fbpx
wtorek, 19 marca, 2024
Strona głównaHistoriaPolak, który ubarwił świat i ocalił króla

Polak, który ubarwił świat i ocalił króla

Był geniuszem samoukiem. Jego wynalazki inspirowały Marka Twaina. Zasłynął jako prekursor m.in. telewizji i fotografii barwnej, ale prawdziwą sławę przyniosła mu zaprojektowana przez niego kamizelka kuloodporna, która uratowała przed śmiercią hiszpańskiego króla Alfonsa XIII. Łącznie był autorem 50 wynalazków i aż kilkuset opatentowanych pomysłów technicznych.

Leonardo da Vinci z Galicji, jak często nazywano Jana Szczepanika, urodził się w 1872 r. w Rudnikach koło Mościsk na Podkarpaciu. Jego matka, córka rolników, samotnie wychowywała małego Janka do 3. roku jego życia. W 1875 r. wyszła za mąż i od tego czasu chłopcem opiekowało się wujostwo: Salomea i Wawrzyniec Gradowiczowie z Krosna.

Posada belfra

Janek, gdy skończył sześć lat, zaczął uczęszczać do pojezuickiej szkoły ludowej, w której nauki pobierali także: późniejszy generał Jan Romer oraz przyszły geograf Eugeniusz Romer. Po ukończeniu tej placówki – w 1885 r. – rozpoczął naukę w gimnazjum w Jaśle, a następnie w seminarium nauczycielskim w Krakowie. Miał szczęście do zdolnych kolegów. W gimnazjum przyjaźnił się z późniejszym słynnym bankowcem Stanisławem Szymańskim, sędzią Stanisławem Sieradzkim oraz księgarzem i wydawcą Kasprem Wojnarem, a w krakowskim seminarium z Kazimierzem Zimowskim, który po latach został słynnym autorem podręczników do historii. Tak naprawdę jednak to uczniowie gimnazjum i seminarium nauczycielskiego, do których uczęszczał Szczepanik, mieli jeszcze większe szczęście do wybitnych nauczycieli, którzy potrafili skutecznie zachęcać swoich podopiecznych do nauki.
Szczepanik, jeszcze w czasach seminarium nauczycielskiego, zarabiał na utrzymanie pracując jako nauczyciel wspomagający w szkole powszechnej w Bączalu Dolnym koło Jasła. Po zdaniu matury w 1892 r. został nauczycielem w podkrośnieńskich wsiach: w Potoku, Korczynie i Lubatówce. Potem przyjął posadę nauczyciela w podkrakowskiej Luboczy.

Wkrótce jednak stabilna posada wiejskiego belfra mu się znudziła. Postanowił przerwać karierę pedagogiczną i przenieść się do Krakowa, gdzie udało mu się zatrudnić w Magazynie aparatów fotograficznych, który mieścił się wtedy na rogu ulic Floriańskiej i Św. Tomasza. Właścicielem magazynu był Ludwik Kleinberg, który bacznie przyglądał się swojemu młodemu, energicznemu pracownikowi.
W tym czasie świat techniki pochłonął Szczepanika całkowicie. To właśnie w Krakowie poznał dokładnie technologię oraz konstrukcję ówczesnych aparatów fotograficznych. Szczególne zainteresowanie wzbudzało u niego połączenie fotografii oraz barwnego tkactwa, dlatego wkrótce –oprócz pracy w sklepie fotograficznym – podjął się dodatkowego zajęcia w sklepie Stowarzyszenia Tkaczy. Jego zainteresowania już w 1896 r. zaczęły przynosić pierwsze efekty. Szczepanik stworzył w tym czasie prototyp maszyny tkackiej wytwarzającej wzorzyste kilimy na podstawie fotografii. Talent Jana szybko dostrzegł jego pracodawca. Ludwik Kleinberg zaczął finansować prace badawcze Szczepanika.

Pomysł ze wspomnianą maszyną tkacką wydawał się prosty. Geniusz z Galicji wymyślił, jak przesyłać obraz z fotografii do maszyny tkackiej. Pozostała tylko jedna rzecz do wykonania – przekucie pomysłu w realne działanie. Niebawem i to mu się udało. Na swój wynalazek Szczepanik uzyskał patenty: austriacki, niemiecki, angielski, a potem także amerykański.

Gobelinowa rewolucja

Warto nadmienić, że barwne wzorzyste tkaniny wytwarzano już wtedy mechanicznie (dawniej była to ręczna praca tkacza) za pomocą tzw. krosien żakardowych, wynalezionych przez Josepha Marie Jacquarda. W krosnach tych proces tkania sterowany był mechanicznie przez program w postaci kart perforowanych. Karty te jednak musieli wytwarzać ręcznie ludzie i często dochodziło przy tym do pomyłek. Szczepanik opracował metodę automatycznego dziurkowania kart na podstawie fotografii zaprojektowanego wzoru tkaniny, a także zbudował elektryczny system odczytujący te karty i sterujący pracą maszyny tkackiej. Pomysły Szczepanika całkowicie zrewolucjonizował produkcję gobelinów. Praca, która wcześniej zajmowała wiele tygodni, była teraz wykonywana w kilkadziesiąt minut, a koszty produkcji spadły kilkunastokrotnie.

Wynalazek ten spotkał się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem. Wkrótce też dawny pracodawca Szczepanika, będąc pod wrażeniem jego wynalazku, założył w Wiedniu towarzystwo zajmujące się wdrażaniem wynalazków swojego dawnego pracownika. Niebawem towarzystwo pod nazwą „Societe des Inventions Jan Szczepanik et Cie” zajęło się uruchomieniem zakładu produkującego karty perforowane do unowocześnionych przez polskiego wynalazcę wyżej opisanych maszyn żakardowych. Oprócz Wiednia pracownie Szczepanika powstały także w Berlinie i Dreźnie.

Na efekt wynalazku Polaka nie trzeba było długo czekać. Wkrótce fabryki gobelinów wykorzystujące pomysł Szczepanika powstały w Brukseli, Wuppertalu, Roubaix, a także w… Krakowie.
Na szczęście Szczepanik miał też talent do marketingu i wiedział, kiedy trzeba wydać pieniądze na reklamę. W 1898 r. wykorzystał rocznicę okrągłego jubileuszu 50-lecia panowania cesarza Franciszka Józefa. Zaprojektował więc i wykonał (w czterech egzemplarzach!) gobelin przedstawiający postać cesarza, tkaninę zatytułował „Apoteoza” i ofiarował cesarzowi Austro-Węgier. Oczywiście gest ten doceniła prasa, co już było doskonałą reklamą wynalazku i co przełożyło się na duże pieniądze dla jego autora.

Szczepanik podarował także amerykańskiemu pisarzowi Markowi Twainowi gobelin przedstawiający jego portret. Nie trzeba dodawać, że artykuły Marka Twaina o „galicyjskim Leonardo da Vinci” i „polskim Edisonie” były co najmniej pochlebne, przysparzając wynalazcy sławy – także na kontynencie amerykańskim. Co więcej, Twain miał nawet zamiar (niespełniony) odkupić patent Polaka.

Prototyp telewizji

Po tym, jak opanował sztukę przekazywania obrazu między fotografią a maszyną tkacką, Szczepanik wpadł na pomysł przekazywania obrazów na odległość. Innymi słowy odkrył zasadę działania… telewizji. Po wielu próbach skonstruował „telektroskop, czyli aparat do reprodukowania obrazów na odległość za pomocą elektryczności”.
Wyjaśniając dokładniej, było to rewolucyjne urządzenie do przesyłania na odległość ruchomego obrazu kolorowego wraz z dźwiękiem, za pośrednictwem elektryczności. Pod koniec XIX wieku był to wynalazek wyprzedzający swoją epokę o dziesięciolecia. Uzyskał na niego patent brytyjski (nr 5031). Pierwszy publiczny przekaz obrazu na odległość miał miejsce w Wiedniu w 1896 r., a obiektem, którego obraz przekazywano, był tamtejszy kościół pod wezwaniem św. Karola Boromeusza. Oglądający transmisję kilka przecznic dalej dziennikarze byli pod ogromnym wrażeniem tego osiągnięcia, chociaż niektórzy wątpili, czy jest to rzeczywiście obraz przekazany na odległość. Wynalazek telektroskopu był obszernie i bardzo pochlebnie komentowany, m.in. w artykułach wspomnianego Marka Twaina, a 3 kwietnia 1898 r. znalazł się nawet na okładce czasopisma „New York Times”.

Szczepanik postanowił udoskonalić swoje dzieło i w 1900 r. na Wystawie Światowej w Paryżu przedstawił go w ulepszonej wersji o nazwie „telefot”. Twain w futurystycznym opowiadaniu „From the London Times 1904″, opublikowanym w listopadzie 1898 r., próbował przewidzieć, jak będzie wyglądał świat po przekroczeniu granicy XX stulecia. W jego wizji istotną rolę odgrywały wynalazki Szczepanika z teletroskopem – czyli prototypem telewizji – na czele. Jak się okaże w drugiej połowie XX wieku, przewidywania Twaina były bardziej niż trafne.

Dzięki wynalazkom i zdobytej fortunie o Szczepaniku zaczęły pisać gazety nie tylko w Cesarstwie Austro-Węgierskim. W 1900 r. prasa określała go mianem najsłynniejszego rekruta armii austro-węgierskiej (po rezygnacji z zawodu nauczyciela został zobowiązany do odbycia trzyletniej służby wojskowej). Szczepanik starał się, jak mógł, uniknąć służby w wojsku, co mu się jednak (ku uciesze dziennikarzy) nie udało. W październiku 1900 r. musiał wstąpić do 45 pułku piechoty w Sanoku, po czym do 1902 r. służył w twierdzy Przemyśl.

Ciastka szczepaniki

Polskie przysłowie mówi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I tak było w przypadku służby wojskowej Szczepanika. Po pierwsze, podczas jej odbywania polski wynalazca poznał swoją przyszłą żonę Wandę Dzikowską, córkę lekarza. Ich ślub, który odbył się w 1902 r. w Tarnowie, był olbrzymią sensacją.
– Podobno wszystkie urzędy były nieczynne, wszystkie sklepy były zamknięte. Ci, którzy przyjechali tego dnia z jakimiś interesami z prowincji do Tarnowa i chcieli załatwić coś w urzędach, nie mogli się nigdzie dostać, bo wszyscy urzędnicy byli na ślubie Szczepanika – wspominała w audycji Polskiego Radia, nadanej w 1975 r., jego córka Maria Szczepanik-Zboińska.
O wielkiej popularności polskiego wynalazcy świadczył też fakt, że w tarnowskich cukierniach sprzedawano wtedy ciastka… szczepaniki, tak jak do dziś sprzedaje się napoleonki.

Służba w wojsku zainspirowała Szczepanika do prac nad kamizelką kuloodporną, dzięki której wkrótce będzie o nim głośno na całym świecie. W 1902 r. zaledwie 16-letni król Hiszpanii Alfons XIII padł ofiarą napaści zorganizowanej przez anarchistów. Życie monarchy uratowała kamizelka kuloodporna Szczepanika. Alfons XIII, wdzięczny za ocalenie, udekorował Polaka Orderem Izabeli Katolickiej – najwyższym hiszpańskim odznaczeniem państwowym. Wkrótce propozycję otrzymania wysokiego odznaczenia Szczepanik otrzymał też od cara Rosji Mikołaja II, jednak w przypadku władcy Rosji polski wynalazca zdecydowanie odmówił przyjęcia zaszczytów. Utrzymywał, że czyni to z pobudek patriotycznych. Zamiast orderu otrzymał więc od Mikołaja złoty zegarek wysadzany brylantami.

Trzeba nadmienić, że obok Szczepanika wynalazcą kamizelki kuloodpornej był też inny Polak, Kazimierz Żegleń. On nad swoim dziełem pracował w USA i dzisiaj w fachowych opracowaniach można przeczytać o „polskich wynalazcach kamizelki kuloodpornej”. Co więcej, Szczepanik i Żegleń początkowo nawet połączyli siły w pracy nad udoskonaleniem kamizelki. Co ciekawe, wynalazek Szczepanika/Żeglenia, przez jakiś zapomniany, do życia przywrócili… amerykańscy gangsterzy w latach 20. ubiegłego wieku.

Twain prawdę ci powie

Jan Szczepanik to jeden z najbardziej znanych wynalazców na świecie na początku XX wieku. Wraz z rodziną mieszkał i pracował w Tarnowie, gdzie doczekał niepodległości Polski. Do końca życia (zmarł w 1926 r.) pochłaniała go praca twórcza. Stworzył m.in. system filmu barwnego, który charakteryzował się bardzo dobrym odwzorowaniem kolorów, a także barwny film małoobrazkowy. Do wynalazków Szczepanika możemy zaliczyć także silnik elektryczno-chemiczny, kopiarkę rzeźb i fotometr (służący do mierzenia jasności).

fot. commons.wikimedia.org

Galicyjski geniusz miał tysiące pomysłów, pracował m.in. nad łodzią podwodną, samolotem z ruchomymi skrzydłami, śmigłowcem z podwójnym układem wirnika, czy – jeszcze przed Ferdynandem von Zeppelinem – nad sterowcem. Zaprojektował także karabin elektryczny, który w ciągu minuty mógł oddać kilkanaście strzałów. Pod koniec życia pracował też nad odtwarzaniem dźwięku w filmie.
Na lekcjach historii, w jednym rzędzie obok Edisona czy Grahama Bella, śmiało i bez żadnych kompleksów należałoby wymieniać Jana Szczepanika. Polak, bez dwóch zdań, sobie na to zasłużył. A kto nie wierzy, niech zajrzy do opowiadania Marka Twaina…

Jarosław Mańka
Jarosław Mańka
Dziennikarz, reżyser, scenarzysta i producent, autor kilkunastu filmów dokumentalnych i reportaży (kilka z nich nagrodzonych). Absolwent historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pasjonat podróży i tajemnic historii. Propagator patriotyzmu gospodarczego. Współpracownik magazynu „Nasza Historia”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Jak Bismarck wydusił reparacje od Francji

Sprawa niemieckich reparacji należnych Polsce za zniszczenia podczas II wojny światowej wraca jak bumerang – ostatnio za sprawą wypowiedzi Donalda Tuska. Niemcy (i Donald Tusk) uważają sprawę za zamkniętą. Tymczasem warto przypomnieć, jak Niemcy wymogli reparacje za wojnę z Francją 1870-71 r.
5 MIN CZYTANIA

Największy filantrop w powojennej Polsce

Zarządzał jedną z największych prywatnych fortun w powojennej Europie. Był filantropem, mecenasem sztuki i wielkim patriotą. Finansował wiele polskich przedsięwzięć, ale przede wszystkim instytucje kultury. Czasem jednak odmawiał pomocy: na prośbę o wsparcie polskich sportowców na igrzyska w Moskwie odpowiedział, że „chwilowo nie posiada rubli”.
11 MIN CZYTANIA

„Warszyc. Inny wróg, cel ten sam”

Stworzył silną, liczącą kilka tysięcy żołnierzy organizację antykomunistyczną o nazwie Konspiracyjne Wojsko Polskie. Stanisław Sojczyński „Warszyc” walczył do końca, bo – jak mówił: zmienił się tylko wróg, a cel pozostaje ten sam – niepodległość.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Jak Bismarck wydusił reparacje od Francji

Sprawa niemieckich reparacji należnych Polsce za zniszczenia podczas II wojny światowej wraca jak bumerang – ostatnio za sprawą wypowiedzi Donalda Tuska. Niemcy (i Donald Tusk) uważają sprawę za zamkniętą. Tymczasem warto przypomnieć, jak Niemcy wymogli reparacje za wojnę z Francją 1870-71 r.
5 MIN CZYTANIA

Największy filantrop w powojennej Polsce

Zarządzał jedną z największych prywatnych fortun w powojennej Europie. Był filantropem, mecenasem sztuki i wielkim patriotą. Finansował wiele polskich przedsięwzięć, ale przede wszystkim instytucje kultury. Czasem jednak odmawiał pomocy: na prośbę o wsparcie polskich sportowców na igrzyska w Moskwie odpowiedział, że „chwilowo nie posiada rubli”.
11 MIN CZYTANIA

„Warszyc. Inny wróg, cel ten sam”

Stworzył silną, liczącą kilka tysięcy żołnierzy organizację antykomunistyczną o nazwie Konspiracyjne Wojsko Polskie. Stanisław Sojczyński „Warszyc” walczył do końca, bo – jak mówił: zmienił się tylko wróg, a cel pozostaje ten sam – niepodległość.
4 MIN CZYTANIA