Kiedy 17 września 1939 r. ranny gen. Konstanty Plisowski wydał rozkaz opuszczenia Brześcia i ewakuacji do miasta wkroczyły wojska niemieckie pod dowództwem Heinza Guderiana. Zgodnie z postanowieniami paktu Ribbentrop-Mołotow zajęty przez Wehrmacht Brześć niebawem został przekazany Armii Czerwonej, która tego samego dnia (17 września) przekroczyła granicę II RP zadając czerwonym sierpem cios w plecy naszego państwa.
Oczywiście preludium do defilady oprawców II RP był pakt Ribbentrop-Mołotow, który przesądził nasz los. Przesądził wobec tego, co nastąpiło – czyli wobec pozostawienia Polski przez jej aliantów i de facto… zdrady w Abbeville. O co chodzi?
Pakty, jak uczy historia, wypełnia się wtedy, kiedy korzyść w jej wypełnieniu widzą obie zawierające je strony. Kto, jak kto, ale Rosjanie zasłużyli na miano wiarołomców. W XVII-wiecznej Rzeczypospolitej ukuło się nawet powiedzenie „grecka wiara”, które odnosiło się do historii wytyczania granicy po pokoju polanowskim 1634 r., i niedotrzymywania słowa przez Rosjan (prawosławnych, czyli jak się mówiło, greckiej wiary). Dlatego też nie należy się zbytnio dziwić furii Adolfa Hitlera wobec swojego sojusznika Stalina, kiedy mimo wielokrotnych ponagleń Armia Czerwona nie atakowała Polski. Stalin, jak przystało na wyrafinowanego lisa, nie chciał wchodzić do kurnika, w którym mógł dostać łomot. Wszak sytuacja w Polsce w przypadku wypełnienia przez Anglię i Francję sojuszniczych zobowiązań mogła nastręczyć Armii Czerwonej niemało kłopotów.(Stalin doskonale pamiętał rok 1920).
Tymczasem nasi sojusznicy miast zaatakować III Rzeszę, postanowili także czekać i konferować. Mimo faktu, iż Polska ciężko krwawiła i nie skapitulowała po tygodniu (byłoby wtedy wytłumaczenie: nie zdążyliśmy), Anglia i Francja, a dokładniej Najwyższa Rada Wojenna złożona z przedstawicieli mocarstw zachodnich zebrała się na konferencji w Abbeville, gdzie zdecydowano się na wstrzymanie ograniczonej ofensywy lądowej. Francuzi i Brytyjczycy arbitralnie zadecydowali, że klęska Polski jest przesądzona. Bez kontaktu z sojusznikiem i bez odpowiednich informacji na temat przebiegu walk z niemieckim agresorem. W praktyce oznaczało to pozostawienie Polski bez obiecanej pomocy i skazanie jej na zajęcie przez Niemców.
O wynikach konferencji nie poinformowano rządu polskiego, co czyni sprawę jeszcze bardziej kontrowersyjną. W tym czasie Wojsko Polskie toczyło bowiem bardzo zacięte walki nad Bzurą i oczekiwało na odciążającą ofensywę sojuszników na froncie zachodnim. Plany obrony Polski były bowiem układane w odniesieniu do ówczesnej sytuacji polityczno-militarnej, z uwzględnieniem obiecanej pomocy brytyjskiej i francuskiej. Niestety – nic z tego. Dzięki (jak zwykle) szpiegom, o wynikach konferencji szybko dowiedział się Stalin. Polakom nie przyszło do głowy, żeby szpiegować sojuszników (widocznie zawsze trzeba stosować zasadę ograniczonego zaufania) i polska armia nadal czekała na pomoc.

Tymczasem Stalin 13 września 1939 r. nakazał poprzecinanie zasieków na granicy z Polską, a (dopiero) 17 września zaatakował Polskę. (Określenia typu „Armia Czerwona wkroczyła” są w tym kontekście nie na miejscu).
Obrady Najwyższej Rady Wojennej są powszechnie uznawane za zdradę sojusznika, zwłaszcza w obliczu niezaproszenia Polaków do rozmów, a następnie braku informacji o ich rezultatach. O tym wydarzeniu mówi się zbyt mało. W konsekwencji doszło do okupacji nie tylko Polski, ale niemal połowy Europy przez wojska niemieckie (i włoskie) i drugiej połowy przez Armię Czerwoną. Polityka ustępstw znowu się nie sprawdziła.
O tym jak wyglądała w praktyce okupacja Armii Czerwonej i na czym polegał komunistyczny terror możemy się dowiedzieć ze stron powieści i reportaży Józefa Mackiewicza. Bez wątpienia największego pisarza polskiego XX wieku.
„Józef Mackiewicz. W poszukiwaniu prawdy”, reż. J. Mańka, 22.09.2023, godz. 23.30 – TVP Historia