We wstrząsającym dokumencie Rafała Geremka „Rzeź Woli”, który dołączony jest jako płyta DVD do książki-świadectwa „Pokonać strach” występują świadkowie tamtych wydarzeń, którym udało się przeżyć hekatombę. Wśród nich jest też ks. Stanisław Maciej Kicman, który cudownie przeżył to ludobójstwo, choć razem ze swoją mamą klęczeli już przed lufami niemieckich karabinów (o czym pisałem już na łamach naszego portalu TUTAJ i TUTAJ).
Wydarzenia historyczne nie ulegają jednak przedawnieniu i winniśmy pomordowanym rodakom pamięć i cześć. Należy też uczynić wszystko, co możliwe, by o tych wydarzeniach pamiętali także ci, którzy nie zawsze pamiętać chcą, lub mają pamięć wybiórczą, czyli Niemcy. Stąd i poniższe wersy. Książka to relacja matki ks. Kicmana, która do swojego syna zwracała się drugim imieniem „Maciuś”. Ten fragment utkwił mi w głowie. Scenę tę widzę w biało-czarnych kolorach, w której kolorem pomarańczowym „krzyczy” tylko jeden detal:
„(…) W pobliżu figury Matki Bożej, na całym trawniku, obok świątyni, kazali tej ogromnej gromadzie ludzi uklęknąć, z rękami złożonymi na głowach. Przed nami wystawiono karabin maszynowy, przed którym stał rozwrzeszczany żołdak. (…) Przemawiałam czule i spokojnie do Maciusia. Nic się nie bój, zamknij oczka i mów paciorek. (…) Wtem niespodziewanie zjawił się drugi Niemiec i gardłowym głosem kazał Ukraińcowi zabrać karabin, a sam ochrypłym aufstehen poderwał nas i wskazał kierunek do głównych, otwartych szeroko drzwi kościoła, (…) przy pierwszych drzwiach piętrzyła się we wgłębieniu sterta ludzkich ciał. Do dziś pamiętam niektóre, wysuwające się głowy, twarze i małe, w lakierkach i pomarańczowych skarpetkach, nóżki dziecka (…)”.
Rzeź Woli często uznawana jest za największą jednostkową masakrę ludności dokonaną w Europie podczas II wojny światowej, a zarazem największą w historii jednostkową zbrodnię popełnioną na Polakach. Stanowiła ona bezpośrednią realizację rozkazu Hitlera nakazującego zburzenie Warszawy i wymordowanie wszystkich jej mieszkańców.
Decyzja o wymordowaniu warszawiaków prawdopodobnie zapadła już podczas narady, która odbyła się w nocy z 1 na 2 sierpnia lub 2 sierpnia rano. Hitler wydał Himmlerowi oraz szefowi sztabu gen. Heinzowi Guderianowi ustny rozkaz zrównania Warszawy z ziemią i wymordowania wszystkich jej mieszkańców. Zgodnie z relacją gen. Ericha von Bach-Zalewskiego, którego mianowano dowódcą sił wyznaczonych do stłumienia powstania, rozkaz brzmiał następująco: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.
Z kolei Ernst Rode, szef sztabu von dem Bacha, zeznał po wojnie, że Oskar Dirlewanger – dowódca jednej z jednostek skierowanych do walki z powstaniem – otrzymał od Himmlera napisany odręcznie ołówkiem rozkaz, w którym Reichsführer-SS zapowiadał mu w imieniu Hitlera, że Warszawa zostanie zrównana z ziemią, a sam Dirlewanger jest upoważniony „zabijać, kogo zechce, według swego upodobania”. Rozkaz Hitlera o zniszczeniu Warszawy otrzymali również dowódcy niemieckiego garnizonu w Warszawie. SS-Oberführer Paul Otto Geibel – dowódca SS i policji na dystrykt warszawski, zeznał po wojnie, że już wieczorem 1 sierpnia Himmler polecił mu telefonicznie: „niech pan zniszczy dziesiątki tysięcy”.
W trakcie masakry, której punkt szczytowy przypadł w dniach 5–7 sierpnia 1944 r., w licznych masowych egzekucjach Niemcy oraz ich kolaboranci (głównie Rosjanie, Ukraińcy i Azerowie) wymordowali tysiące polskich mężczyzn, kobiet i dzieci. Trupy układano w duże stosy ciał, które następnie podpalano dla zatarcia śladów zbrodni. Nierzadko prowadzeni na stracenie ludzie byli zmuszani do wspinania się na stos ciał osób zamordowanych przed nimi. Świadkowie wspominali, że w takich miejscach zwały trupów sięgały 25–35 metrów długości, 15–20 metrów szerokości i dwa metry wysokości.
Masakrze towarzyszyły rabunki i gwałty, w których prym wiedli Rosjanie i Ukraińcy. Według historyków, życie straciło wtedy ok. 65 tys. warszawiaków. Całkowita liczba ofiar pozostaje trudna do ustalenia. W polskiej historiografii szacowano ją zazwyczaj w przedziale od 30 tys. do 65 tys. Na skutek podpaleń i wysadzeń dokonywanych przez oddziały niemieckie uległo zagładzie 81 proc. zabudowy mieszkalnej Woli. Z powodu dewastacji i grabieży zrujnowany został także wolski przemysł. Wiadomo też, że Niemcy, ale zwłaszcza jednostki kolaboranckie, zajmowały się grabieżą ludności cywilnej. Obrączki, medaliki, złote zegarki i inne kosztowności zrabowane pomordowanym trafiały do walizek oficerów i żołnierzy.
Niemieckie dowództwo doskonale zdawało sobie sprawę z rozmiarów masakry, która odbywała się na Woli. Podczas telefonicznej rozmowy przeprowadzonej 5 sierpnia Reinefarth informował generała von Vormanna, że ma „więcej zatrzymanych niż amunicji” (aby rozstrzelać cywili). Na pytanie o straty odpowiedział natomiast: „Straty własne: 6 zabitych, 24 ciężko, 12 lekko rannych. Straty przeciwnika – z rozstrzelanymi – ponad 10 000”.
W rzeczywistości liczba ofiar „czarnej soboty” była zapewne większa. Padają szacunkowe wyliczenia od 20 do nawet 45 tys. ofiar. Mordowanie przybrało takie rozmiary, że wśród obserwujących je niemieckich żołnierzy zanotowano wiele przypadków załamania nerwowego i popadania w obłęd. Im przemysłowe mordowanie trwało dłużej, tym częściej zdarzały się też przypadki opętańczego wręcz pragnienia krwi wśród niemieckich i kolaboranckich żołnierzy. Mordercom było mało – wręcz szukali okazji do kolejnego mordu. Przypomina to opisy rzezi Humania czy tez Rzezi Wołyńskiej. Istny satanizm.
6 sierpnia 1946 r. odbył się uroczysty pogrzeb ofiar Rzezi Woli i Ochoty. W 117 trumnach pochowane zostało… około 12 ton prochów ludzkich. Historycy szacują, że polskich ofiar tego ludobójstwa mogło być nawet ok. 70 tys. ludzi.
Na koniec, to samo wydarzenie opisywane przez Ewę Kicman, autorkę książki-świadectwa „Pokonać strach”, zapamiętane przez jej syna Maciusia, czyli ks. Stanisława Macieja Kicmana:
„Pędzili nas razem z mamą, babcią i innymi, których znaleźli w domach na Woli. Nagle zobaczyłem SS-mana, który na trzecim piętrze kamienicy trzymał mojego kolegę (nieco młodszego ode mnie), po czym wyrzucił go przez okno. W ostatnim momencie chłopiec złapał go za klapy i z tymi urwanymi klapami w dłoniach spadł na bruk i skonał. Nam kazano uklęknąć na trawniku, z rękoma do góry, a przed nami, w odległości około trzech metrów, wzdłuż całego kościoła rozstawione rkm-y… i czekaliśmy na egzekucję. Mama myślała, że to już koniec, powiedziała „zamknij oczy, nie będzie bolało”. Ja te słowa słyszę bez przerwy do dzisiaj”.
Czyż takie książki (z filmem takim jak „Rzeź Woli” w reż. R. Geremka) nie powinny być drukowane po niemiecku i rozdawane w Niemczech? Przeprosiny już były, jednak zadośćuczynienie za zbrodnie i planowe niszczenie Polski, a wśród nich reparacje, ciągle nie zostały uregulowane…