4 lipca 1569 r. na mapie Europy pojawiła się Rzeczypospolita Obojga Narodów – jedno z największych państw nowożytnej Europy. Zaniepokojony poseł moskiewski od razu doniósł carowi: „Unia ta polega na tym, że wszystkie prowincje stanowić będą jedno”. Unia Lubelska jest tym wydarzeniem, z którego dumni mogą być zarówno Polacy, jak i Litwini. Mało znanym faktem jest jednak to, że do połączenia Polski i Litwy mogło w ogóle nie dojść. Na szczęście pomógł fortel króla Zygmunta II Augusta.
Moskiewskie zagrożenie
Jednym z głównych przesłanek do zawiązania Unii Lubelskiej było zagrożenie ze strony Moskwy. Władcy moskiewscy uzurpowali sobie prawo do ziem sąsiedzkich (i od tego czasu w zasadzie nic się nie zmieniło), a z Moskwą sąsiadowało Wielkie Księstwo Litewskie połączone unią personalną (czyli osobą władcy) z Polską. Już w roku 1473 wielki książę moskiewski Iwan III Groźny zażądał oddania mu twierdz: Połocka, Witebska i Smoleńska oraz wszystkich ziem ruskich należących wówczas do państwa litewskiego. Kilka lat później, w roku 1484, Iwan Groźny ogłosił się carem Wszechrusi i rozpoczął scalanie „ziem ruskich”, oczywiście niespecjalnie pytając, czy poszczególne „ziemie ruskie” sobie tego życzą (jak chociażby Nowogród Wielki, który był bogatą republiką kupiecką). Zdaniem Iwana Groźnego także ziemie leżące w granicach państwa litewskiego należały się Moskwie, a że Wielkie Księstwo Litewskie nie chciało swoich ziem oddać dobrowolnie, Iwan posłał wojska.
Do pierwszych walk z Litwą doszło, gdy tron wielkoksiążęcy w Wilnie piastował Aleksander. Ich wynik był niekorzystny dla Litwy, która utraciła szereg terytoriów. Z roku na rok sytuacja na froncie wschodnim ulegała dalszemu pogorszeniu. Litwa po kawałku traciła swoje ziemie. W 1514 r. utraciła kluczową twierdzę Smoleńsk (co Matejko uwiecznił na słynnym obrazie „Stańczyk”).
Nie potrzeba było strategicznego geniusza, aby zorientować się, że Moskwa nie zmieni swojej polityki i że coś takiego jak stosunki dobrosąsiedzkie zdają się być dla rosyjskich władców jedynie oznaką słabości. Dziesięć lat przed zawarciem Unii Lubelskiej doszło do wybuchu I wojny inflanckiej (1558 r.) między Polską i Litwą z jednej, a Moskwą z drugiej strony. Konflikt ten, podobnie jak i poprzednie, zakończył się stratą kolejnych terytoriów, w tym Połocka stanowiącego bramę prowadzącą ku Inflantom i Bałtykowi. Tak Litwini, jak i Polacy wiedzieli, że kolejna wojna z Moskwą jest jedynie kwestią czasu.
Opór litewskiej magnaterii
Przywódcy ruchu egzekucyjnego Mikołaj Sienicki i Rafał Leszczyński (przedstawiciele ruchu reformatorskiego polskiej średniej szlachty) nawoływali do wcielenia Wielkiego Księstwa Litewskiego do Korony Królestwa Polskiego (co zakładała jeszcze polsko-litewska unia w Krewie). Polscy posłowie nawoływali do takiego posunięcia już na sejmach w 1548 i 1550 r. Dużą przeszkodą w połączeniu Polski i Litwy była odrębność ustrojowa państw. Dlatego powołana została specjalna komisja, która zajęła się nowelizacją administracyjno-prawną. Prace toczyły się niestety bardzo powoli. Jednak wojna litewsko-rosyjska (1558 r.) obnażyła słabość państwa litewskiego, które zapewne bez polskiej pomocy zostałoby podbite przez Moskwę.
Dopiero duża pomoc Polski, która kosztem 2 milionów złotych wystawiła 300 rot wojska ramię w ramię z Litwinami odpierającego ataki moskiewskie, uratowała Wielkie Księstwo Litewskie przed większymi stratami. Postępowanie Polski, która nie odwróciła się do sojusznika plecami, zyskało dla idei stworzenia wspólnego państwa wielu zwolenników. Niespodziewanie jednak dla Polaków przeciwko takiemu pomysłowi opowiedziała się… litewska magnateria, której skóra dopiero co została uratowana dzięki polskim posiłkom (jak to mawiał Napoleon: „uważaj na człowieka, któremu wyrządzisz dobro”). Krótkowzroczna magnateria patrzyła przede wszystkim na swoje interesy. Na szczęście ogół szlachty litewskiej był za związkiem z Koroną.
Fortel króla Zygmunta Augusta
Na początku 1569 r. sejm litewski zdominowany przez magnatów nie godził się nawet na… unię personalną z Polską. W tym samy czasie w Lublinie rozpoczął obrady sejm koronny, w którym także uczestniczyli przeciwni unii litewscy możnowładcy. Najbardziej oporni (i pewni swego) magnaci opuścili Lublin na początku marca. Większość Litwinów, którzy pozostali na miejscu, była przychylnie nastawiona do pomysłu stworzenia wspólnego państwa, a opornych postanowiono złamać. Swoistym szachem dla Litwinów była inkorporacja przez Koronę kilku województw, które do tej pory były pod jurysdykcją Wielkiego Księstwa (wołyńskie, kijowskie i bracławskie). Co ciekawe, szlachcie ruskiej z tych województw zezwolono na zachowanie swoich praw, a ponadto otrzymywała ona takie same prawa jak szlachta polska. Nawet w urzędach językiem urzędowym także pozostał język ruski. Zastosowany przez Zygmunta Augusta fortel przyniósł szybki skutek. Magnateria litewska już ze zgoła innym nastawieniem wróciła do Lublina (nikt przecież nie gwarantował, że wkurzony Zygmunt August nie będzie forsował dalszej inkorporacji).
Rokowania wznowione zostały 7 czerwca, a już 28 czerwca uchwalono zawarcie nowej unii polsko-litewskiej. 1 lipca nastąpiła wymiana dokumentów i zaprzysiężenie podpisanego aktu. 4 lipca król wydał dyplom potwierdzający ten związek. Bardzo zaniepokojony poseł rosyjski (który oczywiście pełnił funkcje szpiega) jeszcze tego samego dnia doniósł carowi Iwanowi IV Groźnemu: „jedinienje ich w tom, czto im stojati oto wsiech okrain zaodin” (unia ta polega na tym, że wszystkie prowincje stanowić będą jedno). Niepokój rosyjskiego posła oznaczał jedno – była to dobra decyzja. Zarówno dla Polaków, jak i Litwinów.