowo prezydenta, pozwalającą w każdej chwili przykręcić kurek z kasą.

Zjawisko shutdownu to nie domena tylko politycznych wojenek prezydenta Trumpa. Takie sytuacje zdarzały się wielokrotnie – dla przykładu Obamie czy Clintonowi. Zawsze zostawały przełamywane przez kompromis polityczny. Co więc jest tak wartego uwagi przy obecnym widmie shutdownu?

Inna jest zdecydowanie przyczyna braku zgody Izby Reprezentantów na zmiany budżetowe. Chodzi o przekroczenie limitu zadłużenia USA. W tym momencie państwo zadłużone jest na horrendalną sumę 31,4 bln dolarów, czyli według wyliczeń ok. 120 procent swojego PKB. Schemat podmiotowy zadłużenia również jest ciekawy. O ile dwie trzecie długu ma charakter wewnętrzny – obligacje kupione przez fundusze, inwestorów prywatnych oraz niestety w ramach – jak to zwykłem nazywać – „finansowego perpetuum mobile” przez Rezerwę Federalną, to jedna trzecia pozostaje w rękach zewnętrznych, z czego większość chińskich.

Tym, którzy nie do końca rozumieją mechanizm państwowego zadłużenia trzeba wyjaśnić, że przekroczenie limitu długu oznacza, że dla dalszego finansowania sektora federalnego konieczne jest wzięcie kolejnych pożyczek celem spłaty choćby odsetek od już pożyczonych 31,4 bln dolarów.

Problematyczne jest twarde stanowisko Partii Republikańskiej, a szczególnie jej prawego skrzydła, które chyba zaczęło sobie zdawać sprawę z ryzyka dalszego luzowania długu. Z kolei eksperci z Brookings Institution ostrzegają, że jeśli pułap długu nie zostanie podniesiony, ogólna suma cięć wydatków i podwyżek podatków niezbędnych, aby spłacać dotychczasowe długi, wyniesie 1,5 bln dolarów w tym roku i 14 bln w ciągu następnych dziesięciu lat. Taka też polityka zaciskania pasa, co jest skądinąd godne pochwały, na razie dominuje w retoryce Republikanów.

A co w sytuacji przeciwnej? Niewypłacalność. Termin, który Polakom – jak widać po charakterze rodzimej polityki sektora finansów publicznych – jest nieznany, pomimo że nasz nieszczęśliwy kraj upadał finansowo już kilkukrotnie. Miało to miejsce, jak pokazuje historia, choćby podczas rządów sanacji w 1936 r., gdy państwo uginało się pod ciężarem etatyzmu i socjalizmu.

Powróćmy jednak do USA. W przypadku formalnego „bankructwa” (bo tym według definicji jest nieregulowanie wymagalnych zobowiązań) optymistycznie policzono, że PKB spadnie o 4 procent, a 6 mln obywateli straci pracę; nie wspominając o dołach na giełdzie papierów wartościowych sięgających przynajmniej jednej trzeciej ich wartości. To tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem jak wszyscy zdajemy sobie sprawę, to USA – dzięki dolarowi – zapewniają w znacznym stopniu globalną stabilność przepływów kapitału. Dodatkowo to właśnie obligacje wypuszczane przez rząd federalny uznawane są za najbardziej stabilne na świecie i najbezpieczniejsze, jeżeli chodzi o ryzyko lokowania kapitału. Niespłacalność tych najbezpieczniejszych i najbardziej wiarygodnych zobowiązań zapewne spowodowałaby lawinę braku zaufania do tego typu papierów dłużnych na całym globie, a co za tym idzie, biorąc pod uwagę poziom zadłużenia niemal każdego kraju na świecie, groziłoby to apokaliptycznym kryzysem, większym niż ten w 2008 r.

Ktoś może powiedzieć, że wiele było przypadków bankructwa państw w historii (i nie chodzi tylko o wypełniony nimi wiek XX i XXI), a świat się nie zawalił. Pierwszy odnotowany przypadek bankructwa to głęboka starożytność i niewypłacalność państw Związku Morskiego zadłużonych we wspólnej kasie mieszczącej się na wyspie Delos. Sama Hiszpania za Filipa II bankrutowała kilka razy. Jednak myli się ktoś sądząc, że bankructwo państw to tylko zaciśnięcie pasa na brzuchach obywateli i kryzys w obrębie tego państwa. Z reguły to kolejne dotkliwe zobowiązania wobec wierzycieli, nierzadko wymuszane siłą militarną, a prowadzące do znacznego ubytku w suwerenności danego państwa. Należy zdawać sobie sprawę, że obligacje państwowe są tak popularne, bo rząd zabezpiecza je majątkiem swoich obywateli.

W przypadku USA, które nigdy nie oddały choć naparstka swojej suwerenności, tego typu konsekwencje byłyby geopolitycznie niewyobrażalne. A nie zapominajmy, że wierzycielem znacznej i – można pokusić się o sformułowanie – strategicznej części zadłużenia USA są… Chiny.

Jacek Janas


Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy
Jacek Janas
Jacek Janas
Z zawodu radca prawny. Z zamiłowania muzyk, kompozytor i myśliciel. Działacz społeczny, Prezes Zarządu Stowarzyszenia Brzozowski Ruch Konserwatywny i Członek Zarządu Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Rolników SWOJAK. Fundator i ekspert Instytutu im. Romana Rybarskiego.

INNE Z TEJ KATEGORII

Koniec „wyścigów słoni”, czyli znów wylano dziecko z kąpielą

Wielokrotnie przywoływałem termin „kultura przesady”, powołany do życia przez mojego kolegę, prof. Antoniego Dudka. To pojęcie bardzo celnie ujmuje konstytutywną cechę naszego systemy politycznego. Ma ono jednak również zastosowanie do samej legislacji. Trochę głupio mi o tym pisać po raz setny, ale schemat wygląda tak, że pada jakaś deklaracja polityczna, która następnie w ekspresowym tempie jest przekładana na język przepisów – bez śladu analizy, rozważenia, czy istnieją już inne rozwiązania, które można zastosować, czy ten sam efekt da się osiągnąć w sposób mniej inwazyjny oraz przede wszystkim, czy problem faktycznie wymaga rozwiązania.
6 MIN CZYTANIA

Historia udowadnia, że jest słabą nauczycielką

Polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby – pisał przed laty Stefan Kisielewski. Prawda dość oczywista, ale jakże trudno dla ludzi posługujących się tą sentencją przyswajalna. Sam Kisiel przecież notorycznie, przez całe życie polemizował wyśmiewając absurdy. Oczywiście z niewielkim skutkiem, bo głupota, nie tylko w dyskursie publicznym, ale i działaniach politycznych jak tryumfowała, tak i tryumfuje.
4 MIN CZYTANIA

Obyczaje jak za Sasa

Kupiłem sobie w antykwariacie książkę księdza Jędrzeja Kitowicza „Opis obyczajów za panowania Augusta III”. Autor dość późno poczuł wokację do stanu duchownego, a wcześniej z niejednego komina wygartywał, obracając się w różnych środowiskach, dzięki czemu jego opis w znacznej części opiera się na obserwacjach własnych. Wyjątkowo, na przykład w opisach Siczy Zaporoskiej i obyczajów „hajdamackich”, bierze z drugiej ręki.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Historia udowadnia, że jest słabą nauczycielką

Polemika z głupstwem nobilituje je bez potrzeby – pisał przed laty Stefan Kisielewski. Prawda dość oczywista, ale jakże trudno dla ludzi posługujących się tą sentencją przyswajalna. Sam Kisiel przecież notorycznie, przez całe życie polemizował wyśmiewając absurdy. Oczywiście z niewielkim skutkiem, bo głupota, nie tylko w dyskursie publicznym, ale i działaniach politycznych jak tryumfowała, tak i tryumfuje.
4 MIN CZYTANIA

A Karol odpowiedział z właściwym sobie cynizmem: Daję, bo nie moje

Czas mamy wyborczy, stąd i wysyp paradoksów gwarantowany niczym wysyp grzybów w ciepłym lesie po deszczu
4 MIN CZYTANIA

Możemy oszczędzić sobie trudu myślenia, zanurzając się w kurateli państwa

Może trudno to przyznać dzisiejszemu klerowi, ale św. Józef był Rzemieślnikiem (a nie Robotnikiem), czyli przedsiębiorcą zarabiającym na wolnym rynku sprzedażą wytworzonych w ramach swojej jednoosobowej działalności gospodarczej dóbr konsumpcyjnych – pisze w najnowszym felietonie Jacek Janas.
5 MIN CZYTANIA