fbpx
czwartek, 9 maja, 2024
Strona głównaNaukaWojna o klimat dopiero się zaczyna

Wojna o klimat dopiero się zaczyna

Do opinii publicznej z trudem przebijają się głosy ze świata nauki, że kryzys klimatyczny to humbug. Prawda jest taka, że zmiany na Ziemi mają charakter cykliczny, a człowiek jest odpowiedzialny za nie w nikłym stopniu. Upolityczniany katastrofizm klimatyczny i ekohisteria, choć sprzyjają budowaniu nowych gałęzi biznesu, mogą stać się autostradą do całkowitej ruiny gospodarek.

Pod koniec października i na początku listopada 2023 r. ponad 200 czasopism poświęconych zdrowiu opublikowało jednocześnie artykuł redakcyjny wzywający Światową Organizację Zdrowia (WHO) do pilnego uznania „kryzysu klimatycznego i przyrodniczego” za globalne, poważne i narastające zagrożenie. Artykuł wiodący, który został potem niemal żywcem powielony w kolejnych setkach publikacji, ukazał się po raz pierwszy 25 października w cieszącym się renomą prestiżowym czasopiśmie „British Medical Journal” (BMJ). Czyta się go niczym jakiś horror. Wyraźnie „przydzielono mu funkcję” wstrząśnięcia czytelnikami.

Globalny stan alarmowy

Autor rzeczonego materiału nie dał ani na chwilę odetchnąć czytelnikowi. W jego artykule wprost wieje grozą: „Świat reaguje obecnie na kryzys klimatyczny i kryzys przyrodniczy, jakby były odrębnymi wyzwaniami. To jest błędne podejście. Światowa Organizacja Zdrowia powinna ogłosić niepodzielny kryzys klimatyczny i przyrodniczy jako globalny stan zagrożenia zdrowia” – alarmuje.

Dalej czytamy, że zmiany klimatyczne „powodują wylesianie, a użytkowanie gruntów jest główną przyczyną utraty przyrody”. Wszyscy musimy to widzieć (i przyswoić sobie!), że „niepodzielny kryzys planetarny spowoduje niedobory ziemi, schronienia, żywności i wody, zwiększając w ten sposób ubóstwo i prowadząc do masowych migracji i konfliktów”. Po prostu – odwołując się do języka młodzieżowego – armagedon i masakra!

Narrację o zmianie klimatu w wyniku szkodliwego wpływu działalności człowieka od lat dyktuje tzw. konsensus naukowców współpracujących w ramach Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) przy ONZ. IPCC, który mieni się poważną światową jednostką badawczą przekonuje, że poziom tzw. naturalnego CO₂ utrzymuje się na stałym poziomie 280 ppm od 1750 r., ale CO₂ wyprodukowane przez człowieka jest już odpowiedzialne za jego wzrost o 140 ppm stanowiąc 33 proc. całkowitego CO₂ w atmosferze. Zdaniem IPCC, chcąc powstrzymać globalne ocieplenie, należy tylko ograniczyć emisję CO₂, której źródłem jest działalność człowieka. Dlatego trzeba robić wszystko, by ograniczyć tzw. ślad węglowy, likwidując brudne źródła energii (pochodzące przede wszystkim z paliw kopalnych) i zamieniając je na „czyste” (pochodzące z OZE czy wodoru).

Ambitne cele klimatyczne

Jak już niemal powszechnie wiadomo, Unia Europejska próbuje wymóc na swoich krajach członkowskich bycie neutralnymi klimatycznie najpóźniej do 2050 r. U nas organizacja pod nazwą WWF Polska opracowała nawet raport pod tytułem „Zeroemisyjna Polska 2050”. Zawiera on analizę sytuacji i szereg rekomendacji dotyczących osiągnięcia przez Polskę zeroemisyjności netto, czyli tzw. neutralności klimatycznej.

Jak czytamy w raporcie: „w obliczu katastrofy klimatycznej rozpocząć należy od zaprzestania prowadzenia polityki będącej w kontrze do osiągnięcia celu neutralności klimatycznej, przykładowo: osuszania torfowisk, blokowania rozwoju OZE, braku zrównoważonej polityki transportowej czy nieoptymalnej termomodernizacji budynków”. Czyli – jest tam nawet więcej postulatów niż tylko wezwanie do redukowania CO₂ z przemysłu i tropienie śladu węglowego przy pomocy zmyślnych kalkulatorów, robienia audytów oraz planów ESG przez firmy, które odnalazły nową niszę biznesową opartą o ekohisterię.

Według odchodzącego rządu PIS ewolucja gospodarki i energetyki musi odbywać się w sposób bezpieczny dla obywateli, gospodarki i państwa. Czy jednak ambitny cel neutralności klimatycznej zostanie osiągnięty w zakładanym przez Unię Europejską terminie? Zależy to od wielu czynników. Już dziś jednak widać, że cel ten oddala się w czasie.

Deklaracja CLINTEL

Wysyp artykułów na temat rosnącej grozy klimatycznej pojawił się, dziwnym trafem, tuż po podpisaniu przez ponad 1800 naukowców i specjalistów z całego świata wspólnej Światowej Deklaracji Klimatycznej stwierdzającej, że… „nie ma stanu nadzwyczajnego klimatycznego”.

Deklarację taką opublikowała Global Climate Intelligence Group (CLINTEL), niezależna fundacja działająca w obszarze polityki klimatycznej. W deklaracji tej można odnaleźć to, o czym coraz częściej mówi się i pisze w różnych rozproszonych źródłach – że klimat Ziemi zmieniał się od początku jej istnienia oraz że nasza planeta przechodziła już, i przechodzić będzie, wiele „zimnych” i „ciepłych” cykli.

„Mała epoka lodowcowa zakończyła się dopiero w 1850 r. Dlatego nie jest zaskoczeniem, że obecnie doświadczamy okresu ocieplenia” – czytamy w deklaracji CLINTEL. Jej sygnatariuszami są m.in. fizycy, meteorolodzy, profesorowie wielu różnych ośrodków naukowych oraz naukowcy zajmujący się „z wolnej stopy” ochroną środowiska. Widać też podpisy kilku laureatów Nagrody Nobla.

CLINTEL powołana została do życia w 2019 r. przez emerytowanego profesora geofizyki Guusa Berkhouta i dziennikarza naukowego Marcela Croka i od tamtego czasu skupia coraz więcej zainteresowania tzw. poważnego świata naukowego. Niezależnych naukowców współpracujących w ramach CLINTEL łączy sprzeciw wobec wypaczaniu prawdziwej nauki pod z góry wyznaczoną tezę o zasadniczym wpływie człowieka na zmiany klimatyczne. Uważają oni, że badając klimat nie wolno popadać w nienaukową przesadę. Przede wszystkim zaś przewidywania dotyczące globalnego ocieplenia na Ziemi powinny być wolne od nacisków polityków, jak to delikatnie wyrażono: „szukających korzyści materialnych w aliansie ze środowiskami biznesu”.

Wszystko zaczyna wskazywać na to, że kryzys klimatyczny zawiniony przez człowieka to kreowana fikcja.

„Nauki o klimacie powinny być mniej polityczne, a polityka klimatyczna bardziej naukowa” – można przeczytać w preambule ogłoszonej deklaracji.

Zdaniem naukowców współpracujących ze sobą w ramach CLINTEL, Ziemia ogrzała się o ok. 2 stopnie Fahrenheita od zakończenia małej epoki lodowcowej w okolicach 1850 r. i nie stanowi to nadzwyczajnej sytuacji. Nie jest nawet symptomem kryzysu klimatycznego.

„W ciągu ostatnich kilku tysiącleci na planecie było jeszcze cieplej” – napisał na swoim blogu „Science Under Attack” w związku z nowym raportem klimatycznym Ralph Alexander, specjalista ds. klimatu oraz emerytowany profesor fizyki. Istnieje bowiem wiele dowodów na to, że średnie temperatury na Ziemi bywały już wyższe na początku epoki holocenu (czyli po zakończeniu ostatniej regularnej epoki lodowcowej), w rzymskim okresie ciepłym (kiedy np. winogrona i owoce cytrusowe uprawiano na terenach dzisiejszej, znacznie chłodniejszej teraz, Wielkiej Brytanii) oraz w tzw. średniowiecznym okresie ciepłym (około roku 1000).

CO₂ jest tyle, ile trzeba?

Deklaracja niezależnych naukowców obala też pogląd, że dwutlenek węgla szkodzi środowisku. Jest on wręcz niezbędny dla życia na naszej planecie i korzystny dla przyrody. Dodatkowy CO₂ powoduje wzrost globalnej biomasy roślinnej jednocześnie zwiększając plony na całym świecie. Również australijska Wielka Rafa Koralowa – największy system raf na świecie – odnotowała obecnie „dwa rekordowe lata pokrycia koralowcami”.

Inna narracja rozpowszechniana przez alarmistów klimatycznych głosi, że zmiany klimatu powodują przyspieszone topnienie lodu na Grenlandii. W artykule CLINTEL z 3 lipca 2023 r. klimatolog Jorgen Keinicke informuje, że temperatury na Grenlandii osiągnęły maksimum w 2010 r., a szczyt utraty masy lodu przypadł już na lata 2011/2012.

– Topnienie w ciągu najbliższych dziesięciu lat będzie stale spadać i osiągnie znacznie mniejsze poziomy niż w poprzedniej dekadzie – uważa naukowiec.

Również Brytyjskie Towarzystwo Królewskie opublikowało wyniki analizy wskazujące na to, że temperatura na Ziemi zaczęła rosnąć jeszcze przed wzrostem stężenia CO₂ w atmosferze i to właśnie ona jest przyczyną wzrostu CO₂, a nie odwrotnie – jak sugerują modele klimatyczne wyznawców katastrofy klimatycznej będącej jakoby dziełem człowieka. Ci brytyjscy naukowcy stanowczo twierdzą, że nie można przypisać zmian klimatycznych tylko czynnikowi ludzkiemu. Co więcej, działalnością człowieka nie da się wyjaśnić 4,5 miliarda lat czasem silnych perturbacji i okresowych zmian klimatu. Autorzy zauważają, że naturalne zmiany w ilości CO₂ w atmosferze spowodowane wzrostem temperatury i są trzykrotnie większe niż te czteroprocentowe wytwarzane przez człowieka (patrz: https://www.mdpi.com/2413-4155/5/3/35).

Mało tego! W poście z kwietnia 2019 r. NASA, powołując się na dane z nadzoru satelitarnego, autorytatywnie stwierdziła, że ​​„obecny świat jest zdecydowanie bardziej ekologicznym miejscem niż był nim dwadzieścia lat temu”.

„Zazielenianie planety w ciągu ostatnich dwóch dekad oznaczało wzrost powierzchni liści na roślinach i drzewach równy obszarowi pokrywanemu przez wszystkie lasy deszczowe Amazonii. Obecnie, w porównaniu z początkiem XXI wieku, przybyło ponad dwa miliony mil kwadratowych dodatkowej powierzchni zielonych liści, co oznacza wzrost o 5 proc. w stosunku do 2000 r.” – czytamy w raporcie NASA.

Ideologia klimatyzmu a biznes

Niestety aktywność IPCC i podobnych gremiów może być też dowodem na to, że nauka coraz częściej staje się narzędziem w rękach polityków oraz fanatycznych ekoaktywistów. Jedni i drudzy stają się (czasem nieświadomie) wykonawcami planów elit biznesowych. IPCC – zdaniem niezależnych badaczy klimatu – jest tylko pozornie gremium naukowym. Nawet wyniki badań naukowych składające się na dorobek tej organizacji są zniekształcane i „podkręcane” przez rządy oraz organizacje aktywistów, które zdominowały tę instytucję.

Według przybliżonych szacunków, globalny rynek OZE już w 2021 r. wart był blisko 928 mld dolarów, z prognozowanym wzrostem do około 1,5 bln dolarów do 2025 r., w czym udział mają w ogromnym stopniu ponadnarodowe koncerny.

Filantrop-miliarder i były burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg we wrześniu tego roku zadeklarował 500 mln dolarów na konwersję produkcji energii elektrycznej w USA na źródła wiatrowe i słoneczne oraz zamknięcie elektrowni węglowych i gazowych. W amerykańskiej przestrzeni publicznej, tej poza cenzurą mediów należących do koncernów, coraz częściej można natrafić na opinie, że miliony Bloomberga, w połączeniu z miliardami wydatkowanymi przez administrację Joe Bidena na nieefektywne OZE, mogą stanowić autostradę do całkowitej już ruiny amerykańskiej gospodarki.

Próby przestawiania na OZE na siłę i w trybie przyspieszonym, często bez oglądania się na specyfikę gospodarek danych krajów (np. mocą dyktatu federalizujących Europę brukselskich urzędników), już dziś rodzą poważne znaki zapytania. Co do sensu, a co najmniej co do trybu działań, do których jesteśmy tak intensywnie zagrzewani.

Robert Azembski
Robert Azembski
Dziennikarz z ponad 30-letnim doświadczeniem; pracował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Wprost” , „Gazecie Bankowej” oraz wielu innych tytułach prasowych i internetowych traktujących o gospodarce, finansach i ekonomii. Chociaż specjalizuje się w finansach, w tym w bankowości, ubezpieczeniach i rynku inwestycyjnym, nieobce są mu problemy przedsiębiorców, przede wszystkim z sektora MŚP. Na łamach magazynu „Forum Polskiej Gospodarki” oraz serwisu FPG24.PL najwięcej miejsca poświęca szeroko pojętej tematyce przedsiębiorczości. W swoich analizach, raportach i recenzjach odnosi się też do zagadnień szerszych – ekonomicznych i gospodarczych uwarunkowań działalności firm.

INNE Z TEJ KATEGORII

Od fizyki do Boga [WYWIAD]

O połączeniu materii i ducha i o tym, czym jest myśl, a czym modlitwa w odniesieniu do teorii myśli o myśli rozmawiamy z jej twórcą, Michałem Garapichem.
9 MIN CZYTANIA

Czy da się udowodnić, że Bóg istnieje? [WYWIAD]

Czy można w kwadrans udowodnić, że Bóg istnieje? Krzysztof Oppenheim dowodzi, że można. Na bazie wczorajszego wywiadu poświęconemu historyczności Jezusa z Nazaretu, kontynuujemy naszą rozmowę, idąc krok dalej i zadając sobie pytanie, które nurtuje ludzkość od zarania dziejów: czy Bóg istnieje?
13 MIN CZYTANIA

Czy niemiecki system szkolnictwa zawiódł?

Publiczna edukacja w Niemczech jest „bezpłatna” (czyli finansowana z podatków), jednak coraz więcej rodziców decyduje się posłać swoje dzieci do szkoły prywatnej, nawet jeśli wiąże się to z dodatkowymi kosztami. Czy dobre wykształcenie w Niemczech stanie się wkrótce przywilejem tylko tych, których będzie na nie stać?
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Jak ożywić martwy parkiet nad Wisłą?

Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie nie służy tak naprawdę ani inwestycjom indywidulanym, ani małym i średniej wielkości firmom. Tym pierwszym w założeniu miała dawać okazje do zysków, dla tych drugich zaś być miejscem pozyskiwania kapitału na rozwój. Tymczasem uciekają z niej zarówni mali, jak duzi.
4 MIN CZYTANIA

Jesteś „pod wpływem”? Nie ruszysz autem

Amerykańska Krajowa Administracja ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego (NHTSA) chce wykonać zalecenie Kongresu, by wszystkie nowe auta miały zainstalowaną technologię uniemożliwiającą prowadzenie pod wpływem alkoholu.
< 1 MIN CZYTANIA

Obojętnie, co zrobimy, klimat i tak będzie się zmieniał

Nawet zupełne zaprzestanie emisji CO2 pochodzącego z przemysłu nie wpłynie na zatrzymanie zmian klimatu na Ziemi – przekonuje w zamieszczonym we „Wprost” artykule pt. „Klimat a Człowiek” prof. dr hab. inż. Piotr Wolański, przewodniczący Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN.
4 MIN CZYTANIA