Na kanwie tych wydarzeń pojawia się refleksja, na tyle silna, że potrafi nas wyłączyć nawet z roztrząsania codziennych, z reguły ważnych okoliczności. Tak też działo się niedawno, szczególnie w środowisku opiniotwórczym, pomimo że w naszej polityce nie brak incydentów, które aż proszą się o szeroki komentarz.
I ja, podobnie jak wielu wolnościowych publicystów, zdecydowałem się poświęcić kilka słów tematyce bardziej ideowej, tej związanej z umiłowaniem wolności. Bodźcem tym były dwa wydarzenia: wygrane przez libertarianina wybory prezydenckie w Argentynie oraz dziesiąty, jubileuszowy Zjazd Austriacki organizowany przez Instytut Misesa.
Z jednej strony wskazane wydarzenia to potężna dawka optymizmu, tak potrzebnego w dzisiejszych czasach. Już pierwsze, zapowiedziane reformy Javiera Milei, do społu z poglądami, jakie ta osoba osobiście reprezentuje, wywołały wśród polskich wolnościowców duży entuzjazm. I nie chodzi tylko o entuzjazm tej części tego środowiska, które utożsamia się z poglądami libertariańskimi i anarcho-kapitalistycznymi. Bardziej o sam fakt, dający pewną nadzieję, że w jednym z krajów świata będzie funkcjonował rząd w pełni wolnościowy.
Z kolei X Zjazd Austriacki, przynajmniej w oczach red. Łukasza Warzechy, to duża dawka liberalnego optymizmu w ujęciu krajowym. To taki symbol, że liberalna myśl ekonomiczna ma się w Polsce nieźle, rozwija się, prowadzi dyskusję publiczną i zachęca sporą grupę młodych ludzi do zainteresowania się ekonomią. To zasługa nie tylko Instytutu Misesa, bo obok niego działa sporo innych NGO-sów, nie tylko promujących dokonania austriackiej szkoły ekonomicznej, ale kultywujących choćby polską, przedwojenną szkołę ekonomiczną, tę reprezentowaną przez elitę profesorską środowiska narodowego, a której dorobek śmiało może konkurować z dokonaniami najprzedniejszych, światowych ekonomistów.
Tylko dla mnie ten zachwyt nad tym, że rzekomo liberalizm jeszcze nie zginął, ma dosyć gorzki posmak. Żyjemy w czasach totalnego odwrócenia. Kiedyś to właśnie model ekonomiczny decydował o sukcesie zarówno jednostek, jak i całych społeczeństw, czy państw. Związek pewnych prawideł ekonomicznych, z modelem prawnym, a co za tym idzie i polityką, był właśnie przedmiotem badań oraz wyciągania wniosków. Oczywista jest konstatacja, którą wyłożył niedawno w jednej ze swoich publicystycznych wypowiedzi prof. Gwiazdowski, że w dużym uproszczeniu XIX wiek i połowa XX wieku to czas podziału na bogatych i biednych. Była to naturalna konsekwencja ewolucji społecznej i odrzucenia stanowych, sztywnych barier ekonomicznych w pogoni za bogactwem. Była to niejako konieczność dziejowa, szkoda tylko, że dokonana w większości metodą i w oparciu o ideały rewolucji. Szkoda, bowiem ten sam mechanizm przeobrażeń społecznych, czyli dalszy rozwój tych samych rewolucyjnych idei, pchnął dzisiejsze społeczeństwa w kierunku kolejnego podziału – na rządzących i rządzonych.
Gdy głębiej przyjrzymy się choćby naszemu modelowi ustrojowo-politycznemu, dojdziemy do wniosku, że współczesność stanowi swoiste zaprzeczenie podziału na biednych i bogatych. Nie w tym zakresie, że podział ten nie występuje. O ile jeszcze na początku XX wieku człowiek dzięki swoim zdolnościom, nabytej wiedzy, nakładowi pracy czy wreszcie zwykłemu szczęściu mógł bez przeszkód znaleźć się w grupie owej zamożnej elity, o tyle obecnie owa elita wypracowała skuteczny mechanizm utrudniający społeczny awans. Ten zdawałoby się nowy podział bynajmniej nie jest prekursorski – istniał już w historii, aczkolwiek wobec innych warunków ekonomiczno-społecznych. Jednak obecnie mamy pewną różnicę. Jak wskazuje prof. Gwiazdowski, z czym w pełni się zgadzam, jeśli przyjrzymy się dokładnie dzisiejszym stosunkom społecznym, pomimo że frakcje polityczne często się wymieniają, polityka niemal zupełnie się nie zmienia. Służy ona zamknięciu możliwości uczestnictwa w decyzjach politycznych osób nowych i utrzymaniu nieprzychylnego zmianom modelu, nawet jeżeli w ujęciu nauki ekonomii jest on niezbyt wydolny i antyliberalny. By daleko nie szukać, na poparcie owej hipotezy przytoczyć można szeroko komentowaną sprawę wrzutki wiatrakowej, gdzie ci, co mieli bronić wolności i przedsiębiorczości, posługują się dobrze sprawdzonym mechanizmem wywłaszczenia.
Przełamanie tego modelu jest niezwykle trudne, a w Polsce, pomimo zachwytu nad liczebnością i aktywnością środowisk ekonomicznie liberalnych, pewnie na długo niewykonalne. Dlatego tak buduje każda informacja o próbie przełamania tego impasu i uchwyceniu steru władzy przez opcje mające dużo liberalizmu ekonomicznego w swoich programach, jak ta nowego prezydenta Argentyny czy pani premier Włoch. Jest to budujące, pomimo że sam system bardzo szybko zmusza nowo wybranych do odejścia od swojego programu, co pokazuje przykład włoski. Nawet jeżeli Javier Milei budzi wątpliwość czy w pełni realizować będzie swój liberalny program, lub raczej liberalny program amerykańskiej dominacji walutowej, to i tak jako postać pokazuje, że jest nadzieja na więcej wolności w naszej codzienności.
Tylko dlaczego u nas się to nie udaje? Przyczyn jest wiele. Ja zwrócę uwagę na jedną, którą też świetnie obrazuje przykład prawej ręki nowego prezydenta Argentyny, pani Victorii Villarruel, opisywanej jako prawicowa tradycjonalistka, katolik związany z Bractwem Kapłańskim Świętego Piusa X, ściśle współpracująca z hiszpańską partią VOX. I pomimo tego, że takim osobom daleko do światopoglądu prezentowanego przez większość libertarian (nawet w ujęciu szerokim, jak usiłuje libertarianizm traktować ks. Jacek Gniadek SVD w tekście pt. Czy istnieje chrześcijański libertarianizm?), chęć przywrócenia odrobiny ekonomicznej wolności oraz przejrzystości i kontroli funkcjonowania państwa, wspólna dla środowiska wolnościowego, zdaje się politycznie ich łączyć. W Polsce zaś wszyscy ci, którzy z chęcią powitaliby gospodarczo liberalną Polskę, konfliktują się o każdy pozagospodarczy aspekt liberalizmu, nota bene poddając się trendowi wikłania społeczeństwa w spory światopoglądowe właściwemu dla modelu rządzący – rządzeni. Innymi słowy i nie wdając się w ocenę poszczególnych poglądów, rodzi się wniosek, że wcale tej wolności gospodarczej tak bezwarunkowo nie kochamy.
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie