fbpx
sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonZapomniany banał

Zapomniany banał

Milczenie rządzących wobec uderzenia gospodarczego, jakie stanowi dla nas wojna, zaczyna robić się niepokojące. Nie da się zapłacić rachunków wojenną retoryką, a Polska nie jest z nikim w stanie wojny. Niby banał, ale trzeba go zacząć coraz głośniej powtarzać – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Czy wiedzą państwo, jak wygląda brzeg morski przed nadejściem tsunami? Pustoszeją całe kilometry kwadratowe przy brzegu. Dopiero potem w oddali pojawia się pędząca ściana wody. Na ucieczkę jest już wówczas na ogół za późno.

Jeśli idzie o gospodarcze skutki wojny na Ukrainie, jesteśmy w Polsce gdzieś w połowie tego pierwszego momentu. Woda już odpłynęła, ale jeszcze nie pojawiła się ściana wody. To jednak kwestia ledwie paru tygodni. Słychać już natomiast tajemniczy, odległy szum, którego źródła nie daje się zidentyfikować. A może raczej: wiemy, co on oznacza, ale nie chcemy w to wierzyć.

Ten szum to w tej chwili ceny paliwa. One na razie drenują nasze kieszenie, nie przerzuciły się jeszcze na ceny w sklepach, ale to właśnie kwestia paru tygodni. Rajd cen na stacjach w górę jest też napędzany galopującą deprecjacją złotówki. W tej chwili wykresy jej wartości do dolara, euro i franka szwajcarskiego wyglądają przerażająco: to wyniosły, stromy szczyt (lub dolina, zależnie, w którą stronę zestawiamy), dalece przewyższający wszelkie wartości z ostatniej dekady.

Powiedzmy sobie wprost: wojna Putina w połączeniu z sankcjami nałożonymi na Rosję pcha nas wprost ku katastrofie gospodarczej. To było oczywiście do przewidzenia – alergiczna reakcja rynków na waluty krajów Europy Środkowej, gdy coś złego dzieje się w naszym regionie, nie jest jakąś nowością. Podobnie jak co najmniej od momentu wybuchu wojny można było przewidzieć problemy z ropą. Gazprom zakręcił już również gazociąg jamalski. I to również dawało się przewidzieć. Czy w Alejach Ujazdowskich ktoś myśli nad planem złagodzenia skutków tych okoliczności? Nic o tym nie słychać.

W tym samym czasie Polska wzięła na siebie główny ciężar opieki nad uchodźcami, a rząd nieustannie zapewnia, że przyjmie wszystkich w każdej liczbie. Co zresztą jest oczywistością, bo tym razem mamy do czynienia z prawdziwymi uchodźcami, a nie inwazją migrantów ekonomicznych czy może raczej socjalnych. Choć nie jest już oczywiste, że wszyscy mają przebywać w Polsce. Ale o ewentualnej relokacji także cicho.

Czy w tej sytuacji czegoś państwu nie brakuje? Bo mnie tak: od ponad tygodnia słyszę nieustannie od polskich polityków wyrazy wsparcia dla Ukrainy (bardzo słusznie), zapewnienia o zaopiekowaniu się płynącymi do Polski Ukraińcami, pierwsze propozycje dodatków dla osób, które przyjęły do siebie kogoś z Ukrainy, a także bombastyczne opowieści rządzących o rozbudowie polskiej armii, choć nie za bardzo wiadomo, za co, o co i jak. Jedno, czego nie słyszę, to jakiekolwiek odniesienie do sytuacji ekonomicznej.

Może władza tego nie wie, ale dla rynków słowa mają również znaczenie. Gdyby na przykład pan prezydent w swoim ostatnim wystąpieniu, zamiast z ogniem w oczach opowiadać o bohaterstwie Ukraińców (niewątpliwym) i o tym, że zbrodniarze wojenni zostaną ukarani (wątpię), poświęcił je zapewnieniu, że Polska jest bezpieczna, a rządzący pracują nad rozwiązaniem najważniejszych problemów gospodarczych, choć generalnie gospodarka jest przecież stabilna – mogłoby nam to uratować na jakiś czas choć parę groszy kursu złotówki. Ale może nie miał kto tego panu prezydentowi podpowiedzieć.

To milczenie rządzących wobec uderzenia gospodarczego, jakie stanowi dla nas wojna, zaczyna się robić niepokojące. PR-owe tego przyczyny są jasne: po co szukać rozwiązania kwestii ekonomicznych, potwierdzając w ogóle w ten sposób, że one istnieją, skoro można zarabiać punkty poparcia na buńczucznych przemowach? Tyle że to bardzo krótkowzroczne. Gorąca faza konfliktu kiedyś się skończy. Skutki gospodarcze zostaną z nami na dłużej, a nie odnosząc się do nich dzisiaj w jakikolwiek sposób, rządzący zwyczajnie chowają głowę w piasek. Można natomiast założyć, że to lekceważenie dla sytuacji naszego kraju i stanu portfeli Polaków dogoni ich przed przyszłorocznymi wyborami na dwa sposoby. Po pierwsze – ponieważ zubożenie sprzyja napięciom i obym był złym prorokiem, ale z czasem entuzjazm wobec pomocy uchodźcom się zużyje, a zostaną narastające niechęci, związane z wyraźnym pogorszeniem statusu materialnego Polaków. Po drugie – bo za półtora roku ważniejsze będzie niemal na pewno to, że ludzi nie stać będzie na ogrzanie domów, niż to, co się teraz dzieje w bombardowanych ukraińskich miastach.

Nie da się zapłacić rachunków wojenną retoryką, a Polska nie jest z nikim w stanie wojny. Wiem, że to banał, ale chyba trzeba go zacząć coraz głośniej powtarzać.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA

Wyzwanie

Pojęcie straty czy kosztu zostało prawie całkowicie wyeliminowane z języka debaty publicznej. Jeśli jakiś projekt jest uznawany za słuszny i realizujący pożądaną linię, to nie niesie ze sobą kosztów – może się jedynie łączyć z „wyzwaniami”. Koszty pojawiają się dopiero tam, gdzie pomysł jest niesłuszny.
4 MIN CZYTANIA

Umowa z babcią

Jednym z najbardziej dręczących mnie pytań jest, czy politycy albo eksperci, proponujący niektóre rozwiązania o istotnych skutkach społecznych lub cywilizacyjnych, lecz pozornie mające inne cele, zdają sobie sprawę z ich ostatecznych skutków.
5 MIN CZYTANIA