Wolkanie to rasa z uniwersum Star Treka. Szpiczastousi, wysocy, szczupli, do bólu logiczni i kontrolujący emocje towarzysze Ziemian stali się też obrazem tych, którzy politykę widzą bardziej w kategorii szachów niż ustawki (jak Chuligani) lub powodu do wspólnego narzekania przy stole na to, że kto to widział (jak Hobbici). Może pomaga mi w tym wszystkim politologiczne wykształcenie, które każe patrzeć niekiedy w poprzek, a już na pewno w głąb różnych zjawisk politycznych, a może byłbym taki również i z innym dyplomem w kieszeni. Wiem na pewno, że trudno w moim przypadku o nadmierne emocje, już tym bardziej związane z tym, co jeden z drugim pan pod krawatem powiedział w studio lub napisał komuś innemu pod jego wpisem [SZOK, OSTRO, ZOBACZ MEMY].
Oczywiście moja temperatura też zmienia się w czasie. Dawno temu, jeszcze w dla wielu formacyjnym „Młodzież kontra”, nie byłem taki, byłem za to kibolem Murraya N. Rothbarda i było mi z tym dobrze. Z czasem jednak postawiłem na coś innego, a może zwyczajnie nie miałem wyboru, może musiałem stać się libertariańskim pozytywistą, a nie libertariańskim zadymiarzem. Wolę siebie w tej drugiej wersji. Przynajmniej można ze mną w spokoju zjeść obiad.
Są jednak też i takie obszary uczuciowości, z których chyba już się nie wycofam, oczywiście cały czas piszę o emocjach w związku z życiem publicznym, nie prywatnym. Bo może i libertarianizm i patriotyzm są logicznie nie do pogodzenia, ale nie obchodzi mnie to, nie zastanawiam się też nad tym przesadnie i z dumą nazywam się libertariańskim patriotą. Polska budzi we mnie emocje i wolę, żeby tak właśnie było.
Tak się złożyło, że urodziłem się Polakiem, a więc bez własnej woli zostałem włączony w ciąg pokoleń ludzi, którzy naprawdę dużo napisali, powiedzieli, ale też zrobili po to, aby walczyć o wolność swoją i cudzą. Waszą i naszą. Duża część tych starań wzięła się co prawda z własnych błędów naszych przeszłych elit, które wtedy, kiedy inne elity mogły się rozwijać, musiały walczyć o to, żeby w ogóle istnieć, to też jakaś lekcja, gorzka, ale o wolności. Skoro już jednak zrządzeniem losu zostałem Polakiem, co naprawdę jest dziełem historycznego przypadku, bo urodzić się w Jastrzębiu-Zdroju, to znaczy urodzić się zaraz obok granicy wtedy jeszcze z Czechosłowacją, to gram tymi kartami, jakie mam i na miarę własnych możliwości chcę rozwijać i rozwijam nasz wspólny projekt. Popularyzacja Polski i polskości, pokazanie, że wspólnie możemy budować przestrzeń wolności powiązanej z odpowiedzialnością, tolerancją i włączaniem w naszą wspólnotę tych, którzy chcą przyjąć jej najlepsze zasady, jest z mojej perspektywy, libertariańskiego patrioty, obracaniem tymi kapitałami, jakie zostawili tu po sobie nasi poprzednicy. Odziedziczyłem polskość i Polskę i uważam, że to byłby wstyd przed samym sobą, gdybym zmarnował spadek. Stoi przede mną i przed resztą Polaków i Polek test, który musimy zdać. Musimy zostawić Polskę w stanie lepszym niż ten, w jakim ją zastaliśmy. Dlatego, jako w pewnym sensie udziałowiec, powinienem brać, no właśnie, udział w walnych zgromadzeniach akcjonariuszy polskości, które, o tym większość z nich nie wie, odbywają się codziennie, w każdej sekundzie, a nie raz na cztery czy pięć lat. Muszę tam prezentować moją wizję Polski, Polski libertariańskiej na ile to możliwe w okolicznościach ustanowionych przez twarde realia bycia krajem na dorobku w Europie centralnej. Robię to jako pozytywista, który powoli, ale systematycznie, wykuwa ruch ludzi podobnych do siebie. W pewien sposób więc wzmacnia tę frakcję udziałowców, którzy podzielają moje poglądy.
Można inaczej. Można być przecież nielibertariańskim patriotą i to jest zjawisko dość powszechne, bo przecież większość Polaków nie jest libertarianami, można też być libertarianinem obojętnym wobec patriotyzmu. Na pewno się da, ale ja tak nie umiem. I przede wszystkim nie chcę.
Marcin Chmielowski
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie