fbpx
środa, 8 maja, 2024

Burza już trwa

Sytuacja jest po prostu fatalna. Znacznie gorsza z polskiego punktu widzenia niż podczas kryzysu finansowego w 2008 r. – pisze w swoim najnowszym felietonie Łukasz Warzecha, odnosząc się m.in. do radykalnych wzrostów cen prądu i gazu.

Jest gorzej niż można było sądzić. Szef Urzędu Regulacji Energetyki ogłosił podwyżki cen prądu i gazu tak horrendalne, że trzeba było uruchomić w Sejmie temat TVN, żeby tę sprawę przykryć. Ale jej przecież przykryć się nie da. 24 proc. podwyżek taryf prądu i 54 proc. gazu dla użytkowników indywidualnych to tylko połowa powieści. W praktyce przełoży się to na od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych więcej miesięcznie, jeśli ktoś zainwestował w „ekologiczny” gaz i tak ogrzewa dom. A uczyniło to w ostatnich latach wiele osób, idąc za głosem rządzących i likwidując piec na węgiel.

Tylko że to jedynie połowa opowieści, bo druga, znacznie gorsza połowa, to taryfy dla firm. A tutaj jest już jazda bez trzymanki. Wiele podmiotów odnotowuje wzrost cen o kilkaset procent w ciągu kilkunastu miesięcy.

Gaz i prąd są zaś niezbędne do wytwarzania właściwie wszystkiego. Dwa przykładowe, najbardziej bezpośrednie przełożenia zwyżki cen gazu? Po pierwsze – żywność, bo gaz to produkcja nawozów, których ceny już i tak galopują w dramatycznym tempie. Po drugie – duża część materiałów budowalnych (m.in. styropian czy ceramika), a więc radykalny wzrost cen remontów oraz nowych nieruchomości. Dlatego analitycy już zaczęli rewizję prognoz rozwoju gospodarczego oraz inflacji. Ta druga ma sięgnąć – według analityków Pekao – w szczytowym momencie (2. kwartał 2022 r.) niemal 10 proc., a średniorocznie – aż 8 proc. w pesymistycznym wariancie. Na pewno będzie reagował – po niewczasie – NBP, dalej podnosząc stopy procentowe, co odetnie także przedsiębiorców od kredytów. Zarazem banki ociągają się z podnoszeniem oprocentowania depozytów, co osłabia efekt podnoszenia stóp.

Rząd będzie chciał rozwiązywać problem po swojemu. Nie może nic z nim zrobić u źródła, którym jest głównie unijna polityka klimatyczna – tutaj pozbawiliśmy się w zasadzie wszelkich atutów i nic nam nie zostało. Może natomiast działać swoją ulubioną metodę, czyli próbując rozdawać pieniądze. To jednak jedynie wzmocni inflację, a efekt ulgi będzie krótkoterminowy.

Sytuacja jest po prostu fatalna. Znacznie gorsza z polskiego punktu widzenia niż podczas kryzysu finansowego w 2008 r. Nie tylko nałożyły się na siebie ekowariactwo UE, socjalistyczna redystrybucja polskiego rządu i zagrywki gazowego imperium oraz pandemia (na którą reakcja rządów i struktur międzynarodowych rodzi gigantyczne wątpliwości i również uderza w gospodarkę), ale też wszystko to – mając działanie co najmniej regionalne, jeśli nie globalne – chwieje całym międzynarodowym porządkiem.

Są dwa potencjalne punkty zapalne na świecie – jeden blisko, drugi daleko od nas. Pierwszy to oczywiście Ukraina i panika Moskwy wynikająca z przekonania, że możliwe jest poszerzenie zachodniej strefy wpływów. O zapobieżenie mu toczy się teraz gra. Drugi to Tajwan. O możliwości chińskiego uderzenia na Formozę mówi się od zawsze, ale temat na jakiś czas zniknął z oficjalnej agendy. Wrócił kilka lat temu, a od jakichś dwóch lat – co najbardziej niepokojące – zaczyna się przewijać w wypowiedziach analityków związanych z Komunistyczną Partią Chin, a nawet samych członków kierownictwa państwa. Niby aluzyjnie, niby w zawoalowanej postaci, ale w państwie takim jak Chiny nic takiego nie dzieje się bez przyczyny.

Każdy z tych scenariuszy – militarna próba destabilizacji Ukrainy przez Rosję lub chińskie uderzenie na Tajwan, które przecież musiałoby wywołać reakcję Waszyngtonu, taką czy inną – dla gospodarki światowej oznacza kolejny wstrząs, który i my w naszym grajdole odczujemy.

W niedawno opublikowanym na łamach The Wall Street Journal artykule Andrew A. Michta – amerykański analityk polskiego pochodzenia zakłada, że do konfrontacji Chin lub Rosji z USA może dojść już w ciągu najbliższych pięciu lat. Na zagrożenie nadchodzącą wojną wskazuje też polski popularyzator koncepcji geopolitycznych Jacek Bartosiak. Jeśli wydawało nam się, że powiedzenie o „wsi spokojnej, wsi wesołej” w naszym polskim zakątku będzie trwało po wieczne czasy – srodze się myliliśmy. Zawieruchy na wyższym poziomie zaczęły już nami miotać i łatwo mogą nas rzucić na skały. Jasne jest, że nie możemy nic z tym zrobić na wyższym poziomie. Problem w tym, że nie robimy nawet tego, co moglibyśmy w naszej małej łupinie.

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

Unia Europejska jako niemieckie imperium w Europie

Dr Magdalena Ziętek-Wielomska stawia w swojej książce tezę, że unijne regulacje są po to, żeby niemieckie koncerny uzyskały przewagę konkurencyjną nad firmami z innych krajów członkowskich Unii Europejskiej.
6 MIN CZYTANIA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA