10 czerwca 2021 r. Parlament Europejski przyjął rezolucję dotyczącą obywatelskiej inicjatywy End the Cage Age (Koniec Epoki Klatkowej), za którą stoją przedstawiciele organizacji prozwierzęcych. Była to kulminacja wieloletnich działań aktywistów – w tym z Polski – których efektem mogą być poważne problemy części unijnego sektora drobiarskiego. Sprawa ta wraca jak bumerang.
Sytuacja jest rozwojowa, bo – zgodnie z zapowiedziami – wniosek ustawodawczy w tej sprawie przedstawiony ma zostać już jesienią tego roku. W myśl projektowanych przepisów zakaz objąć ma wykorzystywanie klatek w hodowli, skupiając się na najistotniejszych sektorach m.in. drobiu, loch, cieląt czy królików. Trudno się dziwić, że większość branży – szczególnie przedstawicieli sektorów drobiarskiego i hodowców trzody chlewnej – reaguje na pomysł aktywistów alergicznie, obawiając się konieczności poniesienia kolejnych horrendalnych kosztów w czasie, gdy bieżąca obsługa biznesu i tak pochłania krocie.
Wysokie koszty dobijają rolników
Musimy pamiętać, że wojna na Ukrainie, która zbiegła się w czasie ze skutkami pandemii koronawirusa, doprowadziła do szeregu perturbacji natury ekonomicznej. Najdelikatniej mówiąc, nie ułatwiły one życia przedsiębiorcom windując koszty prowadzenia działalności gospodarczej do niebotycznych kwot. Problemy – co naturalne – nie ominęły także sektora produkcji zwierzęcej. Odczuwalne były i są tu wysokie ceny paliw, energii, gazu, pasz i szereg innych podwyżek, które negatywnie wpłynęły na rentowność wielu firm.
Inicjatywa Koniec Epoki Klatkowej – zakładając pełną implementację jej wytycznych – może kosztować hodowców samego tylko drobiu (jak wyliczyła w 2021 r. Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz) około 1,2 mld dolarów, czyli około 5 mld złotych. Takie koszty musiałyby ponieść przedsiębiorstwa modernizując swoje zakłady. Pamiętać należy jednak także, że hodowcy wciąż ponoszą koszty kredytów związane z przeprowadzaniem dekadę temu rewolucji dobrostanowej.
Od 2012 r. kury muszą być utrzymywane bowiem w przestronniejszych klatkach wzbogaconych, które wprowadzone zostały na mocy dyrektywy 1999/74/WE. Od tamtego czasu powierzchnia przewidziana dla jednej sztuki drobiu zwiększyła się z rozmiaru około kartki formatu A4 do 750 cm2 na jedną nioskę, z czego powierzchnia użytkowa – czyli bez gniazda – wynosi minimum 600 cm2, a powierzchnia całkowita to co najmniej 2000 cm2. Klatki muszą być wyposażone w karmnik na paszę, pojemnik z wodą, 2 poidła, grzędę, gniazdo, tarkę lub papier ścierny oraz ściółkę. Warto zaznaczyć, że nieśność kur utrzymywanych w tych warunkach jest wyższa niż w przypadku chowu ekologicznego czy ściółkowego. Także kontrola jakości produkcji jest tu stosunkowo łatwiejsza do przeprowadzenia. Te inwestycje pochłonęły ogromne koszty, ale to dla wielu wciąż zbyt mało.
Właściwy czas na takie inicjatywy?
Zbrojna agresja Rosji na Ukrainę i czasy pandemii pokazały, jak ważne jest dziś bezpieczeństwo żywnościowe. Rekordowe koszty produkcji, kryzys na rynku energetycznym, wykorzystywanie żywności jako broni – czy wszystkie te elementy nie powinny skłonić autorów inicjatywy oraz polityków do pewnej refleksji? Może jednak powinniśmy dziś skupić się raczej na ustabilizowaniu trudnej sytuacji rolników i pomyśleć o rozwoju zamiast proponować rolnikom Koniec Epoki Klatkowej, Koniec Epoki Rzezi, „podatek od mięsa” czy Europejski Zielony Ład? Nie możemy przy tym zapominać, że liczba ludności na świecie rokrocznie się powiększa. Każdy musi coś jeść. Spożycie mięsa na świecie także regularnie wzrasta – od lat 60. XX w. wskaźniki się podwoiły.
Naiwnym jest także myślenie, że wprowadzenie zakazu stosowania klatek w chowie i hodowli zwierząt przyczyni się do jakiejkolwiek zmiany w wymiarze globalnym. Aby sprostać światowemu popytowi zwierzęta będą musiały być utrzymywane w systemach klatkowych z tym tylko, że nie będzie działo się to w Unii Europejskiej. Możemy być pewni, że szereg państw gotowych jest doinwestować krajowe sektory hodowlane celem załatania luki, która potencjalnie pojawić się może w Europie. Możemy też postawić na substytuty mięsa, o ile jesteśmy gotowi wyciąć kolejne miliony hektarów lasów pod uprawę roślin wysokobiałkowych lub mamy chęć płacić za „mięso” stworzone w warunkach laboratoryjnych.
Samobójcze regulacje
Jeśli jednak Unia Europejska chce być dawcą globalnych trendów – nie ma sprawy. Nie skazujmy jednak europejskich producentów na pożarcie przez konkurencję, której nigdy nie będą obowiązywać tak wyśrubowane normy dobrostanowe, jakie dobrowolnie narzucić chce na siebie Unia Europejska. Zakażmy zatem importu do UE żywności, która nie spełnia wspólnotowych norm produkcyjnych. Zakażmy, ale realnie – nie tak ja ma to miejsce choćby w kontekście państw grupy MERCOSUR. Zakładając, teoretycznie, że UE zdecydowałaby się na tak samobójczy ruch, konsumenci szybko poczuliby w portfelach różnicę. Wyższe wymogi jakościowe i dobrostanowe to koszty, które – co naturalne – w większości przerzucone zostałyby na kupujących.
Tak jednak jest już z zakusami dotyczącymi nadmiernego regulowania prowadzenia biznesu. Unia zdaje się nie widzieć, że rynek zmienia się i bez jej ingerencji, bo odsetek alternatywnych systemów hodowli i chowu w Polsce przeobraża się w ostatnich latach odpowiadając na realny popyt. UE unifikuje także wszystkie państwa Wspólnoty, które w kontekście wykorzystywania klatek są niebywale zróżnicowane. Dla przykładu: w Austrii i Szwecji w hodowli bezklatkowej utrzymywanych jest dziś około 98 proc. zwierząt, w Holandii – 90 proc., w Niemczech 87 proc. Te same wskaźniki dla Polski, Bułgarii czy Grecji wynoszą odpowiednio 24, 23 i 22 proc. Kto by się jednak tym przejmował.