Połączenie Agnieszki Holland z głośnym dzisiaj tematem granicy polsko-białoruskiej jest istną mieszanką wybuchową. Wielokrotnie nagradzana w Polsce jak i na świecie reżyserka słynie bowiem z bezkompromisowych poglądów i wypowiedzi. Tutaj należy chociażby przypomnieć jej film „Europa, Europa” (w 1992 r. nominowanym do Oscara), w którym, opowiadając o Żydzie uznanym przez Niemców za Aryjczyk, pochyliła się nad funkcjonowaniem od środka ugrupowania Hitler-Jugend. Nie dziwi zatem fakt, że temat naszej wschodniej granicy w realiach trwającej na Ukrainie wojny przykuł uwagę Holland. Nie dziwi też to, że jeszcze przed swoją festiwalową premierą film, który znamy tylko z dwuminutowego zwiastuna, ma tak dużo komentarzy – w znacznej większości negatywnych.
„Po przeprowadzce na Podlasie psycholożka Julia (Maja Ostaszewska) staje się mimowolnym świadkiem i uczestnikiem dramatycznych wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Świadoma ryzyka i konsekwencji prawnych, przyłącza się do grupy aktywistów pomagających uchodźcom, którzy koczują w lasach w strefie objętej stanem wyjątkowym. W tym samym czasie uciekająca przed wojną domową syryjska rodzina i towarzysząca jej nauczycielka z Afganistanu nie wiedząc, że są narzędziem politycznego oszustwa białoruskich władz, próbują przedostać się do granic Unii Europejskiej. W Polsce los zetknie ich z Julią oraz młodym pogranicznikiem Janem (Tomasz Włosok). Rozgrywające się wokół wydarzenia zmuszą ich wszystkich do postawienia sobie na nowo pytania – czym jest człowieczeństwo?” – czytamy w oficjalnym opisie obrazu dostępnym na portalach filmowych.
A więc wiemy już, że w dziele przeplatają się trzy perspektywy – uchodźców, polskich aktywistów i strażników granicznych. Reżyserka, opowiadając historię tych trzech grup, próbuje pokazać ich emocje. Te, o których szary człowiek wie niewiele. Wiedza o uchodźcach i sytuacji granicznej u większości jest bowiem ograniczona krótkim wydaniem politycznie poprawnych wieczornych wiadomości. Tych, które sytuację uchodźczą pokazują według ustalonych przez siebie reguł. Krytycy filmu, bo jeszcze nie widzowie, odebrali więc dzieło jako celowe „upokorzenie polskiej Straży Granicznej”, gdy inni określali je nawet „antypolskim ścierwem”. Oliwy do ognia dodaje obsada filmu z kontrowersyjnymi: Mają Ostaszewską, Maciejem Stuhrem czy Agatą Kuleszą. Aktorzy ci, kojarzeni z lewicowym środowiskiem (przynajmniej w sferze tematów społecznych), wydają się tylko podkreślać polityczny wydźwięk obrazu.
Nietrudno się więc domyślić, że film na portalu X (dawnym Twitterze) otrzymał też już wiele (raczej niepochlebnych) komentarzy od polityków – głównie z ugrupowań prawicowych. Przed jego obejrzeniem obraz reżyserki ocenił również minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro: „W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland…”. Minister Ziobro nawiązał tu do wywiadu, jaki reżyserka udzieliła „Newsweekowi”: „Po Usnarzu, gdzie straż nie wpuściła uchodźców i nie dopuściła do nich opieki medycznej, pomocy humanitarnej, gdzie miały miejsce pierwsze pushbacki, zrozumiałam, że na granicy powstaje obóz ćwiczeniowy okrucieństwa. W moim przekonaniu była to decyzja czysto polityczna”. Wpis ministra szybko spotkał się z odpowiedzią internautów. „Niezależna kultura przeszkadza? Tak działają państwa autorytarne, dyktatury. Zastraszanie i zohydzanie niezależnych artystów” – skomentowała jedna z użytkowniczek portalu X.
Filmy, które chcą skłonić społeczeństwo do dyskusji, naturalnie spotykają się i ze zdrową – miejmy nadzieję – krytyką, i z aprobatą. Niemniej dziwne wydaje się komentowanie tychże bez uprzedniego ich obejrzenia. Teraz więc możemy jedynie oczekiwać lawiny wpisów na różnorakich forach po premierze. Polska odsłona ukaże się 22 września.