Kilka rzeczy cieszy mnie w związku z rozwojem ruchu libertariańskiego w Polsce. Ruchu, który sam od lat współtworzę. Jedną z nich jest nasze wyjście spod prawicowej kurateli. Kolegów o raczej tradycjonalistycznej wrażliwości chętnie widzimy jako naszych taktycznych sojuszników. Niekiedy jest nam po drodze. Wiemy już jednak, że zbyt wiele nas dzieli i że przebywanie w jednym obozie może być motywowane co najwyżej cynizmem lub brakiem świadomości różnic. To trochę jak ze współlokatorami z akademika. W pewnym momencie nasze życia się rozjeżdżają i miło spotkać się na kawie – ale po trzydziestce nikt już przecież nie chce mieszkać z ludźmi, z którymi gnieździł się na studiach w ciasnym pokoiku. Libertarianizm to nie prawica.
Lewica zresztą też nie. Nie zależy nam na umacnianiu tradycyjnej hierarchii, ale nie zależy nam też na jej burzeniu, co postulują lewicowcy. Interesuje nas maksymalizacja wolności jednostki i poprzez to umożliwienie jej budowania takich wspólnot, w jakich będzie czuła się najlepiej, bo nikt z libertarian nie wierzy w zarzucany nam społeczny atomizm. Te wspólnoty mogą być, bo niby czemu nie, jak najbardziej tradycyjne. W takim zresztą rozumieniu tradycji, jaki ktokolwiek wyznaje. Jedyny bezpiecznik to ich dobrowolność i porzucenie przymusu na rzecz dobrowolności.
Nasza droga jest więc odrębna od tego, co proponują przedstawiciele zarówno prawej, jak i lewej strony, choć oczywiście trzeba przyznać, że te dwa potężne i szerokie sposoby myślenia też mają swoje odcienie i koloryty. Niektóre z nich nieźle rymują się z wieloma postulatami libertarian. Nigdy jednak nie są to myśli w pełni zbieżne. Podstawy filozoficzne czy antropologiczne są ważniejsze niż niekiedy daleko idące podobieństwa w patrzeniu na przykład na ekonomię. Libertariańskie położenie, gdzieś obok sporu prawicy z lewicą, powoduje jednak niejednokrotnie konfuzję. I właśnie teraz, wraz z początkiem Pride Month, poziom konfuzji wzrośnie.
Uważam, że wśród libertarian, a więc konsekwentnych zwolenników wolności, powinno być miejsce także dla gejów, lesbijek, osób transseksualnych czy transpłciowych. Nie wszystkich. Tylko tych, którzy chcą więcej wolności a mniej państwa. O nich powinniśmy zabiegać, nie zważając na przygodne i niewiele znaczące z punktu widzenia polityki różnice, a orientacja jest właśnie taką różnicą. Co więcej, libertarianie nie mogą być obojętni na sprawy osób LGBT+. Wolność, wolny rynek, kapitalizm, godność, libertarianizm wreszcie, są dobre dla wszystkich, także dla nich – naszych sąsiadów, kolegów z pracy, koleżanek ze studiów o akurat takiej orientacji. Wolność to możliwość budowania swojego życia wedle własnych przekonań i jednocześnie branie za nie odpowiedzialności – wszystkie koszty, ale też wszystkie zyski na własny rachunek. Kapitalizm to z kolei świetne narzędzie, dzięki któremu ludzie nie chcący ze sobą przebywać w jednym pokoju mogą ze sobą współpracować wzajemnie wymieniając się towarami i usługami. Pośrednio też szacunkiem dla własnej pracy. To właśnie libertiariańska wizja świata, samorzutnie organizującego się za pośrednictwem wymian, także idei, nie tylko towarów, pozwala na pokojowe współistnienie ludzi o różnych poglądach i różnych tożsamościach. Każdy, kto chce wymieniać się wartością za wartość i przedkłada dobrowolność ponad przymus, powinien być zaproszony do udziału w budowaniu tego modelu.
Nie żyjemy jednak w świecie libertiariańskim, co najwyżej niektórzy z nas do niego dążą. Żyjemy jednak na szczęście w świecie z grubsza liberalnym, przynajmniej tutaj, w Europie, i już to zapewnia nam sporo swobody. Którą niektórzy wykorzystują do tego, aby przejść się w Marszu Równości. Na tych marszach niekiedy bywają też libertarianie, którzy świetnie rozumieją, że musimy być widoczni i przekonywać tam, gdzie jest kogo przekonać, bo inaczej będziemy mówić sami do siebie. I tak, nie wszystkie postulaty środowisk LGBT+ są po drodze z wolnością. Szczególnie niebezpieczny wydaje się być postulat penalizacji mowy nienawiści, który otwiera furtkę do ograniczeń wolności słowa. Ale jeśli o naszych obawach nie powiemy bywalcom tych parad – to skąd mieliby się o nich dowiedzieć?
Dygresyjnie dopowiem, że libertarianizm, nie będąc prawicą ani lewicą, świetnie może uzupełnić też zastępy innych marszów. Nie ma nic dziwnego w obecności złotych flag z wężem na Paradzie Równości, ale też i na Marszu Niepodległości, a nawet na pielgrzymce na Jasną Górę – wolność jest dla wszystkich. Jednocześnie, nie ma zgody na finansowanie jakiegokolwiek sposobu życia. Gej chcący specjalnych praw jest dla libertarianina takim samym przeciwnikiem jak zwolennik rozbudowanego socjalu i transferów w imię jakichkolwiek przesłanek. Można to porównać do sytuacji, w której zapraszamy do ruchu libertariańskiego emerytów, ale nie tych, którzy głosują po to, aby dostać czternastą emeryturę.
Jeśli nie będziemy pokazywać zysków, jakie osobom LGBT+ dają liberalizm i kapitalizm, to dojdzie niestety do tego, że postawieni przed brakiem alternatyw geje i lesbijki będą wybierać, zupełnie jak teraz, lewicę jako swoją ideową afiliację, lub też pozostaną niezaangażowani w jakąkolwiek, choćby niewielką, działalność na forum publicznym. Bycie gejem nie wiąże się przecież automatycznie z posiadaniem jakichkolwiek poglądów politycznych czy społecznych, to tylko orientacja, a nie plan na życie. Brak alternatyw dla lewicowego pomysłu na zagospodarowanie tego elektoratu i bycie przez lewicę jedynym wyrazicielem postulatów tych środowisk to już jednak proszenie się o to, aby właśnie na podstawie orientacji budować coś więcej, nawet ideologię.
Te zyski, o których trzeba głośno mówić, są namacalne. Wolność decydowania o sobie i wchodzenia w takie związki, jakie się chce – to jednak duże zdobycze zabezpieczone przez liberalizm. Kapitalizm dokłada do tego możliwość bycia ocenianym za efekty swojej pracy, nie zaś swoją orientację, wysoki poziom życia, szansę na start w dużym mieście, gdzie łatwiej mówić otwarcie o swojej tożsamości. Warto porównać, jak to wygląda w tych częściach świata, gdzie nie ma liberalizmu, a kapitalizm jest systematycznie okaleczany. To powinno pomóc osobom LGBT+ zrozumieć, że chronią ich mocne idee, takie, w których jednostka jest ważna. Nie dlatego, że jest gejem. Dlatego, że jest człowiekiem. Chętnie widziałbym ludzi LGBT+ pomagających nam te idee utrzymać w mocy.
Marcin Chmielowski
*autor jest wiceprezesem Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości