fbpx
niedziela, 1 października, 2023
Strona głównaFelietonPoznaj Polskę za moje pieniądze

Poznaj Polskę za moje pieniądze

Tak naprawdę dofinansowanie do szkolnych wycieczek nie jest największym problemem Polski. Niestety mamy większe. To dofinansowanie jest za to symptomatyczne, bo pokazuje logikę rozdawnictwa. I topi alternatywne rozwiązania.

Kampania wyborcza to bardzo mięsny czas. Oprócz kiełbasy, są też odgrzewane kotlety. Jednym z nich jest pomysł rządzącej koalicji, czyli program „Bon szkolny – poznaj Polskę”. Chodzi o rozszerzenie programu, który już jest i który stał się częścią szkolnej rzeczywistości od czasu Nowego Ładu (bardzo lubię pisać Nowy Ład wielkimi literami, mogę dzięki temu oddać skalę zniszczeń, jakie wprowadził). Na dofinansowane wycieczki jak na razie pojechało prawie milion uczniów. Kosztowało to nas około 180 milionów złotych.

W skali państwa to pieniądze tak naprawdę niewielkie. Dodatkowo – w pewien sposób wydane na edukację. To można podciągnąć pod inwestycję, a nie konsumpcję. I po trzecie, wycieczki były dofinansowane, a nie sfinansowane w pełni, co trzeba ocenić jako rozwiązanie mniej złe – dawanie czegoś zupełnie „za darmo” powoduje nieszanowanie prezentu, ale nawet cząstkowa opłata z własnej (czy rodziców) kieszeni zmienia ten stan.

Odwróćmy jednak sytuację. Chciałbym mieszkać w kraju, w którym wydatek 180 milionów złotych jest w skali jego budżetu znaczny – i to nie dlatego, że ten kraj jest tak biedny, ale dlatego, że budżet centralny jest niewielki, ludzie za pośrednictwem bliższych sobie sposobów organizowania się zapewniają sobie i swoim bliskim potrzebne dobra i usługi, wśród nich także wycieczki. Wolny rynek ma dostatecznie dużo rozwiązań, aby to zrobić. W przypadku naprawdę niezwykle ubogich rodzin pomóc powinny wspólnoty lokalne, także parafie, albo samorząd, jako bliższy mieszkańcom niż ministerstwo w Warszawie.

Chciałbym też, aby odgórna lista miejsc, które mogą odwiedzać wycieczki, nie była, no właśnie, odgórna, ale oddolna. I aby było tych list wiele, a nie jedna. Bo tak jak popieram decentralizację kanonu lektur szkolnych, tak samo odpowiada mi idea decentralizacji miejsc wartych zwiedzenia. Oczywiście są wśród nich takie, które nie budzą większych kontrowersji. Intuicyjnie potrafimy zbudować takie zestawienie, na pewno byłby w nim Wawel, Zamek Królewski w Warszawie, Muzeum Powstania Warszawskiego i miejsca tej właśnie skali, najbardziej emblematyczne. Coś jak lektura „Pana Tadeusza”, a więc rdzeń programu, co do którego zgodzą się właściwie wszyscy. Jeśli potrafimy wymyślić taką listę, to możemy ulżyć w pracach ministerialnym urzędnikom, tym bardziej że z ich perspektywy, jakoś określonej warszawskim horyzontem i konkretnym ideowym kolorytem, inne lokacje mogą być niewidoczne.

Po trzecie, sam proces dofinansowania też ma swoje ciemne strony. Odgrzany program ma mieć budżet jednego miliarda złotych. Więcej wycieczek niż w starej wersji, ale też więcej dopłat do rozdzielanych centralnie pieniędzy, więcej nie tylko od rodziców, co byłoby jak najbardziej w porządku, ale również od organów prowadzących szkoły, w większości są tu już jadące na wyżyłowanych budżetach samorządy. W sytuacji, w której jako wspólnota nie wydajemy, a rozdajemy za dużo – warto by było się opamiętać.

Trudno to zrobić wspólnocie, piszę tu o ogóle Polaków, którym rządzący z tej czy innej partii mogą sprzedać wszystko, byleby owinęli to w przekaz o tym, że to przecież dla dzieci. Jest to zjawisko niestety ugruntowane dużo głębiej niż w polityce, ale bardzo widoczne właśnie dzięki niej. Dlatego program 500+ jest tak skuteczny i tak trudno będzie się go pozbyć. Bo uruchamia argument, że ktoś żałuje dzieciom, a ktoś inny przeciwnie, otwiera kieszeń bardzo szeroko. Dwoje rodziców to aż dwa głosy.

Ci sami rodzice, którzy od kilku lat pobierają 500+, już niedługo rozszerzone do 800+, dostają 300+ na wyprawkę, a nawet po laptopie, nie są w stanie odłożyć niewielkiej przecież w skali roku kwoty na wycieczkę dla dziecka? Wiadomo, że mogą. Ale przecież nie o to tu chodzi.

Dbanie o dzieci, także te większe, które z wycieczki do Krakowa zapamiętają więcej niż legendę o smoku wawelskim, jest ważne i cenne, także dlatego, że w każdej wspólnocie żyje więcej niż jedno pokolenie i nieźle by było, aby ludzie urodzeni w różnym czasie mogli się niekoniecznie zgodzić, ale choćby porozumieć co do pewnych rudymentarnych kwestii. Temu powinny służyć wycieczki, budowaniu wspólnego kodu komunikacyjnego. Tyle że spokojnie można to robić inaczej. Bez dopłat, bez ingerencji państwa, bez pieniędzy podatników. Lista ważnych miejsc do odwiedzenia rodzi się sama, bo ważne miejsca mają to do siebie, że o nich wiemy. Niskie ceny, także paliwa do autokaru, oznaczałyby większą dostępność ekonomiczną wycieczek. To wszystko można zrobić prościej. Ale wtedy nie można aż tyle obiecać.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Golonka w pięciu smakach

Katolicka nauka społeczna podkreśla, że błędne systemy ekonomiczne przyczyniają się do współczesnego zjawiska migracji. Jest ona również skutkiem polityki interwencjonizmu w państwach, które z tego powodu potrzebują imigrantów i ich do siebie przyciągają.
3 MIN CZYTANIA

Ceny paliwa i zbita szyba

Państwo nie jest firmą, która ma na podatnikach zarabiać, a pieniądze zatrzymane przez obywateli w kieszeniach nie są żadnym kosztem, ale przeciwnie – to korzyść. Obywatele wydadzą je bowiem na rzeczy bardziej im potrzebne. To sytuacja pokazana przez Frédérika Bastiata w przypowieści o zbitej szybie z „Co widać i czego nie widać”.
5 MIN CZYTANIA

Reklama, a może kryptoreklama

Dużo wody upłynęło od mojego ostatniego narzekania na rodzime przepisy dotyczące ochrony konkurencji i konsumentów, a w zasadzie na politykę organu odpowiedzialnego za te dwa zagadnienia. Temat ten tylko z pozoru wydaje się poboczny, niezwiązany z najważniejszym pod względem prawnym i ekonomicznym wydarzeniem nadchodzących tygodni, czyli wyborami.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Ministerstwa Marzeń, Ministerstwa Narzędzia

Pomijając już pytanie o realizm liberalnych roszczeń ministerialnych, to czego tak naprawdę powinniśmy chcieć? Prowadzona właśnie kampania wyborcza i wielowektorowy proces dzielenia skóry na niedźwiedziu jak najbardziej zachęca do zastanowienia się nad tym, co jest łupem politycznie atrakcyjnym dla liberałów.
5 MIN CZYTANIA

Głośne decyzje cichych nazwisk. Co powinniśmy robić, aby mieć coś do powiedzenia w Brukseli

Każda polityka ma swoją scenę i kuluary. Europejska też. I podobnie jak w jej krajowych odpowiednikach, kuluary są bardzo często niedoceniane przez tzw. zwykłych ludzi, czyli po prostu wyborców.
4 MIN CZYTANIA

Osteoporoza w skostniałej szkole

Istnieje coś takiego jak systemowa praktyka zniechęcania młodych ludzi nie tylko do nauki, ale też do pracy w szkole. To źle, bo potrzebujemy młodych nauczycieli.
4 MIN CZYTANIA