fbpx
środa, 8 maja, 2024
Strona głównaFelietonZnów nas okradną

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.

To poprzednia władza negocjowała z Komisją Europejską kształt polskiego KPO i to dzięki niej znalazł się w polskim aneksie kamień milowy A71G: „ograniczenie segmentacji rynku pracy”. Za tą charakterystyczną dla UE nowomową kryje się zapis, który przewiduje, że do końca przyszłego roku zostanie wdrożone ozusowanie wszystkich umów cywilnoprawnych (z wyjątkiem tych zawieranych przez osoby poniżej 26. roku życia). Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej pracuje nad wdrożeniem tego kamienia milowego i oczywiście podpiera się zobowiązaniem z KPO. Najprawdopodobniej zresztą rząd PiS umieścił je tam po to, żeby móc samemu okraść obywateli z kolejnych pieniędzy. Cóż, mają to zamiar zrobić następcy.

Już sama nazwa kamienia milowego jest obłudna. „Segmentacja” rynku pracy, czyli różne rodzaje różnie oskładkowanych umów, nie jest niczym złym sama w sobie, ponieważ różne umowy odzwierciedlają różne sposoby wykonywania pracy i różną jej naturę. Nie ma żadnego powodu, żeby identycznie traktować pod tym względem pracę w supermarkecie, zlecenie na budowę garażu czy napisanie książki. Każda z tych prac ma inny charakter, który w tej chwili odbija się w odmiennym oskładkowaniu.

Skrajnie obłudny jest pojawiający się argument, że zasilenie ZUS kolejnymi miliardami zniweluje widmo głodowych emerytur w niektórych sferach rynku pracy. Bynajmniej. Jest dokładnie odwrotnie: ludzie, którzy byli w stanie odkładać pieniądze samemu na swoją emeryturę, pracując na umowach cywilnoprawnych, dostaną teraz tak finansowo po głowie, że tę możliwość stracą. Tymczasem nikt będący przy zdrowych zmysłach nie ufa w stabilność ZUS nawet za dekadę, a cóż dopiero więcej. Jeśli zaś ktoś przez całe życie pracował na umowach cywilnoprawnych typowych dla wolnego zawodu, a teraz zmaga się z niską emeryturą – takimi opowieściami często raczą nas aktorzy – to pretensję może mieć tylko do siebie. Zwykle mowa o ludziach, którzy zarabiali tyle, że spokojnie mogli sami na przyszłość się zabezpieczyć, więc ich narzekania są niepoważne.

Możliwość pracy na umowie cywilnoprawnej dawała przynajmniej namiastkę wolnego wyboru. Można było – w pewnym tylko zakresie i w niektórych zawodach – pracować przy mniejszych obciążeniach składkowych. A te są naprawdę gigantyczne. Każdy, kto przyjrzał się uważnie przy okazji zeznania podatkowego różnicy między swoim przychodem a dochodem netto, wie, o czym mowa. Przy czym te pieniądze w dużej mierze wpadają w czarną dziurę, jaką jest system emerytalny czy – w nieco tylko mniejszym stopniu – służba zdrowia.

Umowy zlecenia dotychczas ozusowane są z ograniczeniem wynikającym z ich tak zwanego zbiegu (nie wyjaśniam tu mechanizmu, bo zna go każdy, kto miał z takimi umowami do czynienia). Umowy o dzieło natomiast nie były ozusowane w ogóle.

Ten ostatni przypadek jest szczególnie interesujący. Umowa o dzieło – o ile oczywiście jest wykorzystywana zgodnie ze swoim przeznaczeniem – zakłada wykonywanie utworów (dzieł) całkowicie za każdym razem oryginalnych. Korzystają z tej formy przedstawiciele wolnych zawodów o dużej nieregularności i nierównomierności dochodów: aktorzy, architekci, pisarze, dziennikarze. Niektórzy uważają, że brak składek ZUS jest przywilejem – ale to nieprawda. Jeśli pracuje się w takiej formie, nie ma się uprawnień, które daje ZUS. Jest to zatem coś za coś. Tak zresztą powinno być w ogóle: składki ZUS co do zasady powinny być dobrowolne lub przynajmniej dobrowolne w większej części.

Gdy trwała już kiedyś dyskusja o ozusowaniu tego typu umów, wskazywano, że ich forma i natura działalności, jaka jest na ich podstawie prowadzona, wyklucza z logicznego punktu widzenia obłożenie ich składkami. Są to bowiem umowy na często radykalnie różnej wielkości wynagrodzenia u tej samej osoby, często też zawierane bardzo nieregularnie. Aktor czy muzyk może takich umów w ciągu roku zawrzeć kilkadziesiąt, a pisarz jedną albo wcale. Za to gdy taką zawrze, dochód z niej może u poczytnego autora przekroczyć wartość umów aktora z wielu miesięcy. Jak w ogóle w takiej sytuacji obliczać przysługujące świadczenia?

Nie chodzi tu więc o włączenie – przymusowe – takich osób do systemu i zapewnienie im jakiejś korzyści, ale po prostu o to, żeby odebrać im kolejne pieniądze. Cel jest tylko i wyłącznie fiskalny, chyba że ktoś wierzy w bajki o sprawiedliwości.

Lecz sprawa ma oczywiście jeszcze jeden aspekt: wejście w życie takich regulacji oznacza dla wielu osób – pracujących na obu rodzajach umów cywilnoprawnych – życiowy wstrząs, a dla ich pracodawców gigantyczny problem. Powstały już wyliczenia pokazujące, jak zmienią się przychody i koszty po stronie zleceniobiorców i zleceniodawców. Według tych przedstawionych przez Money.pl, ci pierwsi stracą około 14 proc. ze swoich obecnych przychodów, koszty tych drugich wzrosną o 20 proc. Jeśli zleceniobiorca miałby otrzymać niezmienioną kwotę netto, zleceniodawca musiałby zapłacić aż o blisko 40 proc. więcej. Jeśli zaś cały koszt zostałby przerzucony na zleceniobiorcę, ten dostanie na rękę o 28 proc. mniej. Nie widziałem takich wyliczeń dla umów o dzieło, ale wyglądałoby to zapewne podobnie.

Problem w tym, że – zwłaszcza w przypadku umów o dzieło, a więc podmiotów takich jak teatry, instytucje kultury, media – niewiele z nich będzie stać na poniesienie wyższych kosztów. Można się spodziewać, że ogromna część nie pozostawi wyboru i całość kosztów przerzuci na zleceniobiorców. A nawet jeśli nie będzie to całość, spadek wynagrodzeń netto i tak będzie boleśnie odczuwalny. Wiele firm, które zatrudniają pracowników na umowy zlecenia – nie z powodu potrzeby kombinowania, ale dlatego, że taka jest natura wykonywanej przez nich pracy – również wpadnie w olbrzymie problemy. Co najmniej kilkaset tysięcy osób w Polsce (pracujących na umowach o dzieło jest około 330 tys. i jest to stabilna liczba) wpadnie praktycznie z dnia na dzień w problemy finansowe, w zamian dostając mgliste zapewnienia o czekającej ich wspaniałej emeryturze. Z pewnością będą zachwyceni.

Jak znam życie, prace koncepcyjne nad reformą – firmowaną przecież przez przedstawicielkę Lewicy, czyli zwolenniczkę „sprawiedliwości społecznej”, panią Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk – toczą się kompletnie bez uwzględnienia opisanych wyżej skutków. Przede wszystkim tych po stronie pracobiorców, którzy zostaną z dnia na dzień pozbawieni jednej trzeciej swoich dotychczasowych przychodów. Jest jeszcze szansa, że to szaleństwo zostanie powstrzymane przez pana premiera, być może z powodów czysto politycznych.

A jeśli nie – cóż, Polacy musieli sobie radzić nawet w głębokim socjalizmie, więc jakieś sposoby znajdą. Tylko czy koniecznie zawsze musi to tak wyglądać – że ucieka się przed własnym państwem?

Łukasz Warzecha

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

Unia Europejska jako niemieckie imperium w Europie

Dr Magdalena Ziętek-Wielomska stawia w swojej książce tezę, że unijne regulacje są po to, żeby niemieckie koncerny uzyskały przewagę konkurencyjną nad firmami z innych krajów członkowskich Unii Europejskiej.
6 MIN CZYTANIA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA