Badania tego zjawiska przeprowadzono we współpracy między Uniwersytetami Michigan i Carnegie Mellon. Podsumowanie ich działań zebrano w pracy pt. „Wpływ automatyzacji na godziny pracy kierowców transportu długodystansowego w Stanach Zjednoczonych”. Opierał się on na założeniu istnienia „centrów przeładunkowych”. Oznacza to, że towary są transportowane z miejsca docelowego przez kierowców do oddalonego o maksymalnie 150 mil (240 kilometrów) centrum. I stamtąd w dalszą, dłuższą podróż, wyruszają już ciężarówką autonomiczną, bez kierowcy. Gdy docierają do kolejnego miejsca przeładunkowego to za kierownicą znów siada człowiek prowadzący do ostatecznego punktu docelowego.
Naukowcy twierdzą, że właśnie podobny model transportu będzie coraz powszechniejszy w bliskiej przyszłości. Ich zdaniem najlepiej wykorzysta potencjał możliwości pojazdów autonomicznych, dobrze radzących sobie w mało skomplikowanych i długich trasach, np. na autostradach. Natomiast tam, gdzie mogą być zawodne, jak podmiejskie skrzyżowania, inicjatywę przejmie człowiek.
Przeprowadzone badanie szacuje, że w wyniku tej rewolucji technologicznej obecną pracę może stracić nawet 0,5 osób. I chodzi tu zarówno o kierowców, jak i również personel, który obecnie świadczy im usługi w czasie długich podróży np. między obydwoma wybrzeżami USA. Ta grupa ludzi będzie musiała się przekwalifikować i szukać zatrudnienia w innych sektorach gospodarki.
zdnet.com