Jak wiadomo, nasi Umiłowani Przywódcy jeden przez drugiego, nic – tylko przychylają nam nieba. Taki wniosek można było wyciągnąć nie tylko z expose premiera Mateusza Morawieckiego, który przez co najmniej póltorej godziny rzucał grochem o scianę i rozsypywał perły przed wieprze, ale i z wystąpień ponad stu Wielce Czcigodnych posłów, którzy nie tyle może komentowali expose premiera, ile dawali do zrozumienia, że oni przychyliliby nam nieba jeszcze lepiej niż on.
A co dopiero powiedzieć o expose premiera Donalda Tuska… Ten to dopiero potrafi przychylać nam nieba. Pan prezydent Duda wysłuchał tych wszystkich fałszywych przysiąg i wręczył Donaldowi Tuskowi i jego ekipie kwity na premiera i ministrów. Taka zmiana jednej grupy Umiłowanych Przywódców na drugą stanowi rodzaj rewolucji, przynajmniej w obrębie politycznego demi-mondu. U jednych nagle cichną telefony, niektóre żony już kontaktują się z adwokatami, żeby wnieść pozew o rozwód i w ten sposób ratować, co się da z tego, co tam zostało uciułane w latach dobrego fartu, naturalne przyjaciółki przestają rozkładać nogi nawet, gdy przez jakieś roztargnienie jeszcze wykąpią się w szampanie, no a przyjaciele próbują nawiązywać kontakty po drugiej, teraz już jasnej stronie Mocy.
U drugiej grupy Umiłowanych Przywódców jest odwrotnie; telefony dzwonią, jak oszalałe, żony przeglądają katalogi sklepów z luksusową bielizną i kreacjami, przyjaciółki z kolei przeglądają katalogi sklepów jubilerskich, kombinując, jakich to brylantów zażądać za udostępnienie słodyczy swojej płci, no a przyjaciele już liczą w myślach korzyści z hurtowni spirytusu – bo cóż wynagradzać w tych zepsutych czasach koncesjami, jak nie prawdziwą przyjaźń?
Wszystko to jednak może stanąć pod znakiem zapytania po 19 grudnia, kiedy to wejdzie w życie rozporządzenie pana prezydenta Dudy z 29 listopada o zmianie regulaminu Sądu Najwyższego. Zostało ono opublikowane w „Dzienniku Ustaw” z 5 grudnia, a wejdzie w życie właśnie 19 grudnia. Zmienia ono dotychczasowy regulamin Sądu Najwyższego w ten sposób, że o ile dotąd uchwały pełnego składu SN i połączonych izb musiały zapadać większością co najmniej 2/3 głosów przy obecności co najmniej 2/3 liczby sędziów, to po 19 grudnia do podjęcia takich uchwał wystarczy zwykła większość przy obecności połowy sędziów. Ponieważ w Sądzie Najwyższym jest bardzo wielu tzw. „neo-sędziów”, których „demokratyczna opozycja” uważa za nielegalnych i zapowiada, że będzie ich dusić gołymi rękami, to instynkt samozachowawczy może podsunąć im rozwiązanie, które mogłoby ich uchronić przed takim losem. Jak zauważył „legalny” sędzia SN, pan Laskowski, liczba „neo-sędziów” jest teraz wystarczająca do podjęcia każdej uchwały – również uchwały w sprawie ważności wyborów, o której mówi art. 101 konstytucji. Ta uchwała jeszcze nie zapadła, co jest zrozumiałe w sytuacji, gdy Sąd Najwyższy został zasypany protestami wyborczymi w liczbie grubo ponad tysiąca. Ale po 19 grudnia pewnie zapadnie tym bardziej, że rozporządzenie pana prezydenta znacznie ułatwia podjęcie takiej uchwały. Jeśli tedy sędziowie SN będą mieli „cojones”, to mogą – być może nawet zgodnie z prawdą – uznać, że wybory 15 października były nieważne. I co wtedy? Tego konstytucja nie mówi, ale przez analogię do art. 129 ust 3, kiedy to w przypadku, gdy nieważne były wybory prezydenta, zarządza się nowe wybory. Co się dzieje z wybranym w sposób nieważny Sejmem? Czy do czasu wybrania nowego urzęduje on jak-gdyby-nigdy-nic, czy też – zgodnie z zasadą, że ex nihilo nihil fit, co się wykłada, że z niczego nic powstać nie może – zostaje on rozwiązany, podobnie jak powołany przezeń rząd, a do władzy wraca ten, który ostatnio wybrany był prawidłowo i powołany przez niego rząd? Na podstawie art. 98 ust. 6 konstytucji powinien on funkcjonować do dnia poprzedzającego pierwsze posiedzenie następnego, „legalnego” Sejmu, który powinien zostać wybrany najpóźniej po 45 dniach od zarządzenia skrócenia kadencji Sejmu, a zebrać się najpóźniej po 15 dniach od przeprowadzenia wyborów. Ewentualne niejasności musiałby chyba rozstrzygać Trybunał Konstytucyjny, którego jednak „opozycja demokratyczna” pod dyktando Judenratu „Gazety Wyborczej” nie uznaje.
W takiej sytuacji wszelkie jurydyczne dyrdymały mogłyby pójść w kąt i liczyłoby się już tylko to, kto kogo wcześniej aresztuje, w czym mogłaby pomóc Nasza Złociutka Pani Urszula von der Layen, zrzucając na odsiecz Donaldu Tusku i obozowi demokratycznemu na Warszawę dywizję spadochronowo-pancerną SS Hermann Goering – co przy okazji inaugurowałoby powstanie europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO.
Jak widzimy, przyszłość naszego nieszczęśliwego kraju, a nawet całej Unii Europejskiej może rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach i dlatego tegoroczne święta Bożego Narodzenia mogą być takie ekscytujące – chyba, że sędziowie Sądu Najwyższego stchórzą i odtrącą pomocną dłoń, podaną im przez pana prezydenta.
Jest to niestety możliwe, bo od dziesiątków lat w naszym nieszczęśliwym kraju mamy do czynienia z doborem negatywnym, co zresztą zdarza się i we Francji – o czym świadczy zasada wyznawana przez Jerzego Clemenceau: „je vote pour le plus bete” – co się wykłada, że głosuję na najgłupszego. Stwierdzenie nieważności wyborów nigdy jeszcze w Polsce się nie zdarzyło, toteż i sędziowie SN mogą się wzdragać przed stworzeniem precedensu, chociaż z drugiej strony każdy duży chłopczyk i każda duża dziewczynka wiedzą, że kiedyś musi być ten pierwszy raz. Ale na każdy, nawet taki pierwszy raz, trzeba mieć chociaż trochę odwagi i determinacji, a wiadomo, że i jedno, i drugie jest u nas towarem deficytowym, zwłaszcza w środowisku funkcjonariuszy publicznych.
Toteż po staremu wolą oni raczej przychylać nam nieba, no i właśnie przychylili przy pomocy „ustawy wiatrakowej”, z której przezornie wyrzucili wiatraki – ale oczywiście do czasu, bo po to Polska dostała przecież 5 mld euro zaliczki, żeby je kupić od Siemensa. Toteż z wiatraków zostało najtwardsze jądro w postaci dopłat do energii elektrycznej. Mamy tu jak w soczewce dowód, iż socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w innym ustroju. Oto koszt produkcji MWh energii elektrycznej w Bełchatowie, która zaspokaja 25 proc. mocy energetycznej państwa, wynosi ok. 250 zł. Na skutek konieczności zakupu limitów dwutlenku węgla, koszt ten wzrasta do ponad 600 zł. Do tego dochodzą podatki – również na dopłaty do wiatraków i fotowoltaiki oraz na dopłaty rządu do cen energii (16 mld zł na półrocze) – wskutek czego tzw. „rynkowa” cena MWh wzrasta do około 3000 zł. Nasi Umiłowani Przywódcy zatem przychylają nam nieba w ten sposób, że wprawdzie w jednej kieszeni pozwalają nam zostawić sobie trochę więcej, ale za to z drugiej kieszeni wydrenują nam jeszcze więcej, niż zostawili w pierwszej. Ale dopóki obywatele nie zdają sobie z tego sprawy, to żadna siła nie powstrzyma Umiłowanych Przywódców przed przychylaniem nam nieba – bez względu na to, czy rekrutują się z gangu „dobrej zmiany” czy z gangu „demokratów”.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie