fbpx
niedziela, 28 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonD...krytka pana wojewody

D…krytka pana wojewody

Wystarczy rzut oka na mapę – którego być może pan wojewoda nie wykonał – żeby zobaczyć, że jednym cięciem zlikwidowano możliwość dotarcia do latarni morskiej, symbolu Świnoujścia, gdzie zawsze ustawiały się kolejki chętnych, a także do Fortu Gerharda, kolejnej bardzo znanej atrakcji turystycznej. Dodatkowo postawiono pod ścianą właścicieli pensjonatów z najbliższej okolicy. Nie chodzi tu zatem tylko o komfort ludzi, ale o konkretne straty finansowe – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Czy pamiętają państwo, co wydarzyło się w kwietniu ubiegłego roku? Rząd z dumą przedstawił ustawę sankcyjną, która miała natychmiastowo zamrażać aktywa firm powiązanych z Rosją. Gdy tylko ten instrument dostały do rąk, nasze – jak to złośliwie pisałem – małpy z brzytwą natychmiast z radością zabrały się do roboty. Rozłożyły sieć GoSport – mimo protestów pracowników, ale kto by się tam przejmował miejscami pracy. Prawie zniszczyły podwarszawską firmę MagaFoods, gdzie pracowało ponad 100 Ukraińców. Udało się ją uratować rzutem na taśmę, za sprawą nowelizacji ustawy umożliwiającej wykup przez spółkę założoną przez pracowników. Przy czym ta sama nowelizacja umożliwia państwu przejęcie niemal dowolnej firmy pod dętym pretekstem, czyli po prostu nacjonalizację. No i wisienka na torcie: w kwietniu, niedługo przed weekendem majowym, praktycznie z dnia na dzień doprowadzono do zamknięcia polskiego oddziału firmy Novatek, która zajmowała się regazyfikacją LNG i dostarczaniem gazu kilku pomorskim gminom: Łeba, Mieścisko, Mrozy, Zagórów, Cegłów. Bez gazu nagle zostały budynki publiczne (w tym szkoła), a także pensjonaty, w których miejsca zarezerwowali już goście na długi weekend. Władza połapała się w panice, że chyba coś sknociła i naprędce zaczęła wymyślać rozwiązanie awaryjne. Zasilanie w gaz przejęło PGNiG, ale dopiero po kilkunastu dniach. Straconych pieniędzy – na przykład wskutek odwołanych rezerwacji – nikt oczywiście ludziom nie zwrócił.

Zadziałał wówczas mechanizm typowy dla władzy, która lubuje się w efekciarstwie, wielkich słowach i pompatycznych deklaracjach, ale niespecjalnie szanuje obywateli i w ogóle ich nie słucha. Zamiast stworzyć przepisy uderzające precyzyjnie w firmy, które naprawdę mogły stwarzać zagrożenie, a orzekanie o sankcjach pozostawić sądowi, jak to jest w praworządnym kraju – zrobiono nalot dywanowy, bo przecież Polska musiała zachować pierwsze miejsce w piarowej walce z Putinem. A że tak zwany collateral damage był daleko większy niż realny uzysk z tej regulacji – nieważne. Ważne, żeby można było w telewizji opowiedzieć, jacy to jesteśmy niezłomni i zaangażowani.

Przewińmy do przodu. We wrześniu ubiegłego roku wysadzono trzy nitki gazociągu Nord Stream. (Kto to zrobił, do dziś pozostaje zagadką; różne scenariusze winią Rosjan, Amerykanów, Norwegów, Ukraińców, a nawet Polaków.) W Polsce złapano się wtedy za głowę, bo ktoś sprawdził, że nie mamy przepisów zapewniających wystarczającą ochronę krytycznej infrastruktury energetycznej. W takich okolicznościach władzy – każdej – w Polsce włącza się tryb, który kiedyś idealnie ujął w swojej piosence „Panie Waldku” Kazik z Kultem: „Trzeba szybko robić coś konkretnego, bo inaczej wywloką stąd każdego”. Robi się więc cokolwiek, byle szybciej i byle władzy nie dało się zarzucić, że nic nie zrobiła. Może być byle jak, byle było.

I tak się właśnie stało, choć z refleksem szachisty. Dopiero w styczniu weszła w życie nowelizacja Ustawy o ochronie żeglugi i portów morskich, w ramach której dorzucono następujący artykuł:

Art. 27a. 1. W celu zapobieżenia, ograniczenia lub usunięcia poważnego niebezpieczeństwa, w tym wystąpienia zdarzenia o charakterze terrorystycznym, o którym mowa w art. 2 pkt 7 ustawy z dnia 10 czerwca 2016 r. o działaniach antyterrorystycznych, grożącego terminalowi regazyfikacyjnemu skroplonego gazu ziemnego w Świnoujściu, właściwy miejscowo wojewoda, na wniosek lub po zasięgnięciu opinii właściwego miejscowo komendanta oddziału Straży Granicznej oraz kierownika właściwej terytorialnie jednostki organizacyjnej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, może wprowadzić czasowy zakaz przebywania na określonym obszarze w odległości do 200 m od granicy nieruchomości, na której znajduje się ten terminal.

Dalej następuje wąska liczba wyjątków (mieszkańcy, opiekunowie osób niepełnosprawnych itp.).

Tu dwie uwagi. Po pierwsze – dziwacznym (acz czasami spotykanym) rozwiązaniem jest tworzenie w ustawie przepisu dotyczącego jakiegoś konkretnego miejsca, obiektu, osoby. Przepisy ustawowe powinny mieć co do zasady charakter ogólny, bo prawa nie tworzy się na użytek jednego miejsca czy sytuacji. Po drugie – decyzja wojewody nie jest obligatoryjna. Wojewoda może wprowadzić zakaz, ale nie musi. Nie musi też tworzyć strefy 200 m, bo przepis wyraźnie mówi o odległości do 200 m.

No i wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki taki zakaz wprowadził – nagle, bez żadnych konsultacji, w maksymalnym wymiarze odległości. W ten sposób zdezorganizował życie ogromnej liczbie osób – dokładnie tak jak rok wcześniej ludzie z MSWiA.

Spędzałem wakacje w województwie zachodniopomorskim wielokrotnie, więc znam miejsce, o którym jest mowa. Wystarczy rzut oka na mapę – którego być może pan wojewoda nie wykonał – żeby zobaczyć, że jednym cięciem zlikwidowano możliwość dotarcia do latarni morskiej, symbolu Świnoujścia, gdzie zawsze ustawiały się kolejki chętnych, a także do Fortu Gerharda, kolejnej bardzo znanej atrakcji turystycznej. Fort prowadzi prywatna fundacja, więc odcięcie ruchu turystycznego to dla niej drastyczny spadek przychodów. Dodatkowo postawiono pod ścianą właścicieli pensjonatów z najbliższej okolicy, których atutem była możliwość dotarcia na plażę Warszów ulicą Ku Morzu. Nie chodzi tu zatem tylko o komfort ludzi, ale o konkretne straty finansowe.

W swoim rozporządzeniu wojewoda – a więc przedstawiciel rządu – ogłasza:

Na podstawie art. 27a ust. 1 ustawy z dnia 4 września 2008 r. o ochronie żeglugi i portów morskich w zw. z art. 59 ust. 1 ustawy z dnia 23 stycznia 2009 r. o wojewodzie i administracji rządowej w województwie, na wniosek Komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej, po zasięgnięciu opinii Dyrektora Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku, zarządza się

Trudno o przykład większej arogancji. Łatwo odtworzyć prawdopodobny przebieg procesu decyzyjnego w tej sprawie. Nie ten formalny, ale faktyczny.

  • 1. Rząd, spanikowany brakiem regulacji, które powinny istnieć od dawna (podobnie zresztą jak system ochrony Gazoportu, który, nawiasem mówiąc, jest doskonale widoczny z detalami na Google Maps), uchwala na chybcika nowelizację ustawy.
  • 2. Spanikowany komendant oddziału Straży Granicznej, który – jak to w Polsce – musi mieć d…krytkę, że zrobił absolutnie wszystko, co było można, żeby nikt mu nie mógł nic zarzucić w razie czego, kieruje natychmiast wniosek do wojewody.
  • 3. Wojewoda Bogucki staje na baczność i z powodów dokładnie takich samych jak składający wniosek natychmiast wprowadza rozporządzenie.
  • 4. Wszyscy mają d…krytki, jakby co, a co się tam stanie z ludźmi, ich pieniędzmi, interesami – co to kogo.

Czyli mechanizm typowy dla sklerotycznego państwa ze sklerotyczną administracją, której główną i naczelną zasadą jest zapewnienie sobie bezpieczeństwa przed wewnętrznymi rywalami czy prawną odpowiedzialnością, a wszystkie inne sprawy, w tym dobro obywateli, są na o wiele dalszym miejscu, jeśli w ogóle ktoś o nich myśli.

Można to było wszystko oczywiście zrobić kompletnie inaczej.

Kompleksowa ochrona Gazoportu – położonego zresztą w miejscu, które trudno odizolować i powinni to widzieć jego projektanci – powinna zostać wprowadzona już dawno temu. Być może zresztą taka jest – tego przecież nie wiemy – a ustawa i decyzja wojewody to typowe działania nadmiarowe, nad zasadnością których nikt się nie zastanawia i których skutków nikt nie analizuje.

Jeśli zaś dotychczasowy standard ochrony nie był adekwatny, to należało zacząć działać co najmniej natychmiast po wysadzeniu Nord Streamu – bo przecież nikt nie ma chyba wątpliwości, że zagrożenia nie są wydumane. Znając tamtą okolicę (można to zresztą sprawdzić na mapach Google), mogę śmiało stwierdzić, że Gazoport można było doskonale chronić bez zamykania 200-metrowej strefy wokół. Odpowiednie ogrodzenie, dobry monitoring i nadzór ochrony spokojnie wystarczą do ochrony obiektu, który nie jest otoczony przez żadne zabudowania ani przez las (ten rośnie tylko od północy, ale od instalacji oddziela go droga i oczyszczony pas ziemi). Tam i tak wszystko widać jak na dłoni.

Jeśli zaś z jakichś powodów mimo wszystko uznano by, że jednak to nie wystarczy, to wojewoda powinien był zaprosić potencjalnych poszkodowanych na konsultacje, przedstawić im problem i szukać rozwiązania możliwie jak najmniej uciążliwego dla ludzi, łączącego różne interesy. Tak by to wyglądało w państwie, które szanuje obywateli, ich pieniądze, poczynione przez nich inwestycje.

Jeśli osoby, które zostały przez absurdalne rozporządzenie poszkodowane, mają trochę samozaparcia, pójdą ze sprawą do sądu (choć jakie mają w tym wypadku szanse na odszkodowanie – musiałby się wypowiedzieć prawnik). Niestety, miejmy świadomość, że za arogancję i dezynwolturę rządzących zapłacimy jak zwykle my wszyscy, a nie oni osobiście.

Łukasz Warzecha

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Romantyczna walka o przyszłość

Przytłoczeni rzeczywistością, czyli ogromem problemów, które zamiast stopniowo rozwiązywać, niemiłosiernie nam się piętrzą, odpychamy od siebie pytania o przyszłość. Niefrasobliwie unikamy oceny czekających nas wyzwań, w sytuacji gdy tylko poprawna ocena pozwoli nam odkryć największe zagrożenie i się na nie przygotować. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że idziemy na łatwiznę i pozwalamy oceniać tym, którzy mają w tym interes, ale niekoniecznie rację.
6 MIN CZYTANIA

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA