Premier Węgier Wiktor Orban blokował udzielenie przez Unię Europejską wsparcia finansowego dla Ukrainy w celu wymuszenia na Brukseli odblokowania funduszy unijnych należnych Budapesztowi, które są wstrzymywane – podobnie jak były wstrzymywane dotacje dla Polski za czasów koalicji pisowskiej – pod wydumanymi pretekstami braku demokracji, praworządności itp. W rzeczywistości na krótko przed unijnym szczytem eurokraci odblokowali Węgrom ponad 10 mld euro, za co premier Orban nie sprzeciwił się unijnemu wsparciu dla Ukrainy. Nie sprzeciwił się, ale i go nie poparł. Po prostu w trakcie głosowania w Radzie Europejskiej zrobił unik i opuścił miejsce obrad.
Szantaż działa
Widać, że w przypadku Brukseli, jak i na przykład Moskwy, działa wyłącznie chamski szantaż i argumenty siły. Tak należy postępować w polityce, jeśli ma się na uwadze interes i rację stanu własnego kraju. Dlatego eurokratom nie podobała się władza PiS i Suwerennej Polski, która podczas drugiej kadencji zaczęła wierzgać i zaskarżać do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej m.in. pakiet mobilności, Fit for 55 i przywóz do Polski niemieckich śmieci. Takich polityków Niemcy nie potrzebują w Warszawie. Potrzebują takich, jak premier Donald Tusk, który podpisze bez zajęknięcia każdy cyrograf, tak jak wcześniej podpisywał zresztą premier Mateusz Morawiecki. Ale ten drugi przynajmniej nie prosił wcześniej na kolanach, by mógł to zrobić.
A to już się dzieje na naszych oczach. Premier Tusk nie zawetował nowelizacji unijnego budżetu, co oznacza dla Polaków zwiększenie składki członkowskiej na eurokrację i trzy nowe unijne podatki. Co jeden nowy minister wyrywa się przed szereg, żeby dogodzić eurokratom i ich chorej marksistowskiej ideologii, a to w kwestiach liberalizacji ustawy wiatrakowej, a to odnośnie aborcji, a to LGBT, a to edukacji dzieci. A nowy minister sprawiedliwości Adam Bodnar – którego pamiętamy z antypolskich wypowiedzi, kiedy pełnił funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich – w pierwszej swojej decyzji zwrócił się z prośbą do premiera Tuska, by ten jak najszybciej przypiął Polskę do Prokuratury Europejskiej, co może mieć daleko idące bardzo negatywne skutki. Czy postępowa prokuratura z Luksemburga będzie ścigała Polaków za przestępstwa mowy nienawiści i zbrodnie palenia w kominkach? Co więcej, nadgorliwy minister Bodnar zalecił sędziom, aby przy sporządzaniu orzeczeń uwzględniali unijne prawo i wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Mimo że orzecznictwo TSUE nie jest źródłem prawa w Polsce.
Mało kto jeszcze pamięta medialny szał i wielkie billboardy stawiane na polskich ulicach, które informowały, jak to rząd premiera Mateusza Morawieckiego wynegocjował dla Polski 770 mld zł z Unii Europejskiej. Działo się to w czerwcu 2021 r. Ale im dłużej Bruksela nie wypłacała Polsce pieniędzy dotacyjnych i na Krajowy Plan Odbudowy, coraz mniej o nich rząd mówił, by pod koniec kadencji w ogóle nie zająknąć się w tym temacie. A wcześniej temat był tak grzany, że większość Polaków do tej pory nie zdaje sobie sprawy z tego, że pieniądze na KPO to w większości kredyty, a nie bezzwrotne dotacje. I tak samo będzie, jak te pieniądze otrzyma rząd Tuska. Też pewnie zapomni powiedzieć Polakom, że są to głównie kredyty.
Przez ponad dwa lata z obecnej perspektywy finansowej na lata 2021–2027 Polska nie otrzymała złamanego euro, a w tym czasie musiała oczywiście płacić unijne składki. I co więcej: spłacać odsetki od kredytów, które zostały zablokowane (tak właśnie wspaniale premier Morawiecki potrafił „wywalczyć” te setki miliardów). Teraz, po zmianie rządu, Komisja Europejska wstępnie odblokowała dla Polski 5 mld euro. Zdecydowana większość Polaków, na czele z przedsiębiorstwami, a także premierem Donaldem Tuskiem i politykami Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy, jak dzieci w piaskownicy cieszy się i uważa, że to dobrze, iż Polska otrzyma w końcu te należące się nam pieniądze. – Odblokowanie pieniędzy z KPO to doskonały zwiastun pozytywnych zmian – stwierdził Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan. Jednak jest zupełnie inaczej. To bardzo źle, że Polska dostanie te fundusze. Dlaczego? Już nawet nie chodzi o to, że zostaną wydane na wiatraki Siemensa, żeby podtrzymać tę niemiecką firmę przy życiu.
Wolniejszy wzrost dobrobytu
Otóż pomijając nawet absurdalne żądania Brukseli w kwestiach tzw. kamieni milowych, które uderzą nas po kieszeniach i odbiorą nam sporo wolności, więcej dotacji z Unii Europejskiej oznacza większe wydatki publiczne, większe zadłużenie publiczne, większe marnotrawstwo pieniędzy Polaków, większą władzę polityków i urzędników, większy interwencjonizm państwowy, większą korupcję, większe zakłócenia na rynku i nieuczciwą konkurencję pomiędzy podmiotami gospodarczymi. To wszystko z kolei spowoduje mniejszą efektywność gospodarki, a przez to wolniejszy wzrost dobrobytu i bogactwa.
Na dodatek okazuje się, że Unia Europejska ma problemy finansowe. Oficjalnie nie z powodu budowanego konsekwentnie socjalizmu, ale koronawirusowej pandemii, kryzysu imigracyjnego i wojny na Ukrainie. I Bruksela została zmuszona do wspomnianej nowelizacji swojego budżetu. A to nic innego jak wyższe obciążenia mieszkańców bloku. Zresztą Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, idzie na całego. Po sławetnych esemesowych „negocjacjach” z amerykańską firmą Pfizer w sprawie zakupów preparatów na COVID-19 o wartości 35 mld euro, na początku grudnia br. na portalu X bez krępacji napisała wprost: „Jeśli chodzi o finansowanie działań związanych ze zmianą klimatu, musimy przejść od miliardów do bilionów. (…) Aby to osiągnąć, potrzebujemy nowych źródeł przychodów”.
Innymi słowy, oznacza to, że przewodnicząca von der Leyen chce, by zdecydowana większość społeczeństw krajów członkowskich Unii Europejskiej gwałtownie zubożała. Oczywiście poza tymi, którzy będą beneficjentami tych gigantycznych funduszy (m.in. niektórzy przedsiębiorcy, którzy w ten sposób zyskają nieuprawnioną przewagę nad konkurencją) odebranych pod przymusem ludziom pod wygodnym pretekstem zmian klimatycznych. Tak samo jak na zwykłych dotacjach unijnych zyskują konkretni beneficjenci, oszuści i wyłudzacze (ostatnio funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Szczecinie zatrzymali grupę wyłudzającą w ramach projektów o wartości ponad 70 mln zł unijne fundusze od Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju), a traci gospodarka kraju jako całość. Premier Tusk – jako były liberał – powinien to wiedzieć. Może i wie, ale – w przeciwieństwie do premiera Wiktora Orbana – nie mamy co liczyć na to, że szef polskiego rządu postawi się Brukseli.
Tomasz Cukiernik
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie