Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego luka w CIT w 2020 r. (to najświeższe względnie zweryfikowane szacunki) wynosiła 26 mld zł, co przekładało się na 33,2 proc. teoretycznych dochodów z CIT w tym okresie. Dużo? Niekoniecznie – biorąc pod uwagę, że w 2014 r. poziom luki w CIT oscylował wokół 51,8 proc. teoretycznych dochodów z CIT, a rok później wskaźnik ten wynosił 49,6 proc. Widać więc, że coś w tym temacie drgnęło.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że uszczelnianie systemu podatkowego stało się w ostatnich latach oczkiem w głowie rządu. Może i dobrze, bo dochody podatkowe stanowiły w 2022 r. przeszło 92 proc. dochodów budżetowych państwa. CIT stanowił odpowiednio 15 proc. ogółu dochodów podatkowych Polski w 2022 r. Jest to zatem wartość, którą wzgardzić trudno.
Tylko w ostatnich latach zmiany w przepisach leasingowych, szczegółowy monitoring faktur czy wprowadzenie mechanizmów utrudniających firmom transferowanie zysków poza granice Polski znacznie poprawiły patologiczną do tej pory sytuację. Swoje zapewne zrobi także wejście w życie Krajowego Systemu e-Faktur, o ile – naturalnie – nie okaże się on wadliwym programem paraliżującym przy pierwszej awarii życie przedsiębiorców.
Idea globalnego CIT
„Pomocną dłoń” do polskiego systemu podatkowego wyciągnęła jednak Unia Europejska, która z problemem luki w CIT postanowiła rozprawić się raz, a dobrze. Celem walki z praktykami agresywnej optymalizacji podatkowej dużych międzynarodowych koncernów powstała idea globalnego minimalnego poziomu opodatkowania. Chodzi o dyrektywę Rady (UE) 2022/2523 z 14 grudnia 2022 r. w sprawie zapewnienia globalnego minimalnego poziomu opodatkowania międzynarodowych grup przedsiębiorstw oraz dużych grup krajowych w Unii.
W głowach unijnych polityków zrodziła się idea walki z nieczystą dysproporcją między rynkowymi hegemonami a firmami, które nie są w stanie przeznaczyć znaczących środków na wdrażanie mechanizmów optymalizacyjnych i dostosowywanie ich (czytaj: znajdowanie dziur w przepisach) do aktualnych uwarunkowań prawnych. Szkoda tylko, że ponownie unijne regulacje uderzyć będą musiały w Polskę. Trudno oprzeć się bowiem wrażeniu, że dyrektywa jednoznacznie faworyzuje kraje tzw. Starej Unii, które zgarną część odprowadzanego przez gigantów podatku. Dodatkowo nowe przepisy mogą stanowić spore zagrożenie dla funkcjonowania u nas Specjalnych Stref Ekonomicznych. Polska stanie przed poważnym wyzwaniem przeformułowania krajowego systemu zachęt podatkowych, które dotychczas relatywnie skutecznie ściągały kapitał nad Wisłę.
Zakres dyrektywy
Unijne regulacje mają zostać uwzględnione w porządkach prawnych państw członkowskich już z początkiem 2024 r. Czasu jest zatem niewiele. Przepisy dyrektywy dotyczyć będą „podmiotów kwalifikowanych z siedzibą w Unii będących członkami grupy przedsiębiorstw wielonarodowych lub dużej grupy krajowej, która w skonsolidowanym sprawozdaniu finansowym w co najmniej dwóch z czterech ostatnich kolejnych lat podatkowych wykazała roczny przychód w wysokości 750 000 000 EUR lub wyższy”. W praktyce zmiany obejmą zatem stosunkowo niewielką grupę podmiotów, ale odpowiadającą za lwią część przychodów z tytułu CIT.
Globalne koncerny będą wprawdzie zmuszone do urealnienia wysokości odprowadzanego podatku dochodowego od osób prawnych, ale konstrukcja przewidzianego w przepisach podatku wyrównawczego skieruje dochody podatkowe daleko poza granice naszego kraju, bo do kraju siedziby koncernu – te zazwyczaj nie reprezentują polskiego kapitału. Skoro pieniądze popłynąć mają do największych unijnych gospodarek, zadbano, aby maksymalnie utrudnić machinacje kosztami uzyskania przychodu i oparto przepisy właśnie na przychodzie, a nie na dochodzie, jak ma to w zwyczaju „standardowa” konstrukcja CIT.
Zakres dyrektywy nie obejmuje swoim zasięgiem podmiotów rządowych, funduszy emerytalnych, firm międzynarodowych w początkowej fazie rozwoju czy organizacji pozarządowych realizujących działalność społeczną. Minimalna stawka podatku określona została w przepisach na poziomie 15 proc., co w żadnym przypadku nie oznacza, że w krajach, w których stawka podatku jest niższa, przepisy nie będą miały zastosowania.
Wszystko dlatego, że mowa tu o tzw. efektywnej stawce podatkowej, która obejmuje dochód księgowy netto koncernu w państwie członkowskim oraz podatek kwalifikowany, czyli należny we wskazanym państwie. Jeśli w tym przypadku opodatkowanie jest niższe niż 15 proc., zachodzi konieczność opłacenia podatku wyrównawczego, który – jak wskazano – trafiać będzie do siedziby przedsiębiorstwa.
A zatem pieniądze, które teoretycznie zasilić powinny krajowy budżet, popłyną szerokim strumieniem do Niemiec czy Francji, podnosząc rentowność tamtejszych gospodarek i zupełnie realnie nie łatając polskiej luki w CIT. To jednak nie koniec zagrożeń.
Co z preferencjami?
Niestety dyrektywa nie odróżnia sytuacji, w których przedsiębiorstwo stosuje najbardziej agresywne metody optymalizacji podatkowej od wykorzystywania schematów jak najbardziej legalnych, takich jak choćby korzystanie z preferencji podatkowych przypisanych do działalności w Specjalnych Strefach Ekonomicznych czy korzystania z programu Polska Strefa Inwestycji. Poszkodowane w tym przypadku będą zatem kraje, które wykorzystują takie jak wskazane powyżej schematy do ściągania inwestorów do swoich państw. Ucierpią biedniejsze państwa, które ponownie będą musiały dosypywać pieniądze do zachodniej skarbonki. Cała ta sytuacja może zniechęcić inwestorów do lokowania kapitału nad Wisłą. Jeśli nawet Polska stworzy warunki do obniżenia poziomu opodatkowania, różnica i tak będzie musiała zostać uiszczona. Tyle że nie u nas. W żaden sposób nie ratują nas w tym przypadku wyłączenia względem nakładania podatku wyrównawczego, ponieważ dotyczą one tylko ulg zwrotnych, które nijak nie przystają do polskiego systemu preferencji podatkowych.
Polska nadal będzie miała do zaoferowania korzystne położenie geograficzne, relatywnie tanią siłą roboczą i posiadających wysokie kwalifikacje pracowników, ale odbierze się nam potężny oręż w postaci czynienia biznesu bardziej rentownym. Unia tworzy zatem prawo, które zamiast niwelować różnice między bogatym Zachodem a resztą, kopie wielki rów, który już za kilka lat okazać się może niezwykle trudny do zasypania. Trzeba się będzie poważnie zastanowić, jak uczynić polski system podatkowy konkurencyjnym w kolejnych latach, bo stosowane dziś metody pójdą w zapomnienie, gdy tylko zaimplementowane zostaną założenia dyrektywy.
Egzamin z solidarności
Szkoda, że kolejny raz Unia Europejska nie zdaje egzaminu z solidarności. Dlaczego jednak zachodnia część „Wspólnoty” miałaby jakkolwiek hamować się przed wprowadzaniem tak niekorzystnych dla części państw rozwiązań, skoro od lat podobne mechanizmy funkcjonują w UE z powodzeniem i chyba przy względnej społecznej akceptacji?
Dzieje się tak choćby w przypadku sektora rolnego i płatności obszarowych, które – celem „wyrównywania szans” – od lat pozwalają pobierać gospodarzom z Zachodu znacznie wyższe dopłaty do hektara niż przedstawicielom spoza grona Starej Unii. Kto jednak by się tym przejmował…