fbpx
środa, 24 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonWyłącz Internet, włącz myślenie

Wyłącz Internet, włącz myślenie

Rzecz w tym, że kiedy w imię walki z dezinformacją albo hejtem usuwane są z przestrzeni publicznej stanowiska, wprawdzie kontrowersyjne, ale mające jakieś oparcie w dowodach lub rzeczywistości, powoduje to tylko dalszą radykalizację marginalizowanych grup i niepotrzebne skłócanie społeczeństwa

W toku epidemii ujawnił się trybalistyczny podział społeczeństwa na dwie zasadnicze grupy. Jedna to scjentystyczni, najczęściej proaktywni i progresywni zwolennicy angażowania przymusu państwowego i samych obywateli w celu zwalczania różnych zagrożeń. Nierzadko rekrutują się spośród tzw. normies, to znaczy osób, które czytają wyłącznie oficjalne, mainstreamowe tytuły prasowe, a ich poglądy, jakkolwiek miałkie, są dla nich swego rodzaju bezpieczną przystanią. Druga grupa to tak zwani denialiści, szury albo foliarze. W ekstremalnej postaci kojarzeni są raczej z nurtami populistycznymi albo antynaukowymi. Często szczycą się tym, że czytają wyłącznie alternatywne media i gardzą tzw. establishmentem, choćby i w konkretnej sprawie miał on akurat absolutną rację.

Oczywiście, jak to w życiu bywa, ten podział jest bardziej skomplikowany, przenika się w różnych sprawach, a to, co chwilę wcześniej było teorią spiskową, staje się później uznanym faktem lub na odwrót. Dobrym przykładem jest tu sprawa wycieku wirusa z laboratorium. Historycznie istnieją potwierdzone przypadki takich zdarzeń. Na przykład starszy brat SARS-CoV2, a więc SARS z numerkiem jeden, już po opanowaniu pierwotnego ogniska zakażeń wydostał się jeszcze na skutek błędu ludzkiego. Znany z historii jest też przypadek tuszowania wycieku wąglika z radzieckich laboratoriów. Na początku aktualnej pandemii oficjalne kanały informacyjne, właściciele mediów społecznościowych, ale też zaangażowani w sprawę naukowcy starali się jednak o to, aby taką ewentualność w przypadku COVID-19 traktować właśnie jako spiskową teorię dziejów. Zastrzeżmy, że jestem w tej sprawie w dużej mierze neutralny. Po pierwsze dlatego, że nie znam się na wirusologii, a po drugie z tego względu, że kwestii tej nie da się rozstrzygnąć, czytając tylko prasę, komentarze zainteresowanych osób albo wyrywkowo prace naukowe. Niemniej, w istocie stało się tak, że z teorii tej zdjęto w końcu odium „szurostwa”, a wraz z upływem czasu można było o niej bardziej swobodnie dyskutować. Nie wiem, czy wyciek z laboratorium jest faktem i nie mogę za to ręczyć, ale mam przekonanie, że zmiana podejścia mass mediów do tego tematu już prawdziwa jest.

Rzecz w tym, że kiedy w imię walki z dezinformacją albo hejtem usuwane są z przestrzeni publicznej stanowiska, wprawdzie kontrowersyjne, ale mające jakieś oparcie w dowodach lub rzeczywistości, powoduje to tylko dalszą radykalizację marginalizowanych grup i niepotrzebne skłócanie społeczeństwa. Wielu zadaje sobie wówczas pytanie: skoro ocenzurowano umiarkowaną albo popartą dowodami tezę, to czy przypadkiem nie cenzuruje się wszystkiego? Zauważmy, że założeniem rządu i organizacji pozarządowych zwalczających dezinformację jest to, jakoby powodowała ona celowo lub w sposób niezamierzony skłócenie i podziały społeczeństwa. To z pewnością prawda, niemniej nachalna cenzura i ośmieszanie niektórych grup społecznych prowadzi do tego samego rezultatu. Na dodatek jest kontrowersyjna z punktu widzenia ochrony innych wartości, takich jak wolność słowa i swoboda ekspresji.

W skrajnej postaci ten „alternatywny” sposób myślenia przybiera postać całkowitego denializmu. Swego rodzaju dewizą takich negacjonistów stało się „wyłącz telewizor, włącz myślenie”. Jest to o tyle ciekawe, że dla mnie osobiście tradycyjna telewizja rzeczywiście stała się medium nieatrakcyjnym i to już dawno, wcale nie ze względu na pandemię. Od czasów wczesnej dorosłości jej po prostu nie oglądam i nawet nie czuję się w obowiązku. Jeśli mi się to zdarza, to najczęściej wtedy, kiedy jestem gościem w mieszkaniu osób starszych ode mnie. Sprawa jest prosta. Telewizję zastąpiło mi bardziej elastyczne i szybsze medium w postaci Internetu. Nie będę jeździł konno, skoro mogę mieć samochód. Nie będę dzwonił z telefonu stacjonarnego, skoro mogę ze smartfona, prawda? A mój światopogląd jest zapewne inaczej ukształtowany niż tych ludzi, którzy telewizję – mniejsza już czy rządową, czy antyrządową – nadal regularnie oglądają.

Oczywiście Internet, jak każde narzędzie, ma swoje plusy i minusy. Mój dziadek zawsze brał w takich sytuacjach nóż stołowy do ręki i mówił, że może nim zrobić coś pożytecznego, na przykład pokroić kotleta, ale równie dobrze kogoś zabić. W Internecie możemy odnaleźć wiele dziwacznych teorii. Na przykład takich, że nie ma żadnej wojny albo szczepionki przeciwko COVID-19 dadzą nam AIDS. Niektórzy w to wierzą. Każdy rozsądny człowiek wie o tym, że takiej informacji nie akceptuje się jako prawdy objawionej, na pewno nie bez potwierdzenia w innych źródłach. Część ludzi tego nie robi i wręcz oczekuje, że przedstawi im się takie rewelacje, bo po prostu smutna rzeczywistość jest dla nich mało interesująca.

Problem jest jednak taki, że ci, których to oburza, chcą w następstwie cenzurować nie tylko jawnie kretyńskie hipotezy i jaskrawe kłamstwa, ale też postulaty i opinie umiarkowane. Przykładem tego niech będzie szereg argumentów przemawiających za tym, żeby szczepienia przeciwko COVID-19 były dobrowolne (mówiły o tym nawet oficjalne dokumenty rządowe i międzynarodowe) lub krytykujące użycie tzw. paszportów szczepionkowych. Kwestii tego rodzaju nie można już rozstrzygnąć obiektywnie, w oparciu o chłodne i sprawdzalne dane naukowe. Po pierwsze dlatego, że często się one wzajemnie wykluczają, są różnie interpretowane albo zależą od implementacji w określonym kontekście kulturowym (np. w niektórych krajach skandynawskich całkiem sprawnie działał dotychczas dobrowolny system szczepień dzieci, a w Polsce system jest wprawdzie obowiązkowy, ale mniej efektywny). Po drugie z tego względu, że sprawa rozbija się także o wartości etyczne i o to, jakie ograniczenia lub interwencje rządu będzie w stanie zaakceptować demokratyczne społeczeństwo. Jedni bowiem bardziej cenią sobie wolność osobistą, autonomię i są skłonni podejmować pewne ryzyka, a innych interesuje tylko skuteczność w działaniu, poczucie bezpieczeństwa i to, żeby się „wszystko zgadzało w papierach”. Każdemu można zarzucić, że ma swoje „biasy”, czyli skrzywienia i błędy poznawcze, że są albo eugenikami, albo faszystami, że biorą kasę od tej albo innej fundacji. I nic z tym nie zrobimy, bo tak właśnie działa wolne społeczeństwo. Kabaret Moralnego Niepokoju zażartował kiedyś, że „jeden lubi, jak mu Cyganie grają, a drugi, jak mu nogi śmierdzą.”. Nieładne i ksenofobiczne jest to powiedzonko, przyznaję, ale przemawia do wyobraźni. Na marginesie wtrącić tylko można, że osoby powołujące się na „naukę”, często jednocześnie mówią o „empatii”. Jednakże nauka z empatią nic wspólnego mieć nie może, ponieważ z założenia powinna być możliwie neutralna (w języku angielskim używa się tutaj określenia unbiased). Jeśli działamy empatycznie, to niekoniecznie naukowo i na odwrót.

Skoro jednak część ludzi już dawno „wyłączyła telewizor” i zaczęła używać jako głównego źródła informacji Internetu, to dlaczego nie miałoby coś podobnego stać się z samą siecią albo chociaż mediami społecznościowymi? Wielu ludzi ma w domach odbiorniki telewizyjnie nie po to, aby oglądać telewizję, ale na przykład tylko w tym celu, żeby grać w gry wideo albo mieć dostęp do platform streamingowych. Inna rzecz, że te ostatnie też są skrzywione ideologicznie, a ostatnio krytykowane nawet za nieskuteczność komercyjną. Wracając jednak do zasadniczego wątku, może za kilka lat denialiści będą mówić „Wyłącz Internet, włącz myślenie”? Jak w filmie Matrix – odetną się od sieci i zaczną używać komputerów najwyżej do celów czysto służbowych, a zaprzestaną czytać newsy i opinie.

Jestem ciekawy, jak wtedy państwo i niektóre instytucje pozarządowe będą próbowały zaprowadzić cenzurę i dotrzeć do obywateli z prawomyślnym przekazem informacyjny. Ustawowo nakazane zostanie posiadanie smartfona? Wprowadzimy prawdziwą, prewencyjną cenzurę korespondencji listowej, jak w PRL? Będziemy donosić policji, że na przykład nasz znajomy w trakcie spotkania towarzyskiego źle wypowiedział się o szczepionkach? Na każdym bloku zostaną zainstalowane orwellowskie telebimy i będą nam wyświetlać rządowy przekaz dnia? Sprowadzenie tej sprawy do absurdu pokazuje, jak śliskim tematem jest kontrolowanie treści dostępnych w Internecie i mediach społecznościowych. Zniechęcenie odbiorców do kolejnych źródeł przekazu wcale nie musi być korzystne dla tych, którym zależy na dotarciu do mas. Wyobrażacie sobie Państwo pandemię w otoczeniu analfabetów, bez powszechnego dostępu do prasy, Internetu albo telewizji? Tak by to wyglądało 200 lat temu. Jeśli ktoś myśli, że byłoby mniej plotek, bzdur i dziwacznych terapii, to najwyraźniej nie odrobił lekcji z historii.

Ostatecznie do tradycyjnej telewizji mnie już zniechęcono. Kiedy przyjdzie czas na elektroniczną prasę i media społecznościowe?

Michał Góra

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Kiedy jeden minister powie tak, a drugi powie nie

Ucznia p. minister Barbary Nowackiej od studenta medycyny p. ministra Dariusza Wieczorka dzieli zaledwie kilka miesięcy, a więc wakacje pomiędzy egzaminem maturalnym a pierwszym semestrem studiów. Co z tego wynika nie tylko dla koalicji rządzącej?
3 MIN CZYTANIA

O pewności prawa i praworządności słów kilka

Ostatnio publicystyka krajowa koncentruje się na problemach jakości i pewności prawa. Wiąże się to z wszechobecnym w naszym kraju bałaganem, który wygląda tak, jakby Polacy posiadali własne państwo nie od ponad tysiąca lat, ze znanymi przerwami, ale od kilku miesięcy. I podobnie jak właściciel dopiero co kupionego samochodu, ale wykonanego w nowej technologii, kompletnie nie mają pojęcia, jak go obsługiwać.
4 MIN CZYTANIA

Czyżby obrońcy praworządności uważali, że pierwsza Rzeczniczka nie była prawdziwym RPO?

Przez kilka ostatnich lat gremia oficjalne, w tym ponadnarodowe, i media prowadzą ożywioną dyskusję na temat stanu praworządności w Polsce. Jest to trochę zabawne z dwóch powodów. O obu poniżej.
4 MIN CZYTANIA