Po lutowych trzęsieniach ziemi w Turcji, tysiące rodzin nadal mieszka w namiotach lub domach-kontenerach postawionych na obszarach dotkniętych katastrofą. Powolna reakcja rządu w kwestii rozmieszczania ekip ratunkowych i pomocy humanitarnej, dodana do kryzysu inflacyjnego, z jakim boryka się kraj, doprowadziła analityków i partie opozycyjne do przekonania, że prezydent Recep Tayyip Erdoğan zostanie ukarany w nadchodzących wyborach. Zamiast tego czeka go kolejna kadencja.
W prowincjach dotkniętych trzęsieniem ziemi partia Erdoğana, islamistyczna AKP, pozostaje siłą z największą liczbą głosów i co ciekawe straciła tylko jednego deputowanego. Jedynie w zamieszkałej przez większość kurdyjską prowincji Diyarbakir opozycyjny kandydat na prezydenta Kemala Kiliçdaroglu zdobył większość – w Hatay, jednej z najbardziej dotkniętych katastrofą prowincji, pierwszą turę wyborów prezydenckich wygrał niewielką przewagą. Jednak w drugiej rundzie górował już Erdoğan.
Eksperci medycyny sądowej, geolodzy i politycy są zgodni co do tego, że to nieprawidłowości w sektorze budowlanym na obszarach aktywnych sejsmicznie (rząd Erdoğana udzielił amnestii firmom budowlanym, które nie przestrzegały przepisów budowlanych) spowodowały zawalenie się ponad 200 tys. budynków podczas trzęsienia. Politolog z Uniwersytetu Bilgi w Stambule – Emre Erdoğan zwraca uwagę, że pomimo problemów ekonomicznych i innych, z jakimi boryka się kraj, wyborcy bardziej identyfikują się z ideami, które odwołują się do moralności. „Pomimo ogromu katastrofy jaka dotknęła Turcję, obywatele zdążyli ją już zaakceptować, a część z nich zinterpretowała trzęsienie ziemi na potrzeby własnej perspektywy politycznej. Wyborcy Erdoğana uznali, że to, co spotkało ich kraj to zrządzenie losu, którego nie dało się przewidzieć” – wyjaśnia ekspert. „Uważają też, że nikt inny niż obecny rząd nie mógł stanąć w obliczu tej katastrofy, dlatego trzęsienie ziemi nie spowodowało żadnego, a tym bardziej negatywnego wpływu na partię i poparcie, którym się cieszy”.
Wbrew wszelkim przeciwnościom frekwencja na dotkniętych trzęsieniami obszarach spadła tylko minimalnie – pomimo faktu, że 1,5 mln wyborców, którzy uciekli do innych prowincji kraju, musiało wrócić do swoich regionów, by móc głosować. Partie opozycyjne i organizacje humanitarne zmobilizowały setki autobusów, aby ułatwić głosowanie rodzinom, które zostały dotknięte (także finansowo) przez tragedię. W drugiej turze wyborów prezydenckich, w ubiegłą niedzielę, frekwencja nieznacznie spadła – prawdopodobnie ze względu na trudności osób w sfinansowaniu i odbyciu podwójnej podróży w tak krótkim czasie.
Polaryzacja społeczna odegrała w wyborach ważniejszą rolę niż krytyka dotychczasowej władzy za sposób reagowania po trzęsieniu ziemi czy zarządzania gospodarką. Do tego dochodzi dominacja większości mediów, które nieustannie zwracają uwagę na prace rekonstrukcyjne w regionie. Ankieta przeprowadzona przez instytut badawczy w Ankarze ujawniła spolaryzowane postrzeganie sposobu, w jaki władze poradziły sobie z katastrofą: ponad 90 proc. wyborców Erdoğana uważa, że rząd skutecznie sobie z nią poradził, podczas gdy 93 proc. wyborców opozycji obwinia rząd za powolność akcji ratunkowych i dystrybucji pomocy humanitarnej.
Instytut badawczy zwraca uwagę, że stała obecność rządu w regionie po trzęsieniu ziemi przekonała dużą część ludności, że tylko Erdoğan może odbudować ten obszar. Turecki prezydent zapowiedział budowę 650 tys. domów i obiecał, że połowa z nich zostanie ukończona w ciągu roku. Według politologa z Uniwersytetu Bilgi 76 dni po trzęsieniu ziemi Erdoğan pojawił się w telewizji inaugurując budowę pierwszych domów, co stanowiło nic innego jak część kampanii wyborczej. Paradoksalnie tego typu akcje miały pozytywny wpływ na elektorat.