fbpx
poniedziałek, 16 września, 2024
Strona głównaFelietonŻywią y bronią

Żywią y bronią

Mamy do czynienia ze sporem tyleż gospodarczym, co światopoglądowym. Sporem – jakkolwiek patetycznie by to zabrzmiało – o naszą przyszłość. Oto w zadziwiający sposób nagle ponownie aktualne staje się hasło kosynierów z czasów powstania kościuszkowskiego: „Żywią y bronią”.

Każde ważniejsze wydarzenie można widzieć na co najmniej dwóch poziomach: na poziomie detali, bardzo konkretnych kwestii i regulacji czy ich skutków oraz na poziomie syntetycznego, większego obrazu. Każdy, kto przygląda się regulacjom zielonego ładu i kwestii rolnictwa mniej więcej rozumie ten pierwszy poziom. Wie przynajmniej tyle, że kością niezgody są założenia drastycznej redukcji stosowania nawozów, zmniejszania stad bydła, ugorowania ziemi. Jeśli jednak rozumiemy te szczegółowe kwestie, to jesteśmy tylko krok od dostrzeżenia większego planu i zrozumienia, z czym mierzą się rolnicy, a właściwie – my wszyscy. Wszyscy, którzy nie chcą ulec presji zamiany Europy w zielony, zamordystyczny skansen, gdzie większość ludzi będzie trwać w beznadziejnym ubóstwie, a maleńka elitka władzy będzie się pławić w dotychczasowych albo większych luksusach.

Szukając tego większego obrazu, w momencie, gdy nam się on zaczyna objawiać, możemy nabrać poważnych wątpliwości co do motywacji ludzi takich jak Frans Timmermans i Ursula von der Leyen. Czy mamy do czynienia z oczadzonymi ideologią fanatykami? Czy z głupcami, którzy nie rozumieją w pełni, w co pakują nasz kontynent? Czy może odpowiedź jest stara jak świat i skoro nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi wiadomo o co? W wymiarze jak najbardziej prywatnym i interesownym.

Skąd takie pytania? Spójrzmy na samo rolnictwo. Do zrozumienia konsekwencji wystarczy podstawowa wiedza ekonomiczna. W tej dziedzinie UE wychodzi z założenia, że rolnictwo takie, jakie znamy, czyli dostarczające nam dużych ilości relatywnie niedrogiego jedzenia przyzwoitej jakości, jest wrogiem planety (a przynajmniej taka jest narracja, choć raczej w drugim planie – w pierwszym mówi się same beztreściowe frazesy) i trzeba je po prostu zlikwidować. Ma być mniej upraw, słabiej nawożonych, a więcej lasów. Ma być mniej hodowli bydła, a potem i klatkowych – w tej sferze klimatyści mają twardą sztamę z animalsami, którzy piorą ludziom mózgi na innym froncie, dowodząc, że zwierzęta mają swoje „prawa”. Konsekwencje są nietrudne do przewidzenia: będzie radykalnie mniej żywności, a więc siłą rzeczy będzie ona radykalnie droższa. Kolejną konsekwencją – mówiła o tym niedawno w rozmowie na moim kanale pani Anna Bryłka z Konfederacji – będzie import taniej żywności spoza UE. Zarobią jej producenci w Azji czy Ameryce Południowej. Tu właśnie pojawia się pytanie o motywację decydentów. Nie tylko zresztą w dziedzinie rolnictwa, bo przecież UE, wdrażając zielony ład, popełnia ostentacyjnie przemysłowe i społeczne samobójstwo. I ktoś na tym skorzysta. Nie mówimy tutaj o zyskach rzędu nawet miliardów, ale już dziesiątków bilionów euro. To z jednej strony pieniądze, które zostaną wydane na inwestycje w zielony ład, których nikt nie chce i które na wolnym rynku nie miałyby szans; z drugiej – zyski tych, którzy zarobią na słabnącej pozycji Europy. Czy zatem jest możliwe, żeby te dramatyczne konsekwencje – dla innych oznaczające eldorado – brały się z decyzji, będących skutkiem li tylko głupoty? Na to pytanie muszą państwo odpowiedzieć sobie sami.

Natomiast inną częścią tego szerszego obrazu są społeczne skutki pozbycia się rolników, a potem klasy średniej – bo tę również zielony ład zniszczy bardzo skutecznie i sprowadzi do roli pariasów. Klasa średnia – spostrzegł to już Arystoteles, od jej istnienia uzależniając jakość rządów w swojej „Polityce” – jest warunkiem dobrego funkcjonowania demokracji i państwa. Nie miejsce tutaj na bardziej szczegółowy wywód tego dotyczący. Dość, że mówimy o ludziach, którzy coś już mają, a więc czują, że mają o co dbać i co chronić. Jednocześnie nie są krezusami, którzy z racji swojej pozycji finansowej stoją poza zasięgiem złych skutków w zasadzie wszelkich zmian. Dlatego to klasa średnia powinna być najbardziej mitygującym czynnikiem, gdy idzie o szkodliwe, rewolucyjne zmiany. O ile oczywiście docierają do niej informacje o ich skutkach i jest w stanie te skutki zrozumieć. Ale to już inna sprawa.

Współcześni rolnicy to na ogół szczególny odłam klasy średniej, a przy tym w większości krajów konserwatywna grupa społeczna – już choćby z racji naturalnego i wpisanego w to zajęcie przywiązania do ziemi. W Polsce dochodzi do tego względna odporność na lewicową indoktrynację.

Donald Tusk na razie nie wystąpił wprost przeciwko rolnikom retorycznie, ale jego działania nie pozostawiają wątpliwości. Całe otoczenie medialne i ogromna część wyborców obecnej koalicji podchwyciła szybko odpowiednio preparowane klisze: rolnicy tuczą się na dotacjach, mają ciągniki kosztujące milion złotych, w dodatku męczą zwierzątka i wielbią Putina. Pan premier występuje tutaj jako dobry policjant, mówiąc podczas konferencji prasowej z panią von der Leyen, że polscy rolnicy w większości wcale nie są przeciwko Ukrainie; no, może parę ruskich onuc najwyżej się znalazło. Nie dajmy się jednak zwieść: on rolników atakować nie musi, robi to za niego całe mnóstwo osób, oddziałujących na narrację jego bańki światopoglądowej. On może sobie pozwolić na ten dobrotliwy, paternalistyczny ton.

Mamy więc do czynienia ze sporem tyleż gospodarczym, co światopoglądowym. Sporem – jakkolwiek patetycznie by to zabrzmiało – o naszą przyszłość. Oto w zadziwiający sposób nagle ponownie aktualne staje się hasło kosynierów z czasów powstania kościuszkowskiego: „Żywią y bronią”.

Wszystko to jednak stawia przed polskimi rolnikami wyzwanie. Ich protest, aby był skuteczny, nie może się ograniczać do jedynie ich grupy zawodowej. Ich postulaty dotyczą tak naprawdę wszystkich. Mogę jednak przegapić moment, w którym da się ten ruch przekuć w coś bardziej ogólnego, tak jak stało się to w Holandii, gdzie BoerBurgerBeweging (BBB – Ruch Rolniczo-Obywatelski) odniosło wielki sukces w wyborach do izby wyższej holenderskiego parlamentu rok temu.

W Polsce PiS jest w coraz większym kryzysie. PSL żyruje politykę Donalda Tuska i niszczy w ten sposób swoje powiązanie z własnym tradycyjnym elektoratem. To może wkrótce otworzyć pole do działania także w nieoczywistym kierunku. Czy rolnicy będą umieli zjednoczyć się w bardziej trwały sposób niż tylko na doraźne protesty?

Łukasz Warzecha

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA