Rząd Niderlandów z rzekomo centroprawicowej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji chce narzucić nowe cele klimatyczne dotyczące redukcji produkcji azotu do 2030 r. Holandia mianowała nawet nowego ministra ds. przyrody i azotu. Minister Christianne van der Wal powiedziała, że niektórzy rolnicy będą musieli zrezygnować ze swoich gospodarstw. Cel ma być zgodny z przepisami Unii Europejskiej dotyczącymi ograniczania zanieczyszczenia azotem.
Konkretnie – w reakcji na regulacje Unii Europejskiej holenderscy politycy zdecydowali o zamknięciu dziesiątek farm, aby o 30-70 proc. ograniczyć azot.
Jak się można spodziewać, holenderscy rolnicy nie są z tego zadowoleni. W zeszłym tygodniu około 40 tys. farmerów z tego kraju wzięło udział w masowym proteście. Rolnicy ruszyli na autostrady, gdzie poustawiali blokady. Spryskali również obornikiem budynek ratusza w miejscowości Lochem.
Niderlandy nie są w stanie zrealizować zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia dotyczących redukcji emisji zanieczyszczeń do powietrza do 2030 r. Zdaniem ekspertów Narodowego Instytutu Zdrowia cytowanych przez dziennik „De Volkskrant”, aby osiągnąć cele wyznaczone przez WHO, konieczne byłoby m.in. zmniejszenie w kraju emisji przemysłowych o połowę i redukcja liczby hodowanych zwierząt o jedną trzecią.
Wojna na Ukrainie spowodowała, że świat stoi w obliczu kryzysu żywnościowego, a urzędnicy z WHO, władze Unii Europejskiej i rząd w Niderlandach – nie zwracając na to uwagi – chcą zamykać gospodarstwa rolne w imię zmian klimatycznych. Pytanie zasadnicze brzmi: czy chodzi o klimat, czy jednak głównym celem tych działań jest zagłodzenie ludzi?