fbpx
poniedziałek, 16 września, 2024
Strona głównaFelietonPanika klimatystycznych naganiaczy

Panika klimatystycznych naganiaczy

Obserwuję wzmożoną panikę po stronie klimatystycznych naganiaczy, wciskających nam bajki o wspaniałej, przynoszącej korzyści polityce klimatycznej UE. Przyczyny tej paniki i coraz bardziej agresywnych wpisów w mediach społecznościowych są trojakie.

Pierwsza z nich to nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego, w których rosnąca świadomość spodziewanych obciążeń może odegrać dużą rolę. Ludzie patronujący polityce, wspieranej przez klimatystycznych naganiaczy, a także interesariusze, którzy na niej skorzystają, mogą mieć po tych wyborach znacznie trudniej.

Druga przyczyna to coraz mocniej przebijające się do powszechnej świadomości konkretne obciążenia i regulacje. O ile jeszcze rok temu wspomnienie o dyrektywie EPBD (budynkowej) brzmiałoby dla większości Polaków jak tureckie kazanie, to dziś samo to pojęcie – choć zapewne bez detali – zaczyna być już kojarzone.

Trzeci powód to zabieg, po który sięgnąłem w jednym ze swoich filmów, pokazując, jaki będzie koszt zielonego ładu nie w abstrakcyjnych dla przeciętnej osoby liczbach, ale w pieniądzach przeliczonych na rok na jednego pracującego Polaka. Wyszło 32 tys. zł. Ta suma to średnia na jednego pracującego obywatela UE, wynikająca z ogólnej sumy inwestycji na poziomie 40 bln euro, podanej w raporcie Institut Rousseau. Ten mój film i towarzyszące mu wpisy w mediach społecznościowych wywołały szczególną furię klimatystycznej sekty.

Niektórzy zaczęli mi zarzucać, że manipuluję, ponieważ suma ta jest mniejsza. Sięgnęli w tym celu po podane w raporcie wielkości 3,6 (lub 3,1, zależnie od tego, czy mówimy o inwestycjach sektora publicznego czy prywatnego) proc. polskiego PKB. Problem w tym, że jest to – według autorów raportu – wydatek ekstra, ponad tak zwany scenariusz bazowy, zdefiniowany całkowicie arbitralnie, natomiast całościowy koszt to aż 13,6 proc. polskiego PKB. Po dokonaniu wyliczeń okazuje się, że będzie to jeszcze więcej, niż podawałem pierwotnie: 34,2 tys. zł rocznie przez 26 lat, czyli w sumie ponad 890 tys. zł na jednego pracującego Polaka.

Trzeba tu uporać się z często pojawiającą się manipulacją, pojawiającą się we wszystkich w zasadzie unijnych raportach, a nawet dokumentach. Otóż wydatki na zielony ład nazywane są „inwestycjami”. Czym jest inwestycja? Spójrzmy – jak to robią często prawnicy, chcąc określić znaczenie przepisu – do słownikowej definicji (ze „Słownika języka polskiego” PWN, Warszawa 1996): inwestycja to „przeznaczenie środków finansowych na powiększenie lub odtworzenie zasobów majątkowych”. Nietrudno zauważyć, że wpakowanie w Polsce choćby 1,5 biliona złotych na realizację samej dyrektywy EPBD nie jest w tym sensie żadną „inwestycją”. Ten wydatek bowiem ani niczego nie odtwarza, ani nie powiększa. Odnosi się to do wszystkich działań, wymuszanych przez zielony ład.

Inwestycja jest wówczas, gdy inwestor działa dobrowolnie, przeznaczając własne środki w miarę swoich możliwości na coś, co – jak ma nadzieję – może mu przynieść zysk. To w żadnym wypadku nie jest taka sytuacja. Nie mamy tu dobrowolności, bo UE konstruuje przepisy, których sensem jest przymus lub wywarcie znaczącej presji. Nie mamy tu również wydawania pieniędzy na własną miarę i zgodnie z możliwościami, bo w przypadku przyjętej dopiero co przez Parlament Europejski dyrektywy EPBD sam przepis stwierdza, że integralną częścią jego realizacji ma być system kredytów. Czyli przymusowe „renowacje” będą wymuszały zapożyczanie się w instytucjach finansowych.

Nie ma tu wreszcie oczywistej nadziei zysków, nawet w przypadku dyrektywy EPBD. Teoretycznie renowowany budynek ma pozwolić na oszczędności w wydatkach na energię, ale te oszczędności będą musiały być poprzedzone wydatkiem przekraczającym możliwości wielu osób, które mogą nigdy nie doczekać momentu ich zwrotu. Korzyść zaś nie jest samoistna, ale wynika z również sztucznie narzuconego systemu obciążeń. Inaczej mówiąc – najpierw UE opodatkowuje inne sposoby pozyskiwania energii czy ciepła niż pochodzące ze źródeł odnawialnych, żeby potem stwierdzić, że przejście na te ostatnie oznacza „oszczędności”. To tak jakbyśmy opodatkowali na zabójczym poziomie wszystkie samochody poniżej klasy premium, a potem stwierdzili, że zapożyczając się po uszy i kupując samochód z klasy premium, właśnie dana osoba dokonuje „oszczędności”.

Zwolennicy zielonej rewolucji dokonują jeszcze innych fikołków. Na przykład modne stało się wśród nich stwierdzenie – w czasie „debaty” na Kanale Zero wygłosił je dr Popkiewicz – że „oszczędzimy” na imporcie paliw kopalnych, bo wydamy pieniądze u nas zamiast „transferować” je do „szejków arabskich”. Jest to stwierdzenie tak absurdalne z ekonomicznego punktu widzenia, że trudno je nawet komentować. Na podobnej zasadzie można by uznać, że powinniśmy uruchomić natychmiast własną fabrykę samochodów, żeby przestać „transferować” pieniądze do Niemiec, kupując volkswageny.

Międzynarodowa wymiana handlowa nie jest żadnym „transferowaniem” ani „marnowaniem” pieniędzy – na tym opiera się międzynarodowy handel, w którym jednym z przedmiotów, aczkolwiek specyficznym, są surowce. W ich kupowaniu za granicą nie ma nic złego, kompletnym zaś złudzeniem jest, że jeśli przestaniemy korzystać z ropy (która, przypomnę panu dr. Popkiewiczowi, jest wykorzystywana w przemyśle na mnóstwo różnych sposobów, a napędzanie pojazdów jest tylko jednym z wielu jej zastosowań), to dotąd wydawane na nią pieniądze po prostu zostaną sobie u nas. Tak oczywiście nie będzie – będziemy je wydawać na zakup wiatraków czy fotwoltaiki także za granicą oraz na ich serwisowanie np. w Siemensie. Odcięcie Polaków od paliw kopalnych będzie także oznaczać tak olbrzymie koszty – np. wymiany floty pojazdów – że sprawa korzyści rozmywa się w ogóle.

Jedno w tym wszystkim napawa optymizmem: ludzie zaczynają się domagać od klimatystycznych naganiaczy konkretnych liczb. Kiedy obiektem ataku staje się nasz portfel, wygłaszanie frazesów o „płonącej planecie” przestaje wystarczać.

Łukasz Warzecha

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA