Nie jestem i nie byłem nigdy przesadnym zwolennikiem upraszczania polityki podatkowej do jednego wykresu, do krzywej Laffera. To jeszcze nie znaczy, że lubię wysokie podatki. Tutaj akurat jestem razem z większością, nie lubię. Ale nie lubię też wyjaśniania skomplikowanych zjawisk przy pomocy jednego wykresu. Który zresztą z głoszeniem ekonomicznego liberalizmu ma mniej wspólnego, niż powszechnie się wydaje.
Problem z krzywą Laffera wcale nie polega na tym, że jej autor nie miał racji. Miał jak najbardziej. Naprawdę występuje zależność między stawką opodatkowania dochodów a wpływami do budżetu państwa pochodzącymi z wpływów z tejże stawki. Wiemy też z doświadczenia, że niektóre obniżki podatków zwiększały wpływy do budżetu. Tyle że z tego jeszcze nie wynika żaden postulat wolnorynkowy. Nie wiemy przecież, po której stronie krzywej jesteśmy, czy po tej, gdzie podnoszenie podatków jeszcze zwiększa wpływy do budżetu państwa, czy też po tej, gdzie już się one zmniejszają. Można powiedzieć, że teza Laffera służy wolnorynkowcom tylko w 50 proc.
Można też wziąć krzywą Laffera i zacząć używać jej zupełnie niezgodnie z zamierzeniami jej konceptualizatora. I właśnie mam zamiar to zrobić.
Co, jeśli istnieje taka krzywa, ale w kwestii obietnic rozdawnictwa? Czy można obiecać tyle, że każda kolejna obietnica zamiast zwiększać, zaczyna zmniejszać poparcie dla głoszącego kolejne socjalne transfery? Czy pod wpływem politycznej licytacji i jednoczesnych pogarszających się warunków ekonomicznych kraju – i co się z tym wiąże, również nastrojów wyborców – mogliśmy przekroczyć punkt przegięcia takiej krzywej?
Może tak, choć oczywiście występując tu w roli publicysty a nie badacza (tym drugim jestem choćby tutaj), jedynie stawiam tezę, którą może ktoś już gdzieś nawet kiedyś udowodnił na łamach jednego z czasopism naukowych czytanych tylko przez tych, którzy sami do nich piszą. Widać jednak, że postulat 800+ w miejsce 500+ to polityczny niewypał. Ciekawy sondaż sufluje nieoceniona „Rzeczpospolita”. Łącznie 34,8 proc. pytanych odpowiada, że popiera taki pomysł, choć różnią się co do zupełnie drugorzędnej kwestii – terminu, od którego program miałby być zmodyfikowany. Dużo ciekawsze jest jednak to, co dzieje się w przypadku odpowiedzi na „nie”. 28 proc. nie popiera pomysłu wymiany 500 na 800. 22,8 proc. mówi, że 500+ powinno być po prostu zlikwidowane, a nie reformowane. To w sumie ponad połowa ankietowanych. I wyraźnie więcej niż tych, którzy poparliby program tak naprawdę nie pronatalnego i już też powoli, co właśnie widzimy, też nie wyborczego, bo nie przysparza on nowych głosów. Jest to za to wprost program proinflacyjny. A akurat inflację jako największe wyzwanie, przed jakim stoi nasz kraj, uważa aż 60 proc. Polaków. Tak przynajmniej głoszą badania Eurobarometru opublikowane tej wiosny.
Nie wierzę w jakiś przyspieszony kurs podstaw ekonomii, który moi rodacy przeszli niezauważenie i po godzinach. Raczej jest tak, że korepetycje z teorii zastąpiła bolesna praktyka i świadomość tego, że coraz wyższe ceny zjadają podwyżki, jakie by nie były. Bo inflacja w Polsce wcale się nie kończy, ceny cały czas rosną, tylko nie tak szybko jak kilka miesięcy temu. A cykl podwyżek w naszej gospodarce już przeszliśmy. I efektem nie było wzbogacenie.
Co jeszcze nie znaczy, że postanowiłem wprost promieniować przesadnym optymizmem i kogokolwiek przekonywać do tego, że oto socjalne postulaty przestały działać. Bo wciąż działają na, przypominam badania opublikowane przez „Rzeczpospolitą”, jedną trzecią ankietowanych, co może się przełożyć na jedną trzecią wyborców. To jednak bardzo dużo. Może być też tak, że działa tutaj nieco inna zasada. I tak jak można posłużyć się dla celów publicystycznych pewną ekonomiczną koncepcją, w moim przypadku była to krzywa Laffera, tak samo można wziąć sobie drugą koncepcję, niech będzie, że prawo malejącej użyteczności krańcowej. Może 800+ po prostu nie cieszy aż tak bardzo jak 500+ dlatego, że korzyści z podwyżki są mniejsze niż te wypływające z pierwotnego programu.
„Przesadny optymizm” to jednak jeszcze nie to samo co optymizm sam w sobie. Tak czy inaczej umotywowana granica wrażliwości na dodatki z plusem jednak cieszy. I pozwala myśleć o tym, że może ten program uda się ograniczyć. Może nawet zlikwidować. Czego bardzo bym chciał.
Marcin Chmielowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie