Nieszczęścia chodzą parami, a bywa, że i trójkami. 16 lutego Europejski Trybunał Sprawiedliwości odrzucił skargę Węgier i Polski na tzw. „mechanizm warunkowości”, czyli uzależnienie wypłat subwencji z UE od oceny stanu praworządności w danym kraju. Wprawdzie – czego, niczym tonący brzytwy, czepiał się pan premier Morawiecki – mechanizm warunkowości może być zastosowany w sytuacji, gdy niedostatki praworządności mogą mieć wpływ na prawidłowe gospodarowanie unijnymi funduszami, ale nie ma co się tym pocieszać. Przede wszystkim poza traktatowym zapisem, że „praworządność” jest ważnym celem Unii Europejskiej, nie wiadomo, co konkretnie to oznacza, a zatem może oznaczać cokolwiek. W związku z tym również ocena, czy praworządność jest w jak najlepszym porządku, czy nie, siłą rzeczy też musi być całkowicie dowolna. To zaś otwiera nieograniczone możliwości stosowania szantażu finansowego wobec członkowskich państw UE, uznanych przez tamtejszy biurokratyczny gang za „niepokorne”.
W przypadku Polski i Węgier sprawa jest jasna: Niemcy już nigdy więcej nie chcą się denerwować jakimiś mrzonkami o „Trójmorzu” i dlatego przy wykorzystaniu kontrolowanych przez siebie instytucji unijnych, które obsadziły niemieckimi owczarkami, próbują wybić Polsce i Węgrom z głowy wszelkie takie mrzonki, bo bez tych państw o żadnym „Trójmorzu” mowy być nie może.
W rezultacie Komisja Europejska zablokowała Polsce i Węgrom środki z tzw. „funduszu odbudowy”, który częściowo składa się z subwencji, a częściowo z pożyczek, a także środki z budżetu na lata 2020–2027. W sumie – 770 mld zł. Rządowa telewizja wprawdzie nad tym ubolewa, ale daje do zrozumienia, że w naszym fachu nie ma strachu, bo gospodarka polska rozwija się w tempie stachanowskim, jak nigdy dotąd, zatem – jak zapewniała w swoim czasie pani premier Beata Szydło – „damy radę”.
Skoro tak, to nie wypada zaprzeczać, chociaż warto zauważyć pojawienie się innego nieszczęścia. Oto zimny ruski czekista Putin właśnie uznał niepodległość republik: donieckiej i ługańskiej. Swoim zwyczajem natychmiast poprosiły one Rosję o udzielenie im bratniej pomocy, czego Rosji nie trzeba było dwa razy powtarzać i wojsko rosyjskie natychmiast tam „wkroczyło”. Warto zwrócić uwagę na to sformułowanie. O ile np. wojsko niemieckie „napada”, to wojsko rosyjskie nigdy nie „napada”, tylko zawsze „wkracza”.
Nie to jest jednak najważniejsze, tylko to, iż Stany Zjednoczone natychmiast ogłosiły sankcje. Polegają one na wstrzymaniu wszelkich inwestycji amerykańskich i w ogóle – wszelkich kontaktów z „niepodległymi republikami”. Nie wiem, czy zimny ruski czekista Putin specjalnie się tym zmartwi, bo, o ile mi wiadomo, na terenie obwodu donieckiego i ługańskiego inwestycji amerykańskich nie było i wcześniej, a nawet gdyby były, to zawsze może dokończyć je kto inny, np. Chińczycy. Myślę jednak, że do tego nie dojdzie, bo to rosyjskie „natarcie z ograniczonym celem”, a także charakter amerykańskich sankcji utwierdzają mnie w podejrzeniach, że USA mogły zaoferować Rosji ten prezent. Zwróćmy uwagę, że eskalacja napięcia miedzy Rosją i Ukrainą nastąpiła zaraz po rozmowach, jakie podczas ubiegłorocznej podróży do Europy odbył prezydent Józio Biden z prezydentem Putinem. Musiał czegoś od niego chcieć, a skoro czegoś chciał, to musiał też coś mu zaoferować, więc dlaczego nie to? W polityce bowiem trzeba mieć z góry przygotowane odpowiedzi na co najmniej dwa pytania: „co mi dasz, jak ci to zrobię” oraz „co mi zrobisz, jak ci tego nie dam”. W tym przypadku problem polega na tym, by ten amerykański prezent za żadne skarby nie wyglądał jak prezent tylko jak dopust Boży. No to właśnie tak wygląda, tym bardziej że USA wielokrotnie zapewniały, iż wojska amerykańskie pod żadnym pozorem na Ukrainę nie „wkroczą”. Czegóż innego mógłby od Stanów Zjednoczonych oczekiwać zimny ruski czekista?
Ale chociaż USA nie zamierzają na Ukrainę „wkraczać”, a co najwyżej – zgodnie z doktryną „elastycznego reagowania” – tylko konfrontować się na jej terytorium z Rosją do ostatniego Ukraińca, to nic nie stoi na przeszkodzie, by pod pretekstem narastającego napięcia wzmacniać wschodnią flankę NATO. Polega to na tym, że jeśli na Ukrainę Ameryka – podobnie jak Wielka Brytania, czy Polska – wysyła broń i „amunicję defensywną” za darmo, to za wzmacnianie wschodniej flanki NATO, czyli dalekiego przedpola USA – wzmacniane państwa już muszą płacić. Niekiedy nawet w ramach transakcji wiązanych. Tak właśnie było w przypadku zapowiedzianej sprzedaży Polsce 250 amerykańskich czołgów Abrams. Departament Stanu przez całe miesiące nie mógł się zdecydować, czy sprzedać te czołgi Polsce, czy może ich nie sprzedawać – i dopiero kiedy Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odblokowała koncesję dla kanału TVN 7, Departament Stanu prawie natychmiast uznał, że nic nie stoi na przeszkodzie, by te czołgi Polsce sprzedać. Okazuje się, że bezpieczeństwo naszego nieszczęśliwego kraju tak naprawdę zależy od tego, czy TVN będzie miała tutaj wolną rękę, czy nie.
Polska ma zapłacić za te czołgi ponad 23 mld zł, ale ponieważ nie może wyłożyć takiej gotówki, bo niby skąd – przecież Polska to nie wyspa skarbów – to transakcja będzie finansowana obligacjami skarbowymi. W ten sposób dług publiczny Polski, według NIK grubo przewyższający 1500 mld złotych, powiększy się jeszcze bardziej. Jednak nie ma takich ofiar, jakich nie moglibyśmy ponieść w służbie bezpieczeństwa.
W służbie bezpieczeństwa to jedno, a przecież nie są to jedyne ofiary, bo do innych Polska właśnie się przygotowuje. Jak oceniają specjaliści, nasz nieszczęśliwy kraj w razie czego będzie musiał przyjąć co najmniej milion uchodźców z Ukrainy, a także leczyć rannych ukraińskich żołnierzy i cywilów. Oczywiście żadnych pieniędzy od Ukrainy Polska oczekiwać w tej sytuacji nie może, więc zapewne będzie musiała pokryć te koszty ze środków własnych, bo dla USA będzie to znacznie wygodniejsze. Za to będziemy mieli satysfakcję, że uczestniczymy w polityce mocarstwowej i to w skali światowej, a poza tym dochowamy wierności tradycji wojowania za wolność waszą i naszą. Wprawdzie generał Patton tłumaczył swoim żołnierzom, że oni nie powinni umierać za własną ojczyznę, to wrogowie mają umierać za swoją, ale my wiemy swoje i nikt nie będzie nas uczył, co przystoi nam czynić, a czego nie.
W tej sytuacji jedyna nadzieja w tym, że na Ukrainie tak naprawdę mamy do czynienia z rodzajem ustawki amerykańsko-rosyjskiej, że prezent będzie wyglądał jak dopust Boży, wydatki związane z tym kamuflażem nie będą zbyt wysokie, a całość wkrótce zakończy się wesołym oberkiem.
Stanisław Michalkiewicz