Wielu znajomych i internautów poparło mój punkt widzenia, przypominając na przykład moje książki „Dziesięć lat w Unii” i „Socjalizm według Unii”. Otrzymałem wiele wyrazów poparcia telefonicznie, mailowo i poprzez Facebooka. Niektórzy odeszli już od tego odrętwienia, do którego wpędzała ich propaganda, że jedyną alternatywą dla Unii Europejskiej jest złowrogi Putin i wywózka na białe niedźwiedzie.
„Doskonałe podsumowanie. Byłam euroentuzjastą, ale od dawna nie jestem. Racjonalnie tego się nie da obronić” – napisała internetowa znajoma. Z kolei Agnieszka Kołek z MCC Brussels wysłała mi maila o treści: „Gratuluję ostatniego artykułu i okładki „Do Rzeczy” na temat polexitu. Bardzo ważne jest, by polskie społeczeństwo miało dogłębną wiedzę na temat minusów, a nie tylko plusów bycia członkiem UE”.
Bezpardonowy hejt
Zostałem natomiast brutalnie zaatakowany nie tylko przez „dziennikarzy” głównego, lewicowego ścieku (Onet, oko.press, „Newsweek”, „Gazeta Wyborcza”, wprost.pl czy TVN24), ale i przez polityków tzw. totalnej opozycji oraz zwykłych internautów, którzy – jak przypuszczam – sympatyzują z tymi ostatnimi. Dostałem wiele chamskich maili i komentarzy na Facebooku. Jestem pewny, że zdecydowanie większa część tych prymitywnych hejterów w ogóle nie przeczytała mojego artykułu, a atak na mnie był efektem ich odniesienia się do tytułu, którego nie są w stanie zaakceptować, czyli „Tak! Należy wyjść z Unii Europejskiej”, który pojawił się wielkimi literami na okładce „Do Rzeczy”.
Z tych komentarzy dowiedziałem się, że jestem „błaznem” czy „pożytecznym idiotą PIS i ruskich”. Życzono mi wyjazdu z Polski: „można też jechać na Białoruś lub do republik radzieckich”. Ponadto dostałem wiadomość: „jak się nie podoba w Unii, to won do putina. WARA od Polski w Unii Europejskiej i Normalnych Ludzi”. Ktoś napisał, że bez UE by nie było dofinansowań do „przeczkoli” oraz że „Te wszystkie pieniadze kture dają to nie są ich pieniądze tylko podatnikow kturzy padną jak wyjdziemy z UE” (nie wiem, o co w tym chodzi). To jest właśnie ten wysoki poziom intelektualny i kultury krytykujących, którzy też nagle przeszli ze mną na „ty”.
Większość Polaków nie chce polexitu, bo od ponad 20 lat mamieni są prounijną, jednostronną propagandą. Zdecydowana większość mediów i politycy mainstreamowi są za członkostwem, mimo oczywistych wad takiego rozwiązania. W tej kwestii Polacy żyją w bańce informacyjnej. Są okłamywani, oszukiwani i zaczadzeni. Nie rozumieją rzeczywistości. Zresztą z tych wszystkich negatywnych komentarzy na temat mojego artykułu ani jedna osoba nie odniosła się merytorycznie do mojej szczegółowo rozbudowanej argumentacji. Merytoryki nie było niemal wcale, a tylko wyzwiska i aroganckie hasła, niemające nic wspólnego z tym, co napisałem.
Siejący dezinformację portal oko.press
Niejaka Dominika Sitnicka już w leadzie swojego paszkwilu w lewackim portalu oko.press stwierdziła, że „przez lata publikowałem w mediach szerzących teorie spiskowe i antyzachodnią propagandę”, a tym razem „esej właściwie w całości składa się z tego rodzaju niepopartych niczym tez i opinii”. Z tego wynika, że autorka nie ma m.in. pojęcia, na czym polega unijna polityka klimatyczno-energetyczna, na którą się powołuje, i jeszcze próbuje się wymądrzać. Zarzuca mi, że nic nie policzyłem i nie napisałem o konsekwencjach związanych z polexitem. Problem polega na tym, że to był artykuł całkiem o czym innym, a o kosztach i bilansach polskiego członkostwa w UE pisałem wielokrotnie na różnych łamach. Jak widać, Sitnicka do tych tekstów nie dotarła i woli pisać głupoty. To całkowicie nierzetelna „dziennikarka” (bardziej do niej pasuje chyba słowo „propagandystka”), która nie potrafi sprawdzić prostej nawet dla słabo rozgarniętych pismaków rzeczy, kto wydał książką i woli siać dezinformację. Otóż stwierdza, że biografie Janusza Korwin-Mikkego i Stanisława Michalkiewicza opublikowałem nakładem wydawnictwa Wektory, podczas gdy w rzeczywistości wydawcą obu książek jest moje wydawnictwo B&T Press. Właściwie główny zarzut Sitnickiej polega na tym, że brzydko piszę na temat Unii Europejskiej. To nieładnie tak pisać. Przecież Unia jest cacy. Natomiast kiedy zaczepiłem ją na Facebooku (no któż by się spodziewał, że można tam zobaczyć obrazki z Czarnych Piątków i wsparcia dla Parady Równości?), że napisała o mnie sporo bzdur i nieprawd, a jej rzetelność dziennikarska nie istnieje, to nie raczyła odpisać.
Najśmieszniejsze jest to, że dziennikarze, politycy totalnej opozycji i komentujący łączą mnie z partią rządzącą. Gdyby na bieżąco czytali inne moje teksty, to by wiedzieli, że większej głupoty nie można napisać. W ten sposób sami się skompromitowali. Nie mam nic wspólnego z PiS, nie jest członkiem, nie popieram i nigdy nie popierałem tej partii. Wielokrotnie pisałem też, że to szkoda, iż PiS niestety nie jest takie, jak twierdzi opozycja i nie chce wyprowadzić Polski z Unii Europejskiej. Bo to oczywiście bzdura, co twierdzi totalna opozycja, że PiS prowadzi Polskę do polexitu. Władze tej partii na bieżąco grzecznie wdrażają coraz bardziej absurdalne i szkodliwe unijne regulacje do polskiego systemu prawnego i podpisują wszystkie cyrografy, które podrzucą im eurokraci, jak zadłużeniowy tzw. Fundusz Odbudowy, absurdalne kamienie milowe czy skrajnie szkodliwy Fit for 55. Prawdę niestety powiedział poseł Radosław Fogiel, szef sejmowej komisji spraw zagranicznych z PiS, że kurs jego partii „jest od zawsze na UE”.
To nie postęp tylko zamordyzm
Jedyny quasi-merytoryczny wpis odnosił się do leadu mojego artykułu, w którym napisałem, że sam eurozakaz samochodów spalinowych jest tak wielkim pogwałceniem wolności i wolnego wyboru, że samodzielnie mógłby stanowić wystarczający powód polexitu. Internauta napisał: „Jest planowany zakaz produkcji od określonego roku, co jeszcze może zostać przesunięte, jeśli elektryki czy wodorowce nie będą spełniać wymagań. A że nie będzie można starym dieslem wjechać do centrów dużych miast? No cóż, a koniem można tam wjechać? Człowieku, świat idzie do przodu, już nie musisz być takim betonem na całego. Daj szanse elektrykom czy wodorowcom, pożyjemy zobaczymy. Czyste środowisko dla naszych dzieci i wnuków, nad tym należy myśleć”.
Ten człowiek nie rozumie, że zmuszanie ludzi do rezygnacji z jednego rodzaju samochodów na rzecz innego to nie postęp, nawet nie zwykłe ograniczenie wolności wyboru, ale arogancki zamordyzm opierający się na przymusie. Co więcej, internaucie podoba się taki totalitaryzm, w którym to władza decyduje, co jest postępowe, a co nie, co jest dla niego dobre, a co nie i nawet to, że ta władza – zgodnie z mądrością etapu – może w każdej chwili zmienić własne zdanie! Oczywiście nie tylko na korzyść, ale i na niekorzyść ludzi. Czyżby ten internauta tego nie rozumiał? Może jest na tyle młody, że nie pamięta, jak było za komuny?
Z wychwalaną pod niebiosa przez totalną opozycję demokracją nie ma to jednak nic wspólnego. Zobaczymy zresztą, czy tak większość społeczeństwa będzie się cieszyła z członkostwa w Unii, jak z powodu unijnych podatków od aut szczególnie na starsze modele, a potem zakazu samochodów spalinowych będą musieli się przemieszczać tramwajami.
Tomasz Cukiernik
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie