Jadąc na Bałkany, warto przywieźć ze sobą rakiję. Grappa wyprodukowana tradycyjnymi metodami we włoskich gospodarstwach to rarytas. Nawet greckie ouzo kupione poza sklepami monopolowymi smakuje inaczej. Polski destylaty w różnych wariantach w niczym nie ustępują powyższym napitkom i jako takie – nie ma co się oszukiwać – produkowane są, mimo obowiązujących zakazów i potencjalnych kar. Ba, są one elementem kwitnącego handlu, który jednak, przez demonizowanie go w narracji politycznej i medialnej, musi odbywać się dziś w szarej strefie. A szkoda, bo sprzedaż lokalnych destylatów mogłaby wpłynąć orzeźwiająco na kondycję choćby niewielkich gospodarstw rolnych czy nawet lokali rynku HoReCa.
Produkcja, posiadanie oraz handel bimbrem są surowo zakazane i podlegają surowym sankcjom prawnym, włączając w to wysokie grzywny, kary pozbawienia wolności oraz konfiskatę sprzętu używanego do jego wytwarzania, takich jak grzałki czy chłodnice.
Powód do dumy
W przeszłości, tzw. bimber był istotnym elementem naszej kulturowej panoramy, kojarząc się z tajemnicą, łamaniem reguł oraz niezależnością od władzy państwowej. Był także powodem do dumy, podobnie jak nalewki, które kiedyś były znaną polską specjalnością.
W Polsce, w odróżnieniu od wielu innych krajów europejskich, produkcja w małych destylarniach przydomowych jest zabroniona, co stanowi pewną anomalię. W Czechach, Słowacji, na Węgrzech, w Austrii czy we Włoszech, małe destylarnie są powodem do dumy dla lokalnych społeczności i stanowią atrakcję dla turystów. Tamtejsze destylaty doskonale komponują się z miejscową kuchnią, stanowiąc wyjątkową pamiątkę dla odwiedzających.
W Polsce warto rozważyć w tym kontekście liberalizację przepisów dotyczących produkcji destylatów na niewielką skalę. Nasz kraj ma ogromny potencjał w tym zakresie, z doskonałymi owocami, dobrze rozwiniętą agroturystyką i bogatą bazą gastronomiczą. Jest to doskonała okazja do rozwoju rzemiosła destylacyjnego, które mogłoby przynieść wiele korzyści zarówno lokalnej społeczności, jak i turystom.
Mamy tu dobre wzorce, które możemy kontynuować – choćby w postaci przepisów regulujących prowadzenie rolniczego handlu detalicznego. Jednym z przykładów wykorzystania potencjału sprzedaży wyrobów rolniczych, które są przetwarzane w gospodarstwach, jest właśnie system bezpośredniej sprzedaży oraz funkcjonujący wspomniany rolniczy handel detaliczny. Ten system umożliwia rolnikom sprzedaż produktów przetwarzanych w ich gospodarstwach. W sytuacjach, gdzie produkcja wymaga bardziej zaawansowanego sprzętu, część produktów może być przetwarzana w wyspecjalizowanych zakładach, takich jak tłocznie, które specjalizują się w produkcji soków owocowych czy olejów. Nie jest wymagane, aby rolnik przetwarzał te produkty we własnych budynkach.
Czy podobnego systemu nie można by zastosować względem produkcji destylatów? Można by. Sukces jest tu gwarantowany, czego dowodem jest choćby wielka popularność nalewek w polskich restauracjach czy nawet pubach.
Gotowe wzorce
Wzorce są w zasadzie gotowe, bo z powodzeniem działają one w wielu państwach Unii Europejskiej. Nasi sąsiedzi i kraje, z którymi pozostajemy w bliskich relacjach, stworzyli przepisy prawne zapobiegające bimbrownictwu, ale jednocześnie ułatwiające legalną produkcję destylatów przez sadowników, rolników czy nawet działkowców. Wszyscy wokół, czyli choćby Czesi, Słowacy, Austriacy, Węgrzy… ale nie my. W krajach tych dozwolona jest produkcja destylatów na własny użytek, ale także – zachowując jasno zarysowany w prawie – umiar, także na potrzeby np. rynku HoReCa.
Warto dziś rozważyć czy nie warto byłoby stworzyć przepisów określających pewne akcyzowe preferencje w przypadku produkcji, które skala nie przekracza niskiego, ustawowo określonego, poziomu. Progi powinny być tu może nieco wyższe dla tych lokalnych producentów, którzy swoje trunki chcieliby dostarczać punktom usługowym. Stworzenie prostego systemu ewidencji producentów i uproszczonego nadzoru też nie jest zadaniem niewykonalnym.
Naród nie będzie „rozpijany”
Legalizacja produkcji destylatów stanowi szansę na znaczne ograniczenie szarej strefy oraz cywilizację bimbrownictwa, co z kolei przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa konsumentów. Legalizacja oraz obniżenie akcyzy dla małych producentów stanowią także szansę na dodatkowe wpływy do budżetu państwa.
Jednym z głównych problemów, który nurtuje decydentów, jest obawa, że legalizacja spowoduje wzrost problemu nadużywania alkoholu w społeczeństwie. Warto tu podkreślić, że wysokiej jakości alkohole – a o takich tu mówimy – nie są przeznaczone dla osób borykających się z problemami alkoholowymi, czy „konserów” tanich win z uwagi na stosunkowo wysoką cenę. Harmonizacja stawek akcyzy, wyrażona w procentach etanolu, wydaje się być logicznym krokiem w tej kwestii.
Przesadna regulacja prawna w branży mocnych alkoholi powoduje, że małe, rzemieślnicze wytwórnie są zmuszane do spełnienia tych samych wymogów co duże koncerny alkoholowe. Dla mniejszych producentów byłoby korzystniej, gdyby nie byli obarczani takimi restrykcjami, co mogłoby skuteczniej wyeliminować ich działalność z szarej strefy.
Zróbmy wreszcie jakiś ruch w kierunki legalizacji produkcji destylatów i przestańmy myśleć, że jesteśmy „gorsi od innych”. Nie jesteśmy.