fbpx
piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonMniejszy Bundestag, tyle samo władzy

Mniejszy Bundestag, tyle samo władzy

Niemcy reformują swoją ordynację wyborczą i wielkość reprezentacji w Bundestagu. Zmiana budzi kontrowersje. I przypomina o tym, kto decyduje w polityce. Nie zawsze są to parlamentarzyści. Dlatego z nich dość łatwo można rezygnować.

Niemiecki system wyłaniania składu Bundestagu nie jest bardzo trudny, jest za to specyficzny i z polskiej perspektywy – nietypowy. Każdy wyborca ma do dyspozycji dwa głosy. Pierwszy służy do wyboru kandydata z danego okręgu wyborczego. Okręgów jest 299. Zostają z nich wybrani kandydaci z największą ilością głosów. Drugi głos służy do wyboru listy partyjnej w danym kraju związkowym, a to decyduje o sile reprezentacji partii w Bundestagu. Te głosy są przeliczane na mandaty, im więcej głosów – tym oczywiście więcej mandatów.

Ten podwójny system był jednak doposażony w dodatkową komplikację. Dotychczas dodawano dodatkowych posłów, aby utrzymać właściwy stosunek uzyskanych przez partie mandatów pochodzących z dwóch list, co prowadziło do roztycia się izby. Nowa ordynacja wyborcza ukróca tę praktykę. Według nowych przepisów nie wszyscy kandydaci wybrani w ramach pierwszego głosu wejdą do Bundestagu. Ich partia musi uzyskać więcej głosów z drugiego sposobu wyboru, z listy partyjnej. Efektem będzie stała liczba parlamentarzystów zasiadających w tej izbie. Ma być ich, już od kolejnej kadencji, 630, a nie 736, jak to jest obecnie. To i tak rozwiązanie mniej drastyczne niż proponowane wcześniej. Jeszcze do niedawna rozmowy dotyczyły zejścia do 598 miejsc, sumy dwóch list po 299 nazwisk każda.

Oczywiście każda reforma, która podoba się wszystkim, jest niepotrzebna, bo jeśli taka jest, oznacza to, że nic tak naprawdę nie zmieniała. Ważne reformy są oprotestowywane. Tak samo jest z tą. Nie podoba się ona mniejszym partiom, zarówno skrajnie lewicowej Die Linke, jak i chadeckiej i konserwatywnej CSU. To te dwa ugrupowania mogą stracić najwięcej w przyszłym Bundestagu. CSU na pewno już teraz straciła dużo zaufania do swojego większego partnera, CDU jest bowiem jedną z tych partii, które przeprowadziły reformę.

Prawie na pewno będzie ona zaskarżana. Jeżeli jednak ostatecznie wejdzie w życie – na każdej kolejnej kadencji będzie się udawało zaoszczędzić Niemcom 340 mln euro. Mniej deputowanych to mniejsze wydatki na ich obsługę.

Nasze myślenie o polityce, szczególnie w Europie, skupiamy przede wszystkim na naszych parlamentach, które wydają się być egzemplifikacjami władzy politycznej postrzeganymi jako domyślne. Szczególnie jest tak wśród Słowian. Co ciekawe, nasze języki są bardziej rozbudowane w słownictwo do opisu i nazywania ciał kolegialnych, służących ucieraniu decyzji, niż władzy wykonawczej. Po prostu taką mieliśmy historię, pełną sejmikowania i wieców.

W praktyce jednak bycie posłem wcale jeszcze nie musi oznaczać bycia decydentem. W rozwiniętych demokracjach, taką Niemcy na pewno są, równie ważni, a niekiedy nawet ważniejsi, są lub przynajmniej bywają szefowie największych i najważniejszych związków zawodowych, eksperci stojący na czele najważniejszych i najbogatszych think tanków, na czele z tymi partyjnymi, właściciele najważniejszych mediów. Tam także jest realna władza, niekiedy bardziej namacalna niż pod guzikiem, za pomocą którego przeprowadza się głosowanie. Jest to władza polegająca na posiadaniu wpływu. Zauważmy, że tej władzy nie da się ściąć ot tak, ustawą, zupełnie jak przy jej pomocy najprawdopodobniej zostaną wyniesione dodatkowe fotele z sali obrad i postawione gdzieś na politycznej bocznicy.

To jakaś lekcja. Budowanie siły politycznej powinno polegać na tworzeniu kombajnów mających swoje reprezentacje polityczne i parlamentarne, to oczywiste, ale też zaplecze eksperckie, mobilizacyjne, medialne, także zdolność do wymyślania niekiedy nawet odległej przyszłości – bo to pozwala podejmować lepsze decyzje także teraz. Niemcy tak naprawdę nie redukują władzy – zmniejszają tylko wydatki ponoszone na jej widoczną emanację. Nie niszczą też demokracji – głosowanie jak było, tak będzie, teraz tylko na trochę innych zasadach. Nie zmniejszają też – i dla libertarianina to jest najważniejsze – siły oddziaływania państwa na obywatela. Pozwalają mu tylko trochę zaoszczędzić. Ale krąg, w którym podejmuje się najważniejsze decyzje, nie zmienia się aż tak bardzo.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

Oceniaj pracę, nie ludzi za to, że są starzy

We salute the rank, not the man! To znany cytat ze świetnego serialu, jakim jest „Kompania Braci”. Dotyczy oczywiście sytuacji wyjętej spod praw wolnego rynku, bo dowodzenie na wojnie to nie zarządzanie w firmie. Żołnierze, niejako z automatu, muszą okazać szacunek przełożonym. Nawet wtedy, kiedy ich nie lubią. Salutowanie stopniowi, nie człowiekowi, to jakiś pomysł na to, jak oddzielić czyjąś pracę od niego samego.
4 MIN CZYTANIA