Producenci żywności mogą zmieniać składniki produktów poza wiedzą konsumentów – wynika z artykułu opublikowanego przez portalspozywczy.pl, który przytacza ekspercką wypowiedź Andrzeja Gantnera, wiceprezesa i dyrektora generalnego Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Jak to jest możliwe?
Jak wiadomo rynek szybko się zmienia. Zwłaszcza w czasach niepokoju i kryzysów. Czasem zachodzi konieczność szybkiej zmiany receptury danego produktu. Brakuje jakiegoś składnika – bierze się substytut. Im tańszy, tym zresztą lepszy. Nikt nie zaprzeczy, że priorytetem jest zachowanie ciągłości działania firmy. Produkcji w firmie oraz klienta nie obchodzi, że czegoś brakuje. Nie masz składnika, bo na przykład Ukraina nie przysyła już oleju słonecznikowego – wypadasz z produktem z rynku. Chyba że olej ukraiński szybko zastąpisz naszym, rzepakowym. Jednak to już nie jest to, co było wcześniej. Wypadałoby choćby zasygnalizować klientom, że kupują coś innego. Optymalnie – nowym opakowaniem. Nie dasz jednak rady zmienić opakowania, żeby pokazać inny produkt pod starą nazwą – twój problem, producencie. Problem, bo na niektóre z opakowań czeka się czasem już nie tygodniami, ale miesiącami.
– Problem polega na tym, że każdy zapakowany produkt żywnościowy ma swój skład i jeżeli skład ten nie zgadza się z tym, co jest w środku, to teoretycznie, zgodnie z prawem żywnościowym, występuje podejrzenie o zafałszowanie – tłumaczy Andrzej Gantner.
Informować, ale jak?
Okazuje się, że Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, we współpracy z Państwową Inspekcją Sanitarną ustaliły, że „istnieje możliwość warunkowego stosowania przez przedsiębiorców branży spożywczej tymczasowych sposobów informowania konsumenta w zakresie zaistniałych zmian składu produktów”. Szkopuł w tym, że producenci nie informują o zmianie. Czasem także dlatego, że po prostu nie wiedzą, jak to zrobić. Podobno sposób na to wymyśliła Unia Europejska, a i nasze inspekcje handlowe godzą się „na elastyczne podejście do znakowania produktów w wyjątkowych sytuacjach”. Jaki to sposób i na czym polegać może to „elastyczne podejście”? Przy dacie przydatności do spożycia producent może nadrukować tylko jakąś jedną literkę…
Czy widział ktoś takie literki? Wie, co oznaczają? Tego mielibyśmy się dowiedzieć ze specjalnego komunikatu powieszonego gdzieś w sklepie. I wtedy będzie już wszystko ok. Ze spokojem zajadamy więc sałatkę z podbarwionymi larwami w składzie – zamiast tej dawnej, ulubionej. Smacznego!