Największym globalnym producentem miodu od lat pozostają Chiny, które w roku 2020 (najnowsze dostępne dane) dostarczyły na rynek około 458 tysięcy ton tego produktu. Drugie miejsce w tym zestawieniu zajmuje Unia Europejska, która w 2020 r. wyprodukowała – licząc łącznie wszystkie kraje członkowskie – 218 tysięcy ton miodu, czyli ponad dwa razy mniej niż Państwo Środka.
Liczącymi się na świecie graczami niezmiennie pozostają także Turcja, Iran, USA, Rosja, Indie Argentyna, Brazylia czy Ukraina. W 2020 r. Polska była trzecim pod względem liczby uli krajem w Unii Europejskiej, mając ich 1 766 000. To około 500 tys. mniej niż w Rumunii i o 1,2 mln mniej niż w liderującej Hiszpanii. Silna pozycja naszego kraju rokrocznie przekłada się na dobre wyniki eksportowe.
O ile w 2012 r. Polacy wyeksportowali miód o wartości 15 472 mln euro, o tyle w roku 2020 wartość jego sprzedaży poza granice kraju oscylowała wokół kwoty 54 874 mln euro. Polski miód trafiał głównie do Niemiec, Francji, Hiszpanii i Belgii oraz poza granice Unii Europejskiej – głównie do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.
Ile miodu w miodzie
Polska jest wprawdzie silnym graczem na rynku miodu, ale w żadnym wypadku nie oznacza to, że branża ta wolna jest od problemów. Wręcz przeciwnie – kłopoty występują i są bardzo poważne, a od lat dotyczą tego samego wątku, czyli fałszerstw.
Jak wynika z danych prezentowanych przez Polski Związek Pszczelarski, sprawozdanie z unijnej skoordynowanej akcji From the Hives wykazało, że aż 46 procent badanych próbek miodu importowanego na terytorium Wspólnoty jest zafałszowanych. Badania wykazały, że nagminnie używane są tu syropy cukrowe, barwniki i dodatki. Kłopot zaczyna także stanowić samo wykrywanie podróbek, ponieważ fałszerze mieszają miód z cukrami inwertowanymi. Problem stanowi także skuteczne ukrywanie kraju pochodzenia importowanego produktu, który często – praktyka ta znana jest także w innych sektorach produkcji żywności – imitować ma miód wytworzony w UE.
Potrzebne nowe przepisy
Przedstawiciele sektora wezwali Komisję Europejską do zmiany dyrektywy i wypracowania rozwiązań chroniących przed fałszerstwami zarówno konsumentów jak i producentów. Copa-Cogeca wyszła z inicjatywą, która miałaby nałożyć na producentów obowiązek umieszczania na etykietach informacji wskazującej jednoznacznie na kraj pochodzenia miodu – niezależnie od tego, czy pochodzi on z Unii Europejskiej, czy spoza Wspólnoty.
Nieco dalej idzie Polski Związek Pszczelarski, który uważa, że zakazane powinno jakiekolwiek mieszanie miodów. Przedstawiciele branży są także zdania, że w przypadku niemożności przeforsowania zakazu, na etykietach umieszczane powinny być informacje wskazujące na fakt, że produkt stanowi „mieszankę miodów z krajów UE i spoza Unii”. Jeśli i to rozwiązanie nie znalazłoby racji bytu, wówczas wystarczyć musiałaby informacja o kraju pochodzenia umieszczona, jak chciałoby Copa-Cogeca, na etykiecie.
Pszczelarze postulują także, aby w sytuacji odrzucenia propozycji zakazu mieszania miodów, na etykietach pojawiały się informacje o procentowej zawartości miodu z konkretnego kraju w mieszance. Pozwoliłoby to uniknąć sytuacji, w której mieszanka składająca się np. w 10 procentach z miodu polskiego i w 90 procentach z chińskiego określana była jako produkt chińsko-unijny, sugerując porównywalną zawartość surowca pochodzącego z obu lokalizacji. Dziś w praktyce śledzenie pochodzenia miodu jest w zasadzie niewykonalne, co stwarza pole do nadużyć. Obecne przepisy nie gwarantują identyfikowalności ścieżki, jaką miód przebywa od pszczelarza do konsumenta, wobec czego przepisy w tym zakresie powinny zostać zmienione.
Problemów jak w ulu
Branża pszczelarska zwraca także uwagę na liczne inne problemy skutecznie utrudniające funkcjonowanie sektora. To przede wszystkim wzrost kosztów produkcji, który nie ominął także tej branży, a który w połączeniu z ogromnym napływem miodu z Azji zaczyna poważnie rzutować na rentowność unijnej produkcji.
Sam miód importowany z krajów azjatyckich, głównie z Chin, to bowiem produkt, z którym trudno konkurować Europejczykom, których obowiązują restrykcyjne normy produkcyjne. Podstawowym problemem jest tu fakt, że miód z Azji często nie jest doprowadzany do dojrzałości w naturalny sposób. O ile w Unii miód musi zostać przez pszczoły zebrany i osuszony, o tyle w Azji nadmiernie często jest on osuszany przy wykorzystaniu nienaturalnych metod – na przykład poprzez osuszanie podciśnieniowe.
Producenci miodu postulują tu – paralelnie względem innych sektorów produkcji żywności – aby eksporterzy na rynek Unii Europejskiej musieli spełniać normy obowiązujące unijnych producentów. Podobne oczekiwania względem zmian przepisów mają także choćby producenci zbóż czy hodowcy zwierząt i – trzeba przyznać – trudno im się dziwić.