Piszę ten felieton w Białymstoku, historycznej stolicy Podlasia. Miałem okazję rozmawiać z kilkoma osobami w tym regionie działającymi i prowadzącymi interesy. Od jednej z nich usłyszałem, że decyzje o ewentualnym zamykaniu kolejnych przejść granicznych z Białorusią, podejmowane przez ministra Mariusza Kamińskiego, byłyby dramatem dla miejscowych. Wielu z nich żyło z granicznego handlu. Kupowali towar na Białorusi, sprzedawali z zyskiem w Polsce i wystarczało im na życie, choć kokosów na tym nie robili. Polska zamknęła już całkowicie jedno z przejść – w Bobrownikach – a na innych ograniczyła ruch. Miała to być reakcja na działania strony białoruskiej.
Wygląda jednak na to, że mamy tu do czynienia z jakimś dziwnym teatrem, w którym główną rolę gra minister Mariusz Kamiński. Przejście w Bobrownikach w obwodzie grodzieńskim zostało zamknięte dzień po skazaniu przez białoruski sąd Andrzeja Poczobuta i przez większość polskich mediów, zwłaszcza te bliskie rządowi, jest przedstawiane jako odwet za tę decyzję. Tylko gdzieniegdzie można znaleźć informację, że wcale nie wynikało to ze sprawy Poczobuta, lecz z faktu, że miała tam miejsce afera korupcyjna wśród pracowników Krajowej Administracji Skarbowej, dotycząca tak dużej części obsady przejścia, że po prostu trzeba je było zamknąć. Zaś związek z wyrokiem na polskiego działacza i dziennikarza był przypadkowy. Tak twierdziła rzecznik Straży Granicznej Anna Michalska.
Podczas pobytu w Białymstoku rozmawiałem z jednym z polityków centralnego szczebla. Spytałem go, czy jego zdaniem Mariusz Kamiński nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje dla dużej części Polaków w przygranicznych miejscowościach ma zamknięcie jednego przejścia, o kolejnych nie mówiąc. Odpowiedź była krótka: „Kamiński to fanatyk, który na takie sprawy nie zwraca uwagi”.
Nie zaskoczyła mnie ta opinia, bo jeśli przyjrzeć się poczynaniom MSWiA po 24 lutego, widać kompletne nieliczenie się ze skutkami swoich działań dla gospodarki. Nowelizacja ustawy sankcyjnej dała w praktyce możliwość nacjonalizacji firm podejrzewanych zaledwie o jakiekolwiek związki z Rosją. Pod koniec kwietnia ubiegłego roku MSWiA, zamrażając rachunki firmy Novatek, odcięło od gazu tuż przed długim weekendem majowym kilka nadmorskich turystycznych miejscowości i następnie na gwałt szukało rozwiązania problemu, który samo stworzyło. Jestem zatem absolutnie gotów uwierzyć, że podejmując decyzję o zamknięciu przejścia granicznego ministerstwo kompletnie nie interesowały skutki dla polskich obywateli, żyjących z handlu transgranicznego.
Przebieg wypadków mógł być następujący – zastrzegam, że to jedynie hipoteza: najpierw pojawiła się sprawa pracowników przejścia i korupcji tamże, która jednak została zamrożona do momentu pojawienia się okazji w postaci wyroku na Andrzeja Poczobuta. Dopiero wtedy zrealizowano zatrzymania, ale po cichu, tak aby wytworzyć wrażenie, że jest to jednak śmiała odpowiedź na wyrok białoruskiego sądu. Białorusini musieli odpowiedzieć i było to w taktykę MSWiA wkalkulowane oraz pożądane, a skoro Mińsk odpowiedział, to odpowiedziała też Warszawa, wprowadzając ograniczenia na innych przejściach. Jednym słowem – korzystając ze sprawy korupcyjnej, doprowadzono do absurdalnego rozkręcenia sporu z Mińskiem, którego ofiarą padają polscy przewoźnicy (obłożeni ograniczenia przez Mińsk) oraz transgraniczni handlarze – na razie tylko w Bobrownikach, ale być może akcja się rozszerzy, bo MSWiA oraz MSZ stwierdziły, że następne przejścia będą zamykane, jeśli będą tego wymagały „względy bezpieczeństwa”.
Ta historia pokazuje, że w związku z wojną i napięciem ze wschodem mamy do czynienia z sytuacją podobną jak podczas pandemii: podejmowane decyzje nie są konsultowane z ludźmi rozumiejącymi ich gospodarcze skutki. Podejmują je politycy z poczuciem prometejskiej misji, dla których los przedsiębiorców i ich firm jest kompletną abstrakcją, jakimś nieważnym i wydumanym elementem. W lepszych czasach i w atmosferze bardziej sprzyjającej dyskusji można by z tego wyciągnąć pożyteczne wnioski. Na przykład taki, że wszelkie tego typu działania powinny być konsultowane choćby z Biurem Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców. Na razie jednak możemy o tym tylko pomarzyć.
Łukasz Warzecha