fbpx
czwartek, 2 maja, 2024
Strona głównaFelietonNigdy nie uciekniesz z Adamczychy

Nigdy nie uciekniesz z Adamczychy

W lutym zastanawiałem się nad tym co by było, gdyby Polacy potrafili żartować ze swojej historii i nawet trochę fantazjowałem na ten temat. Po premierze, szkoda, że tak krótkiego, serialu „1670” już wiem co. Serial jest udany, śmieszny i może mieć pozytywny wpływ na naszą wspólnotę. Ale ma też jeden, podstawowy i bardzo groźny dla nas feler. Bo marzenia się spełniają, ale nie zawsze dokładnie tak, jakbyśmy chcieli.

Żeby była jasność: „1670” to bardzo dobry serial komediowy. Z takich, które na równi śmieją się ze wszystkich. Dostaje się szlachcie, chłopom, klerowi, mieszczanom, Żydom, a przy okazji twórcom show udaje się przemycić bardzo ważny, pomijany, aspekt współistnienia stanów i relacji między nimi. Potencjał komiczny dość stereotypowych przywar przeróżnie umocowanych mieszkańców Rzeczypospolitej Obojga Narodów został wykorzystany i to, co ważne, przede wszystkim poprzez zręczny humor słowny i sytuacyjny. Serial jest zabawny, ale nie jest przy tym prymitywny.

Obawiałem się bowiem wpisania historii z folwarcznej przeszłości w zbyt łatwy schemat historii ludowej, której jako Polacy nie przepracowaliśmy dobrze, ale której dobre przepracowanie nie polega na gloryfikowaniu Jakuba Szeli albo zrównywaniu pańszczyzny z niewolnictwem. Mieszkańcy wsi Adamczycha są demokratycznie śmieszni, a całość ukazanych nam przez internetowy kineskop zdarzeń nie polega na tym, że sprytni chłopi to jacyś wyjątkowo pozytywni bohaterowie, a szlachta jest zawsze od nich gorsza, choć bogatsza. Dostajemy coś lepszego, pokazanie, że niektórzy chłopi byli biedni, ale inni od nich bogatsi, niektórzy szlachcice byli biedni jak chłopi, inni, jak Jan Paweł Adamczewski, mogli pozwolić sobie na dostatnie życie, ale co z tego, jeśli interesy na handlu zbożem ostatnio idą gorzej, a wszystkich pokazanych w serialu mógłby kupić epizodycznie go wizytujący magnat. I to za drobne. Ta kompilacja jest zdrowa, bo nie pozwala na budowę fałszywych uproszczeń. Między innymi na tym polega jego pozytywny wpływ na naszą wspólnotę.

Ale też i na tym, że został nam zaproponowany kolejny ciekawy wizerunek sarmaty. Ostatnio sarmaci nie byli szczególnie obecni w popkulturze, a szkoda, właśnie dlatego, że to też jest jakiś kawałek naszej przeszłości i trzeba umieć go strawić i każde pokolenie musi to zrobić na nowo: powinniśmy mieć ich nowe wizerunki. Bogoojczyźniane odczytanie Trylogii Sienkiewicza, książek bądź co bądź awanturniczo-przygodowych, krzyżówek „Trzech Muszkieterów” i opowieści z Dzikiego Zachodu, jest już dzisiaj samo w sobie nie tak popularne jak sto lat temu i dobrze się stało, że mamy nowego sarmatę. W dodatku z rodziną i sąsiadem Andrzejem, ciekawą postacią, która ładnie pokazuje, że przedstawiciele tego stanu byli przecież bardzo różni. Za łatwo dziś przychodzi nam widzenie w sarmatach tylko sejmikowych pieniaczy i folwarcznych dyktatorków, ale serial ucieka od takiego jednostronnego, krytycznego opisu.

„1670” to oczywiście nie jest serial historyczny. To serial, który używając historycznej maski, próbuje nam coś powiedzieć. Tak o naszej współczesności, jak i o naszej przeszłości, która, za pomocą burzenia czwartej ściany i licznych nawiązujących do „tu i teraz” odniesień, zlewa się z nią w jedno. Dostajemy więc coś na kształt historii jako punktu, w którym jesteśmy i to na zawsze, a nie jako osi, po której możemy podróżować.

I to jest właśnie dla mnie problematyczne.

„1670” łatwo porównywać do „Norseman” albo „The Office” i na pewno jest w tym wiele sensu, bo pewne podobieństwa są oczywiste. Można też jednak zestawić dzieje Jana Pawła Adamczewskiego z losami Lorda Czarnej Żmii. i tu właśnie widać ogromną różnicę, która powoduje, że bądź co bądź dwa rozrywkowe seriale komediowe, bardzo luźno bawiące się historią i mieszające je ze współczesnością – są tak naprawdę od siebie zupełnie różne.

„Czarna Żmija” składał się z czterech sezonów, pokazujących historię rodu na tle różnych czasów. Nieodmiennie grany przez Rowana Atkinsona inteligentny, ale zbytnio kombinujący arystokrata był jednak zawsze w nieco innym położeniu. Jeszcze w średniowieczu otarł się o tron i niemalże doszedł do największej władzy. W okopach wielkiej wojny, jako brytyjski oficer, już tylko walczy o przetrwanie. Można powiedzieć, że jego negatywne cechy charakteru, dziedziczone przez jego następców, spychają go niżej. Potrzeba dopiero, to wątek z jednego z odcinków specjalnych, wehikułu czasu, aby Czarnej Żmii udało się osiągnąć to, czego chciał: bycie królem.

Inaczej jest rozpisana rola Jana Pawła Adamczewskiego. Jest to jednocześnie sarmata, jak i nasz głupkowaty sąsiad – Janusz biznesu. To przodek, ale też wuja spotykany od święta. Jego wady są uniwersalne, ale nie widzimy, aby z ich powodu jakoś wyraźnie cierpiał, nie osiągał tego, co chce osiągnąć, czy też aby to dzięki przełamywaniu jego słabości przez mądrość zbiorową innych przedstawicieli jego stanu: udawało się lepiej kierować nawą państwową. Jest wprost przeciwnie. W ostatnim odcinku, dzięki podwójnemu zrządzeniu losu, tak on, jak i jego szwagier dostają od życia spore prezenty. Po prostu mieli szczęście. Ale też: okazali się być bezwolni wobec biegu historii. Ich działania nie przełożyły się na to, jak potoczyły się ich losy. Ktoś wybrał za nich.

W „Naprawić przyszłość”, książce, która jest między innymi o kryzysie klimatycznym, Marcin Napiórkowski pisze o najpopularniejszych narracjach, w jakie staramy się chwycić historię. Są to: upadek, postęp, kryzys, przesilenie i najbardziej mnie tu interesująca równowaga. Czyli, że nie jest tak, że lepiej już było, albo dopiero będzie. Jest tak, jak było. Najważniejsze nie ulega zmianie. Adamczycha to nie tylko wieś folwarczna, ale też twoja firma, twój sąsiad, twój krewny i ty sam, bo ty też jesteś Polakiem, mieszkańcem kraju, który jest folwarkiem, w którym nie zmienia się nic, w którym siedemnastowieczni szlachcice mówią do ciebie żarty, jakie rozumiesz w XXI wieku. A my przecież potrzebujemy rozwoju. W „1670” zabrakło mi ukarania negatywnych przywar głównego bohatera. Pokazania, że maszyna rzeczywistości może dobre czyny nagradzać, a złe karać. I że mamy na nią wpływ. Jasne, tak doskonale sprawiedliwie może działać tylko ta filmowa. Ale łatwiej będzie przebudowywać rzeczywistość, jeśli popkultura będzie wskazywać ku temu drogi, a nie trąbić o tym, że przecież wszystko będzie po staremu i nic nie można zmienić.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Pluszowy krzyż polskich liberałów i libertarian

Rozmowa z innym pozwala docenić to, co mamy. Szczególnie wtedy, kiedy ten inny jest tak naprawdę bardzo do nas podobny. Na przykład jest libertarianinem z Białorusi.
5 MIN CZYTANIA

Rocznica członkostwa w Unii

1 maja mija 20 lat, odkąd Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Niestety w polskiej przestrzeni publicznej krąży wiele mitów i półprawd na ten temat. Dlatego właśnie napisałem i wydałem książkę „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”.
4 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Pluszowy krzyż polskich liberałów i libertarian

Rozmowa z innym pozwala docenić to, co mamy. Szczególnie wtedy, kiedy ten inny jest tak naprawdę bardzo do nas podobny. Na przykład jest libertarianinem z Białorusi.
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA