fbpx
środa, 8 maja, 2024
Strona głównaFelietonWiatraki nigdy nie zastąpią węgla

Wiatraki nigdy nie zastąpią węgla

Nawet gdyby farm wiatrowych i fotowoltaicznych było sto razy więcej, niż jest (co z powodu ograniczonej powierzchni kraju nie jest możliwe), to nadal potrzebne byłyby elektrownie konwencjonalne, które są w stanie wygenerować 100 proc. zapotrzebowania na energię. W przeciwnym razie braki energii byłyby na porządku dziennym.

Moje przewidywania spełniły się szybciej, niż myślałem. Kiedy komentowałem wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych, w felietonie z 24 października stwierdziłem, że rząd postępowej koalicji będzie forsował skrajnie niekorzystną dla Polski unijną politykę klimatyczną oraz że rząd kierowany przez KO i wspierany przez prounijunego Szymona Hołownię oraz ideologicznie prounijną Lewicę zacznie stręczyć eurokomunę bez opamiętania i na całego. Rząd postępowej koalicji nawet jeszcze nie powstał, a już w Sejmie – jako projekt posłów Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi – w formie typowej wrzutki do zmian ustawy o cenach energii pojawiły się regulacje liberalizujące budowę farm wiatrowych i wiatraków w Polsce (m.in. zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od zabudowań do 300 m i wywłaszczenia z ziemi pod wiatraki). Miałoby to przyspieszyć budowę kolejnych farm wiatrowych, co – słusznie – było w pewnym sensie blokowane podczas rządów PiS.

Pojawiła się nie tylko fala medialnej krytyki, ale i zarzuty korupcyjne w stosunku do projektodawców. Twierdzono, że projekt ustawy miał być pisany pod dyktando lobbystów na rzecz Niemiec. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa płatnej protekcji w związku z przygotowaniem tego projektu. W takiej niejasnej sytuacji autopoprawkę – wykreślającą z pierwotnego projektu ustawy o cenach energii przepisy dotyczące elektrowni wiatrowych – złożył klub Koalicji Obywatelskiej. Niestety marszałek Hołownia już postraszył Polaków, że tematem uwolnienia energii z wiatru Sejm zajmie się jak najszybciej być może w trybie projektu rządowego.

Dlaczego to takie ważne?

Niedawno przeprowadzałem wywiad z prof. dr hab. inż. Władysławem Mielczarskim, ekspertem z dziedziny energetyki, emerytowanym naukowcem z Politechniki Łódzkiej. Zwrócił uwagę na coś bardzo istotnego – że ani wiatraki, ani fotowoltaika z powodów technicznych NIE MOGĄ zastąpić energii produkowanej z paliw kopalnych. Przyczyną jest istota ich działania i tego nie da się w żaden sposób przeskoczyć. Podczas naszej rozmowy profesor Mielczarski wskazał stronę pse.pl, gdzie pokazywane jest BIEŻĄCE zapotrzebowanie na energię elektryczną w Polsce, jej generacja z różnych źródeł oraz eksport i import.

Otóż przez krótki czas – gdy świeci słońce i wieje wiatr – odnawialne źródła energii w Polsce są w stanie wygenerować nawet i 70 proc. bieżącego zapotrzebowania na energię. Ale co z tego, skoro przez niemal cały pozostały czas produkują tej energii znikomą ilość. W rezultacie gdyby spojrzeć na statystyki z przywołanej strony, to okazuje się, że przez większość czasu energię elektryczną produkują głównie elektrownie cieplne, czyli węglowe i gazowe. I to w ponad 95 proc. Przykładowo 7 grudnia br. o godzinie 14.45 elektrownie cieplne produkowały dokładnie 95,5 proc. całej wygenerowanej w Polsce energii, farmy wiatrowe i fotowoltaiczne łącznie – 2,9 proc., a 1,6 proc. – hydroelektrownie.

Już teraz stabilnej energii z paliw kopalnych w Polsce jest za mało w stosunku do zapotrzebowania. O tym świadczy fakt, że kiedy nie wieje wiatr i nie świeci słońce, konieczny jest import energii ze wszystkich kierunków. Na przykład 7 grudnia br. o godzinie 14.45 energia generowana przez wszystkie polskie elektrownie była w stanie wypełnić zapotrzebowanie w zaledwie nieco ponad 90 proc. Aż 9,4 proc. zapotrzebowania na energię musiał uzupełnić import przez PSE z krajów sąsiednich. A przecież na imporcie nie można opierać bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Bieżąca generacja

W przeciwieństwie do elektrowni węglowych czy gazowych (oraz atomowych) odnawialnych źródeł energii nie da się kontrolować – włączać i wyłączać produkcji energii, kiedy jest potrzeba i na takim poziomie, jaka jest potrzeba. Odnawialne źródła energii generują energię nie wtedy, kiedy jest zapotrzebowanie, ale wtedy, kiedy same chcą, czyli jak świeci słońce albo wieje wiatr. I to się nigdy nie zmieni, bo – w przeciwieństwie do tego, co bredzą eurokraci – magazyny energii to mrzonki. Gdybyśmy mieli wyłącznie energię produkowaną z wiatraków i fotowoltaiki, to przez zdecydowaną większość czasu w gniazdku zwyczajnie by nie było prądu.

Wiatraki i fotowoltaika nie zastąpią węgla czy gazu nie dlatego, że lubimy emitować CO2, tylko z przyczyn technologicznych. OZE nie są stabilne. Bo nie chodzi o to, ile potencjalnie można wyprodukować energii elektrycznej z zainstalowanych mocy. Chodzi o to, czy W KAŻDEJ CHWILI można wyprodukować tyle energii, ile W DANYM MOMENCIE wynosi zapotrzebowanie. Niezależnie od tego, czy przyroda na to pozwala, czy nie. Nieważne, ile energii farma wiatrowa czy fotowoltaiczna wyprodukuje przez cały rok. Znaczenie ma to, że ona nie jest stabilna, czyli nie jest w stanie produkować energii wtedy, kiedy jest zapotrzebowanie na nią. BIEŻĄCA, a nie dzienna, tygodniowa czy roczna generacja energii musi być równa BIEŻĄCEMU zapotrzebowaniu, a nie dziennemu, tygodniowemu czy rocznemu.

Nawet gdyby zainstalowana moc farm wiatrowych dziesięciokrotnie przewyższała zapotrzebowanie na energię elektryczną w Polsce, to nadal konieczne byłyby elektrownie węglowe, gazowe lub atomowe. W przeciwnym wypadku po prostu mielibyśmy regularne blackouty. Właściwie więcej czasu prądu w gniazdkach by nie było, niż by był. Magazyny energii jak na razie to mrzonki. Nie ma takich technologii i najprawdopodobniej nigdy nie będzie. Fizycy o tym doskonale wiedzą. A to dlatego, że – jak przypomina prof. Mielczarski – już Albert Einstein powtarzał, że energia elektryczna jest ruchem elektronów, a ruchu nie można zmagazynować.

Sto procent zapotrzebowania

Konwencjonalnej energetyki nie ma być tyle, ile wynosi różnica pomiędzy zapotrzebowaniem na energię i zainstalowanymi mocami OZE, tylko energetyka konwencjonalna musi zawsze być w stanie pokryć sto procent zapotrzebowania. Gdyby odnawialnych źródeł energii było zero, to energetyki węglowej i gazowej wcale nie musiałoby być więcej niż obecnie. Wystarczyłoby tyle, ile jest. Z drugiej strony nawet gdyby wiatraki i fotowoltaika były w stanie potencjalnie wyprodukować tysiąc procent zapotrzebowania na energię w Polsce, to nadal moc zainstalowana energetyki węglowej czy też węglowo-gazowej albo atomowej powinna wynosić sto procent zapotrzebowania. Inaczej regularnie będzie dochodziło do blackoutów. Import energii może pomóc tylko w minimalnym zakresie.

Na dodatek gdyby nie było odnawialnych źródeł energii, te pracujące elektrownie węglowe mniej by się zużywały i emitowałyby mniej CO2. Bo większe ich zużycie i większa emisja dwutlenku węgla wynika z tego, iż istnienie OZE w systemie elektroenergetycznym powoduje, że elektrownie węglowe cały czas muszą się dostosowywać do sytuacji. Funkcjonują na zasadzie samochodu, który zamiast na autostradzie jechać stabilnie z optymalną ekonomiczną prędkością 90 km/h, ciągle przyspiesza do 150 km/h, gwałtownie hamuje do 20 km/h, potem znowu przyspiesza i znowu hamuje. I tak cały czas.

I w takiej sytuacji Unia Europejska swoją polityką energetyczno-klimatyczną zmusza nas do budowy kolejnych farm wiatrowych i fotowoltaicznych, a Niemcy – wrzutkami ustawowymi – wciskają swoją technologię. Jeśli ktoś twierdzi, że ustawa wiatrakowa to dla naszego dobra i bezpieczeństwa energetycznego, to kłamie w żywe oczy. Nacisk na budowę energetyki ze źródeł odnawialnych to tylko i wyłącznie bezczelny i chamski lobbing grup interesu. Gdzie są produkowane wiatraki? Przede wszystkim w Niemczech i w Danii.

A my tymczasem Gigantyczne kwoty marnujemy na CO2!

Tomasz Cukiernik

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik
Z wykształcenia prawnik i ekonomista, z wykonywanego zawodu – publicysta i wydawca, a z zamiłowania – podróżnik. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz studia podyplomowe w Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Jest autorem książek: Prawicowa koncepcja państwa – doktryna i praktyka (2004) – II wydanie pt. Wolnorynkowa koncepcja państwa (2020), Dziesięć lat w Unii. Bilans członkostwa (2005), Socjalizm według Unii (2017), Witajcie w cyrku (2019), Na antypodach wolności (2020), Michalkiewicz. Biografia (2021) oraz współautorem biografii Korwin. Ojciec polskich wolnościowców (2023) i 15 tomów podróżniczej serii Przez Świat. Aktualnie na stałe współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Forum Polskiej Gospodarki” (i z serwisem FPG24.PL) oraz tygodnikiem „Do Rzeczy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

Unia Europejska jako niemieckie imperium w Europie

Dr Magdalena Ziętek-Wielomska stawia w swojej książce tezę, że unijne regulacje są po to, żeby niemieckie koncerny uzyskały przewagę konkurencyjną nad firmami z innych krajów członkowskich Unii Europejskiej.
6 MIN CZYTANIA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Unia Europejska jako niemieckie imperium w Europie

Dr Magdalena Ziętek-Wielomska stawia w swojej książce tezę, że unijne regulacje są po to, żeby niemieckie koncerny uzyskały przewagę konkurencyjną nad firmami z innych krajów członkowskich Unii Europejskiej.
6 MIN CZYTANIA

Rocznica członkostwa w Unii

1 maja mija 20 lat, odkąd Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Niestety w polskiej przestrzeni publicznej krąży wiele mitów i półprawd na ten temat. Dlatego właśnie napisałem i wydałem książkę „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”.
4 MIN CZYTANIA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA