Armia Polska szykująca się do walki na śmierć i życie z bolszewikami na przedpolach Warszawy, po wielu miesiącach odwrotu była w tragicznej sytuacji. Polska nie miała rozwiniętego przemysłu zbrojeniowego i na dodatek nie miała skąd pozyskać (kupić) uzbrojenia, a przede wszystkim amunicji, której zaczęło brakować.
Otoczeni przez wrogów
Zgodnie z raportem Kazimierza Sosnkowskiego, który ten przedstawił na zebraniu Rady Obrony Państwa miesiąc wcześniej, amunicji Wojsku Polskiemu miało zabraknąć już… 14 sierpnia. Czyli na dzień przed (jak się okazało) Bitwą Warszawską. Armia Czerwona dochodziła już wtedy do linii Wisły i wydawało się, że Polska znikąd pomocy nie uzyska, choć rząd robił wszystko, by odpowiednio się do rozprawy z „czerwoną zarazą” przygotować. Nadmienić trzeba, że jako młode państwo otoczeni byliśmy przez wrogów. Każdy z naszych sąsiadów miał interes w tym, by Polska przestała istnieć. Co więcej, nóż w plecy wbiła nam Czechosłowacja, zajmując sporne, przygraniczne tereny na Śląsku Cieszyńskim, łamiąc tym samym wszelkie wcześniejsze ustalenia (odnośnie planowanego plebiscytu). Na dodatek wszelkie transporty wojskowe do Polski sabotowane były przez komunizujących robotników niemieckich czy czechosłowackich (choć w przypadku Czechosłowacji możemy mówić o… akcji tamtejszego rządu, któremu tak bardzo zależało na przegranej Polski, iż obmyślił intrygę z robotnikami-komunistami, którzy nie chcieli przepuścić francuskich transportów z bronią). Władze czechosłowackie miały też nadzieję na zbudowanie korzystnych relacji z bolszewicką Rosją, która według wszelkich znaków na ziemi i niebie miała pokonać Rzeczpospolitą. Jak się jednak okazało Niebo w tym konflikcie wzięło jednak stronę Polski, a Węgrzy w całej historii mieli odegrać kluczową rolę…
„Los Polski jest naszym losem”

O tym, czym jest bolszewicka władza przekonali się wcześniej Węgrzy, gdzie przez ponad 100 dni rządzili komuniści. Krwawy bolszewicki terror niczym nie różnił się od tego, który komuniści zaserwowali wszędzie tam, gdzie powiewał ich czerwony sztandar. Węgierska Republika Rad z Belą Kuną na czele na szczęście upadła po krótkiej i krwawej wojnie domowej. Węgrzy zdawali sobie sprawę z bolszewickiego zagrożenia dla całej Europy po prawdopodobnym upadku Polski. Zdawali sobie też sprawę z tego, że bolszewizm może ponownie zapukać do ich drzwi, jeżeli po naszym upadku Armia Czerwona poniesie swój czerwony sztandar do Berlina i dalej. Zresztą bolszewicy wcale się z takim zamiarem nie kryli nazywając swoją rewolucję światową. W chrześcijańsko-narodowym czasopiśmie „Nowe Pokolenie” Węgrzy mogli przeczytać: „Nie wiemy, co uczyni Koalicja (Alianci), my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem”. Nic zatem dziwnego, że obok wielowiekowego już sentymentu obu państw do siebie, Węgrzy postanowili nam pomóc. Minister spraw wojskowych gen. István Sréter nakazał przekazać całe węgierskie zapasy amunicji Polsce i wydał polecenie węgierskiemu przemysłowi zbrojeniowemu, by ten pracował dwa tygodnie wyłącznie na rzecz Polski. Plan zaaprobował premier Pal Teleki.
Pomoc w ostatniej chwili

Transporty z Węgier przechodziły przez terytorium Rumunii – po doświadczeniach z transportami uzbrojenia z Francji, które utknęły w Czechosłowacji, wiadomym było, że podobny los pisany byłby transportom z Budapesztu. Najważniejszy transport dojechał do Polski dosłownie w ostatnim momencie, bo 12 sierpnia 1920 roku. Pociąg liczący 55 wagonów z 22 milionami pocisków karabinowych dotarł wtedy do stacji w Skierniewicach. Zaraz po przybyciu rozpoczął się wyścig z czasem – amunicja musiała jeszcze trafić na czas do żołnierzy. Na szczęście to się udało. Też w ostatnim momencie.
Jak się okazało węgierska pomoc była niezwykle istotna ze względu na wyposażenie polskiej armii – Węgrzy dostarczali amunicję do austro-węgierskich karabinów, w które była uzbrojona znaczna część naszego wojska. Żeby uzmysłowić sobie skalę pomocy, wystarczy wskazać, że gdyby pociski z kluczowego transportu z 12 sierpnia ustawić jeden na drugim, to wysokość takiej wieży równałaby się czteroipółkrotności odległości z Ziemi do Księżyca.
Węgrzy w walce z Budionnym
Jak się okazało węgierskie transporty z amunicją nie były jedyną pomocą bratanków w zmaganiach z bolszewikami. Węgrzy walczyli z armią Czerwoną także z bronią w ręku. Węgierski historyk Endre László Varga dotarł do dokumentów potwierdzających nieznany dotąd fakt sformowania posiłkowego węgierskiego oddziału wojskowego, który wziął udział w potyczce z 8 dywizją Armii Konnej Budionnego pod Stryjem. Odkrycie węgierskiego historyka jest prawdziwą sensacją.
Co ciekawe, węgierskie propozycje pomocy szły o wiele dalej. Regent Królestwa Węgier, Miklós Horthy, sugerował przerzucenie do Polski korpusu węgierskiej kawalerii. Węgry deklarowały, że wyślą nam na pomoc swoje jednostki wojskowe – Legion Węgierski, jednak dopiero po uzyskaniu akceptacji Ententy (o zgodę miała się postarać Warszawa), a także po uzbrojeniu ich przez Francję. Paryż był gotowy przystać na tę propozycję, ale pod warunkiem zgody Pragi na przepuszczenie oddziałów węgierskich przez terytorium czechosłowackie. Zgody takiej nie uzyskano. „Na przeszkodzie stanęło antywęgierskie i antypolskie, a zarazem prosowieckie stanowisko Czechosłowacji” – pisze Varga.
Według szacunków historyków ogółem (w latach 1919-1921) Węgry dostarczyły Wojsku Polskiemu 75 mln sztuk naboi, choć pojawiają się też szacunki mówiące o ok. 100 mln. Milion sztuk przekazali Rzeczpospolitej bezpłatnie. Za resztę Polska zapłaciła Węgrom węglem.

Znaczenie tej pomocy jest nie do przecenienia. Bez wątpienia zwycięstwo Polaków nad Bolszewikami nie byłoby bez niej niemożliwe. Bardzo trafnie pomoc Węgrów podsumował gen. Tadeusz Rozwadowski, który we wrześniu 1920 roku powiedział znamienne słowa do płk Jozsefa Takách-Tolvaya, przedstawiciela węgierskiej ekspozytury wojskowej w Warszawie: „Byliście jedynym narodem, który naprawdę chciał nam pomoc, wsparcie Francuzów nadeszło dopiero po wielkich naciskach, a nawet wtedy, jakież to było wsparcie? Anglicy układali się przeciw Polsce z Litwinami i Niemcami, ci ostatni z kolei zmawiali się z Czechami”.