Wskaźnik dzietności w Polsce, według raportu „Dzieci się liczą 2022” Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynosił w 2022 roku 1,32 dziecka w przeliczeniu na jedną kobietę. Na nic zdały się programy socjalne czy obietnice tego, że „żyć się będzie lepiej”. Aby liczba Polaków nie leciała na łeb, na szyję, wskaźnik musi oscylować wokół poziomu 2,1 urodzeń. To dziś bariera nieosiągalna.

thedanw/Pixabay

Polki nie chcą rodzić dzieci nie z powodu niefortunnych wypowiedzi tego czy owego polityka, ale dlatego, że na te dzieci wielu polskich rodzin najzwyczajniej w świecie nie stać. Sytuacja od lat jest trudna. Nie pomagają tu na pewno: pandemia koronawirusa, wojna na Ukrainie, szalejąca inflacja czy kolejne kryzysy cenowe na rynkach energii – wszystkie te czynniki destabilizują sytuację gospodarczą polskich domów.

Nie bez znaczenia pozostaje także kwestia wynagrodzenia za pracę, które otrzymuje kobieta. Teoria jest tu piękna. Cały okres ciąży płatny w 100 proc. wysokości pensji, później 80 proc. przez okrągły rok – to najczęściej wybierana przez mamy opcja. Dramatu nie ma, choć utrata rzeczonych 20 proc. wynagrodzenia może zaboleć. W wielu przypadkach lukę w jakiś sposób zapełnia świadczenie z tytułu programu Rodzina 500+. Nie zawsze jest jednak tak kolorowo.

Batalie z ZUS-em

Wiele kobiet, które zdecydowało się na dziecko musi – z powodu sytuacji zdrowotnej i orzeczenia lekarza – przebywać na zwolnieniu. Tu zaczynają się schody. Nagminną praktyką są kontrole ZUS, który sprawdza, czy ciężarna nie symuluje lub nie próbuje wyłudzić pensji. Kontrole sprawdzają też potencjalną fikcyjność zatrudnienia i szereg innych wątpliwych – w urzędniczym mniemaniu – kwestii.

Gdy Zakład Ubezpieczeń Społecznych powie: „sprawdzam”, zarówno zatrudniona, jak i jej pracodawca muszą udowodnić, że praca była realnie wykonywana. Pomocne jest tu załączenie korespondencji z pracodawcą lub „dowodów” świadczenia stosunku pracy. W przypadku pracy dziennikarskiej mogą być to choćby linki do artykułów, w przypadku fotografa zdjęcia z potwierdzonym autorstwem i tak dalej. ZUS musi dostać do ręki namacalny dowód na to, że kobieta pracowała.

Często zdarza się także, że panie podpisują umowę o pracę na początku ciąży lub bezpośrednio przed zajściem w nią – nieraz nawet nie wiedząc jeszcze o tym, że są brzemienne. To potrafi szczególnie rozsierdzić urzędników, którzy często wskazują wówczas, że kobieta „umówiła się” z pracodawcą, aby tylko otrzymywać wynagrodzenie, a sama umowa ma charakter fikcyjny. Podobnie dzieje się w przypadku, gdy w początkowej fazie ciąży lub przed jej rozpoczęciem kobieta otrzymała podwyżkę. Kontrole sypią się wówczas jak z rękawa.

Postępowanie w ZUS jej uciążliwe i może trwać kilka miesięcy. W przypadku, gdy ZUS odmówi kobiecie wypłaty świadczenia czekać ją może także odwołanie lub – finalnie – batalia w sądzie. Zazwyczaj panie wygrywają podobne sprawy, ale pamiętać należy, że od momentu zakwestionowania legalności zawarcia umowy do zakończenia kontroli wypłata wynagrodzenia jest… wstrzymana. Może to oznaczać dramat dla wielu rodzin, które przez kilka miesięcy mogą być pozbawione środków do życia. W praktyce ZUS często nie postępuje tu fair…

Okazuje się bowiem, że nawet wiedząc o ciąży i niedalekim odejściu na zwolnienie, kobieta może podjąć pracę, a ZUS-owi nic do tego. Prawo w Polsce nie zabrania zatrudniania kobiet w ciąży – jest wręcz przeciwnie. Gdyby pracodawca odmówił ciężarnej podpisania umowy z powodu tego, że ta nosi w sobie dziecko, zachowałby się wobec niej w sposób dyskryminujący, a takie praktyki są zakazane. W podobnym tonie głos zabierały już sądy, na czele z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, którzy stwierdził jednoznacznie, że ciąża to nie powód, by uznać umowę o pracę za fikcyjną.

Pomocne jest tu także stanowisko Sądu Najwyższego z 14 lutego 2006 roku (sygn. akt III UK 150/2005), który orzekł, że trudno uznać, iż dążenie do uzyskania – przez zawarcie umowy o pracę – ochrony gwarantowanej pracowniczym ubezpieczeniem społecznym może być uznane za zmierzające do dokonania czynności sprzecznej z prawem albo mającej na celu obejście prawa. Przeciwnie – jest to zachowanie rozsądne i uzasadnione zarówno z osobistego, jak i społecznego punktu widzenia. Między innymi dlatego kobietom ciężarnym przysługuje ochrona przed odmową zatrudnienia z powodu ciąży, a odmowa nawiązania stosunku pracy, podyktowana taką przyczyną, jest traktowana jako dyskryminacja ze względu na płeć.

Prawo swoje, urzędnicy swoje

Cóż jednak z tego. Prawo stoi wprawdzie po stronie kobiet chroniąc zarówno je same, jak i rodzinę, która powiększy się dzięki ich decyzji o posiadaniu dziecka, ale kontrole urzędnicze – nawet, gdy świadczenie finalnie zostaje wypłacone, mogą napsuć krwi obojgu rodzicom. Jak twierdzą same przyszłe i obecne mamy, sytuacja ta skutecznie odstrasza je od posiadania potomstwa. Boją się i trudno im się dziwić, bo wizja odcięcia od pieniędzy, które należą im się jak psu buda, może nie napawać optymizmem.

Fakty są takie, że rządzący – niezależnie od tego, która opcja będzie akurat u steru – dołożyć powinni wszelkich starań, aby kobiety chciały rodzić dzieci. Tak się nie dzieje. A mogłoby. Wymaga to tylko odrobiny urzędniczej empatii.

Poprzedni artykułVolvo będzie budować „komputery na kółkach” w… Krakowie
Następny artykułPolacy pokochali mObywatela